Córka gwiazd Hollywood, która długo walczyła o zaistnienie jako aktorka. Udało się to dopiero dzięki... wyśmiewanym i zmiażdżonym przez krytyków (ale hitowym) "Pięćdziesiąt twarzom Greya". Jednak Dakota Johnson zamiast zapaść się pod ziemię po roli w kiczowatych erotykach postanowiła wycisnąć swoje pięć minut jak cytrynę. Rezultat? Od premiery trzeciej części "Greya" minęły cztery lata, a Johnson jest dziś wychwalaną za swój talent gwiazdą, która przebiera w głównych rolach jak w ulęgałkach. Oto nauczka dla widza: wcale nie warto kłaść na aktorze krzyżyka po fatalnym filmie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dakota Johnson jest dzisiaj jedną z najpopularniejszych aktorek Hollywood.
Nie wszyscy wiedzą, że Dakota Johnson jest córką Dona Johnsona i Melanie Griffith, a jej ojczymem jest Antonio Banderas.
Johnson zdobyła popularność rolą Anastasii Steele w filmach erotycznych z serii "Pięćdziesiąt twarzy Greya" (2015-2018), które były kinowymi hitami, ale zostały zmiażdżone przez krytyków.
Dziś Dakota Johnson jest gwiazdą, a w swojej filmografii ma m.in. "Nienasyconych", "Suspirię", "Córkę" czy "Perswazje" Netflixa.
Partnerem 32-letniej Dakoty Johnson jest Chris Martin, starszy od niej 13 lat wokalista brytyjskiego zespołu Coldplay .
Kristen Stewart, Robert Pattinson, Dakota Johnson. Ci pierwsi wydali na siebie wyrok rolami w sadze "Zmierzch". Długo byli traktowani jak beztalencia, musieli ostro się napracować, aby krytycy i widzowie zaczęli brać ich na poważnie. Cóż, trudno się temu dziwić, żadne z nich nie popisało się w "Zmierzchu" imponującym talentem. Dzisiaj Stewart i Pattinson są jednak jednymi z najciekawszych młodych aktorów, którzy mają na koncie znakomite role, nieoczywiste i złożone.
W 2015 roku do wampirzego duetu dołączyła Johnson. Rolę Anastasii "Any" Steele w sadomasochistycznym erotyku "Pięćdziesiąt twarzy Greya" i jego dwóch sequelach uważano za obciach, zły gust i parcie na szkło (cóż, cała trylogia to, podobnie jak saga "Zmierzch", po prostu słabe kino). Hejterzy uznali, że "nagrodzona" dwiema Złotymi Malinami Dakota Johnson to zaledwie marna aktoreczka, która jedzie na sławie rodziców (dostało się także Jamiemu Dornanowi, naprawdę dobremu aktorowi). Jednak Johnson, znacznie szybciej niż Stewart i Pattinson, pokazała wszystkim, że nie mają racji.
Oto historia Dakoty Johnson, hollywoodzkiej dziedziczki i utalentowanej aktorki, która nie dała się zmiażdżyć i zaszufladkować, przekuła rolę w złych filmach w ogromny sukces i dziś jest cenioną gwiazdą, o którą biją się reżyserzy. Ba, niektórzy nazywają ją już wręcz ikoną. Christian Grey można spadać na drzewo.
Aktorska rodzina Dakoty Johnson
W każdej biografii kluczowe jest dzieciństwo, ale w przypadku Dakoty Johnson absolutnie nie można go pominąć. Aktorka ma bowiem kino w genach. Jej matką jest Melanie Griffith ("Pracująca dziewczyna", "Świadek mimo woli"), ojcem – Don Johnson ("Policjanci z Miami", "Nash Bridges"). Dziadkowie ze strony matki to gwiazda "Ptaków" Alfreda Hitchcocka Tippi Hendren oraz były dziecięcy aktor Peter Griffith, zaś ciotką Dakoty jest aktorka Tracy Griffith, a wujkiem – scenograf filmowy Clay A. Griffith. Prawdziwie hollywoodzki klan.
Jest jeszcze ojczym, a właściwie były ojczym. Griffith i Johnson wzięli ślub w 1989 roku, roku urodzenia Johnson (właściwie był to ponowny ślub, gdy para po raz pierwszy stanęła przed ołtarzem i rozwiodła się w 1976 roku), i rozstali się, gdy Dakota miała sześć lat. W tym samym, 1996 roku Melanie Griffith wyszła za hiszpańskiego gwiazdora Antonia Banderasa (który wówczas zaistniał w Hollywood m.in. dzięki "Desperado" oraz "Masce Zorro").
