nt_logo

Ambitna i niedoceniana. Po dokumencie "Halftime" Netflixa padniesz przed Jennifer Lopez na kolana

Ola Gersz

21 czerwca 2022, 19:53 · 7 minut czytania
Porażająco ambitna i pracowita. Perfekcjonistka, która sama wydeptała sobie drogę z Bronxu na szczyt i nie zważała na odciski. Artystka, której nie traktowano poważnie ze względu na pochodzenie i o której pupie mówiono częściej niż o jej sukcesach. Kobieta, która swój najlepszy czas w karierze i życiu rozpoczęła po 50. urodzinach. Przed wami Jennifer Lopez, bohaterka dokumentu Netflixa "Halftime", który – mimo że uładzony i bezpieczny – jest kopalnią inspiracji i tryska kobiecą siłą.


Ambitna i niedoceniana. Po dokumencie "Halftime" Netflixa padniesz przed Jennifer Lopez na kolana

Ola Gersz
21 czerwca 2022, 19:53 • 1 minuta czytania
Porażająco ambitna i pracowita. Perfekcjonistka, która sama wydeptała sobie drogę z Bronxu na szczyt i nie zważała na odciski. Artystka, której nie traktowano poważnie ze względu na pochodzenie i o której pupie mówiono częściej niż o jej sukcesach. Kobieta, która swój najlepszy czas w karierze i życiu rozpoczęła po 50. urodzinach. Przed wami Jennifer Lopez, bohaterka dokumentu Netflixa "Halftime", który – mimo że uładzony i bezpieczny – jest kopalnią inspiracji i tryska kobiecą siłą.
Jennifer Lopez w "Halftime" mówi światu tylko to, co chce powiedzieć, ale zdradza sporo Fot. Netflix
  • "Jennifer Lopez: Halftime" to dokument Netflixa o Jennifer Lopez, którego reżyserką jest Amanda Micheli
  • Film dokumentalny "Jennifer Lopez: Halftime" opowiada o karierze J.Lo, która jako kobieta i Latynoska długo nie była szanowana w show-biznesie
  • Dokument Netflixa skupia się głównie na występie Jennifer Lopez na Super Bowl w 2020 roku oraz jej powszechnie chwalonej roli w filmie "Ślicznotki" ("Hustlers") z 2019 roku, za którą nieoczekiwanie nie otrzymała nominacji do Oscara
  • "Halftime" Netflixa to inspirujący dokument, który celebruje każdy aspekt kobiecości. Mimo że jest nadzorowany przez Jennifer Lopez i "bezpieczny", to gwiazda wiele zdradza o swojej karierze i szczerze mówi o swoich emocjach
  • Jak oceniamy "Halftime" (2022)? Oto recenzja dokumentu o Jennifer Lopez

O dokumencie o Jennifer Lopez było głośno jeszcze przed premierą na Netflixie (wcześniej film miał premierę na Festiwalu Filmowym Tribeca w Nowym Jorku). Dlaczego? Z powodu jednej sceny. Tej, w której J.Lo, przygotowująca się do występu na Super Bowl z Shakirą, mówi: "To najgorszy pomysł na świecie, żeby występowały dwie osoby". Na Lopez posypały się gromy, nazwano ją arogancką, stwierdzono, że obraziła Shakirę.

Tymczasem gwiazda miała rację, co stwierdzi większość widzów po obejrzeniu "Jennifer Lopez: Halftime". Tradycyjnie na występ w Super Bowl (najbardziej prestiżowy w amerykańskim show-biznesie, o którym mówi cały świat) zapraszana jest jedna główna gwiazda, tzw. headliner. To dookoła headlinera kręci się całe show i to on decyduje, jakich gości zaprosi (gwiazdą tegorocznego, znakomitego Halftime Show na Super Bowl był Dr. Dre, który ściągnął legendy świata rapu i r'n'b).

Przed Super Bowl w 2020 roku NFL, największa liga futbolu amerykańskiego, miała sporo problemów z rasizmem, któremu sprzeciwił się Colin Kaepernick, gdy po raz pierwszy ukląkł podczas odśpiewania Stanów Zjednoczonych przed meczem. Wtedy rozpętała się burza, a "Halftime" stawia sprawę jasno: zdesperowane NFL właśnie wtedy zażyczyło sobie latynoskiej artystki (przypomnijmy, że był to również moment, w którym dzieci imigrantów z Ameryki Południowej rozdzielano od rodziców na granicy na życzenie Donalda Trumpa).

Wybrano Jennifer Lopez i Shakirę. Dlaczego aż dwie gwiazdy zostały headlinerami? – To było obraźliwe, że uznali, że dwie Latynoski muszą wykonać pracę, którą dotąd wykonywała jedna osoba – mówi jedna z "gadających głów" w dokumencie Netflixa. Tak, ma rację, podobnie jak miała ją Jennifer Lopez, która irytowała się, że dostały z Kolumbijką zaledwie 12 minut na występ, co daje... 6 minut na każdą z nich. W dokumencie widzimy, jak gwiazda walczy o każdą sekundę i minutę (ostatecznie Halftime Show trwało 14 minut).

Krytyczna uwaga Lopez, o której rozpisywano się w mediach, nie była jednak wymierzona w Shakirę, ale w amerykańskie społeczeństwo, dla którego latynoska kobieta jest wciąż na niższej pozycji nie tylko od mężczyzny, ale i białej kobiety.

I o tym właśnie jest film dokumentalny "Halftime", który potwierdza również to, co udowodniła "burza o występ z Shakirą" (ta położyła się cieniem na całym dokumencie) – uwielbiamy mówić o wszystkim związanym z Jennifer Lopez, tylko nie o jej karierze i sukcesach.

Kariera Jennifer Lopez: z Bronxu na szczyt

"Halftime" Amandy Micheli ma formułę typową dla dokumentów o gwiazdach, które powstają pod czujnym okiem samym zainteresowanych. To zwykle historia trudnych początków i wyboistej drogi (które tak uwielbiają Amerykanie) poprzetykana scenami za kulis, wypowiedziami osób z otoczenia artysty i fragmentami występów. Czegoś oryginalnego i przełomowego po prostu nie warto tutaj oczekiwać.

Wszystko zależy jednak od tego, czy gwiazda ma coś ciekawego do powiedzenia – i chce to powiedzieć. I podczas gdy niektóre dokumenty są nudne, bezsensowne i zostawiają nas z niczym (jak "Shawn Mendes: In Wonder", który służył jedynie promocji nowego albumu piosenkarza), to 52-letnia Jennifer Lopez naprawdę ma do powiedzenia wiele.

Zresztą już sama koncepcja "Halftime" jest obiecująca. Oto Jennifer Lopez, tancerka, piosenkarka, aktorka i kulturowa ikona, kończy 50 lat. Gdy zdmuchuje świeczki w swoim autobusie, mówi: "Moje życie dopiero się zaczyna". I ma rację.

W ciągu ostatnich dwóch lat zagrała swoją najlepszą rolę w karierze w filmie "Ślicznotki" (który jednocześnie wyprodukowała), została nominowana do Złotego Globa i wystąpiła na Super Bowl. I to właśnie na tych dwóch epizodach z jej życia – "Hustlers" i Super Bowl – koncentruje się dokument Netflixa.

Gdy Lopez mówi o początkach swojej kariery z perspektywy lat, nie możemy jej nie podziwiać. Córka Portorykańczyków z Bronxu, która opuściła dom w wieku 18 lat, aby tańczyć, czemu sprzeciwiała się jej matka. Tancerka, która została aktorką, zdobyła główną rolę w "Selenie" i stała się gwiazdą w czasach, gdy latynoskich artystów było w mainstreamie jak na lekarstwo. Aktorka, która została piosenkarką, a jej debiutancki album stał się hitem. Piosenkarka, która stała się globalną ikoną i do dziś pozostaje na szczycie.

Między ujęciami z festiwali i ceremonii nagród oraz próbami do występu na Super Bowl Lopez opowiada o swojej karierze, jak również o dzieciństwie, rodzicach, macierzyństwie i dzieciach. Widzimy ją spoconą na sali tanecznej, wystrojoną na czerwonych dywanach i leżącą w łóżku w piżamie. Piszącą z rodziną na komunikatorze, przytulającą dzieci i harującą dniami i nocami. Szybko poznajemy ją jako tytana pracy, perfekcjonistkę i ambitną profesjonalistkę, która nie przestaje pracować, nawet gdy choruje, ale również jako czułą i oddaną matkę oraz przeciwniczkę antyimigracyjnej polityki Donalda Trumpa.

Lopez bacznie jednak pilnuje, aby nie powiedzieć za dużo – temat jej związków w "Halftime" się nie pojawia. Jej byłego Alexa Rodgrigueza w ogóle w nim nie ma, a Ben Affleck (do którego gwiazda wróciła po 17 latach w 2021 roku i z którym zaręczyła się w kwietniu) tylko na chwilę pojawia się przed kamerą. Lopez stawia jednak sprawę jasno: nie chce być postrzegana przez pryzmat swoich relacji z mężczyznami: chce być podmiotem własnej historii i samowystarczalną kobietą.

Niedoceniana J.Lo

Lopez odniosła olbrzymi sukces, jednak w jej historii dominują: brak szacunku i niedocenienie. Jako atrakcyjna Latynoska długo nie była brana na poważnie. Gwiazda szczerze mówi, że harowała jak wół, by ktoś docenił jej pracę i talent, a nie urodę, krągłą pupę (gdy "Halftime" pokazuje kuriozalne medialne urywki sprzed lat o pośladkach J.Lo, możemy się tylko cieszyć, że te czasy już minęły) i romanse. Harowała, ale i tak brano ją za żart, wyznaje.

Tak, Lopez nie ma wybitnego talentu aktorskiego czy wokalnego, ale daje z siebie wszystko i nigdy nie zawodzi. Pracuje od rana do wieczora, jest dobrze naoliwioną maszyną, cały czas się rozwija. Pomijając wartość wielu jej filmów czy nasze gusta muzyczne, nie można odmówić jej bycia solidną artystką.

Zwłaszcza, że Lopez jest gwiazdą, której sukcesy (80 milionów sprzedanych płyt, 15 miliardów odtworzeń w serwisach streamingowych, prawie 40 filmów, które zarobiły ponad 3 miliardy dolarów, ponad 350 milionów obserwatorów w social mediach – wylicza "Halftime") przyprawiają o zawroty głowy. I do wszystkiego doszła sama – bez koneksji czy pomocy rodziców.

Tymczasem nawet dziś – gdy mogłoby się już wydawać, że Lopez zapracowała na swoją pozycję – niektórzy wciąż nazywają ją "celebrytką i jurorką 'Idola'". Nie dość, że zdaniem NFL nie zasługiwała na bycie jedyną headlinerką Halftime Show (nie ustępując Shakirze, ikonie samej w sobie, która przecież takze zasługuje na swoje osobne show), to w 2020 roku nie dostała nominacji do Oscara za zrealizowane wyłącznie przez kobiety "Ślicznotki", mimo że była jedną z faworytek (co przydarzyło się w tym roku również Lady Gadze).

Sama Lopez nie jest tym wszystkim zdziwiona. – Jestem Latynoską. Jestem kobietą. Spodziewałam się tego. Ty nie. Ty spodziewasz się uczciwego traktowania – cytuje Ben Affleck odpowiedź J.Lo na jego pytanie przed lat, czy gwiazda nie ma dosyć przedmiotowego traktowania przed media, świat kina i muzyki.

Jennifer jest jednak tym zmęczona. W "Halftime" nie ukrywa rozczarowania i żalu, gdy nie dostała Złotego Globa ani oscarowej nominacji. Być może film o sex workerkach (o którego realizację reżyserka Lorene Scafaria musiała długo walczyć), był "przegięciem" dla patriarchalnego Hollywood? Niewykluczone. Lopez wyjawia, że wiele razy miała ochotę to wszystko rzucić.

Nic więc dziwnego, że gdy – jeszcze przed ogłoszeniem nominacji do Oscara – czyta swojej przyjaciółce fragment jednej z recenzji "Hustlers" ("To ekscytujące widzieć tak niedocenianą artystkę, która doczekała się uznania w świecie filmu"), zaczyna płakać. Owszem, dokument "Halftime" jest sprawnie wyreżyserowany, ale raczej nie mamy wątpliwości, że łzy Lopez – wyczerpanej ciągłą pracą i walką – są szczere.

"Halftime": celebracja kobiecości

Jennifer Lopez się jednak nie poddaje i to właśnie jest głównym przesłaniem dokumentu Netflixa. J.Lo jest "niebiałą kobietą, która miała czelność realizować swoje marzenia", słyszymy w dokumencie. I właśnie ten aspekt jest w "Halftime" najbardziej intrygujący i inspirujący. Gdy widzimy Lopez, która haruje jak wół, nigdy nie spoczywa na laurach, a po 50-stce ma swój złoty okres, nie sposób nie odczuwać motywacji i siły.

"Halftime" to dokument nadzorowany przez Lopez, dlatego jest "ułożony" i bezpieczny. Narracja jest jednoznaczna i prowadzi do zgrabnej konkluzji. Kamera nie pokazuje nam nic, czego Lopez nie chciałaby pokazać. Jednak mimo to film jest kopalnią inspiracji i motywacyjnym kopem, a jednocześnie porusza kilka ciekawych kwestii, jak amerykański sen w XXI wieku.

Produkcja Netflixa jest również celebracją kobiecości, co zresztą Lopez wielokrotnie powtarza. – Świętujemy kobiety w każdym aspekcie. Za mądrość, za siłę, za zmysłowość – mówi o (swoją drogą naprawdę bardzo dobrym) filmie "Hustlers". – Często myślimy: "jeśli będę zbyt seksowna, nie będę traktowana poważnie". Nie da się wykasować pewnych części siebie. Wszystkie mogą współistnieć i być bardzo autentyczne – dodaje.

I to przesłanie zostaje nam po "Halftime". Nawet ikona, jaką jest zabójczo piękna, atrakcyjna i bogata, obsypana sukcesami Jennifer Lopez, musi nadal walczyć o swoje w świecie, którym wciąż rządzą mężczyźni.

Czytaj także: https://natemat.pl/390841,co-warto-obejrzec-6-filmow-dokumentalnych-na-wieczor