Mimo że matka Dakoty rozwiodła się z jej Banderasem w 2015 roku, to Johnson – która łącznie ma sześcioro przyrodniego rodzeństwa – do dziś jest z nim blisko związana i zwraca się do niego per "Papi". W 2019 roku wręczyła mu nagrodę dla najlepszego aktora na gali Hollywood Film Awards i zapowiedziała go w uroczej, zabawnej przemowie. – Wszedł do naszego życia i zmienił je na zawsze – mówiła. Pod filmem na YouTube szybko posypały się komentarze zachwycone jej ciepłą relacją z ojczymem.
Dzieciństwo i okres dojrzewania Dakota Johnson spędziła więc na planach filmowych, na branżowych przyjęciach oraz w nieustannej podróży. Była nieodrodnym dzieckiem Hollywood, które często zmieniało miejsce zamieszkania, szkoły, nianie i przyjaciół, a o stabilizacji mogło jedynie pomarzyć. Zwłaszcza że jej rodzice byli rozwiedzeni i dzielili się opieką nad córką. – Cały czas byłam zagubiona i zdezorientowana, nigdzie nie zarzuciłam kotwicy – mówiła w 2017 w "Vogue".
Właśnie jako dziecko Hollywood, a dokładniej jako Miss Golden Globe (czyli córkę ludzi kina), przedstawiono ją na ceremonii rozdania Złotych Globów w 2006 roku. Dla niespełna 17-letniej Dakoty był to oficjalny debiut w filmowym towarzystwie – nieco speszona stała na scenie obok swojej matki, która w 1975 roku sama dzierżyła tytuł Miss Złotych Globów. Jako "pomagier" na gali poradziła sobie świetnie, ale na start swojej kariery musiała jeszcze poczekać.
Rodzina zobowiązuje, więc Dakota od zawsze od chciała być aktorką. Na dużym ekranie zadebiutowała już jako 10-latka. W komediodramacie "Wariatka z Alabamy" wcieliła się w córkę bohaterki, którą grała... jej matka Melanie Griffith. Co ciekawe jej filmową siostrę zagrała jej prawdziwa siostra, Stella Banderas.
Wybór profesji mógł być jednak w przypadku Dakoty nieco zaskakujący. Wprost mówi, że nie znosi tłumów i jest nieśmiała (co zresztą widać niekiedy na oficjalnych galach), a dorastanie na świeczniku było dla niej trudne. Bardzo przeżyła rozwód Griffith i Johnsona, a także ich publiczne zmagania z narkotykami i alkoholem. Z powodu problemów rodziców bardzo dokuczali jej rówieśnicy w szkole, szczególnie w liceum w Santa Monica w Kalifornii.
– Myślę, że ludzie, zwłaszcza prasa, lubią czepiać się dzieci sławnych ludzi i moim zdaniem to cholernie okropne – mówiła w "Vogue". Do terapeuty zaczęła chodzić już w wieku trzech lat. Jako 14-latka zaczęła chorować na depresję, przyjęto ją wówczas do ośrodka terapeutycznego. – Moi rodzice mieli swoje własne problemy, które postawiły mnie w sytuacji, w której musiałam radzić sobie z bardzo dorosłymi sprawami w bardzo młodym wieku. Potrzebowałam pomocy, terapii – wyjawiła w "Elle".
3 minuty w "Social Network"
Jednak mimo problemów, które przyniosło jej Hollywood, kino było dla Dakoty ucieczką i pocieszeniem. Maniakalnie oglądała swoje ulubione filmy: "Mary Poppins", "Sok z żuka", "Kevin sam w domu". Jej rodzice, babcia czy ojczym nie namawiali jej do zostania aktorką, ale Dakota doszła do wniosku, że jeśli tym zajmuje się jej rodzina, to dlaczego nie ona. – Myślałam o tym na zasadzie: mój tata jest prawnikiem, więc ja jestem prawnikiem. Tyle że to zwykle nie działa w ten sposób – mówiła po latach.
Jak to często bywa w przypadku dzieci aktorów, Melanie Griffith i Donowi Johnsonowi nie za bardzo podobała się wizja ich nieletniej córki na planach filmowych. Postawili więc warunek: najpierw musi skończyć liceum. Dakota zgodziła się i postanowiła zająć ten czas czymś innym. Mimo że do 16 roku życia trenowała balet zwróciła się w stronę modelingu.
Na sesjach zdjęciowych zarabiała przez całe liceum. Jasnowłosa, z dużymi oczami i szerokimi ustami robiła wrażenie, chociaż dziś na jej zdjęcia z przeszłości patrzymy tak samo, jak na własne fotografie z nastoletniego okresu w latach 2000 (czyli dziwne ciuchy, nietwarzowe fryzury, krindżowe pozy),
W końcu Dakota skończyła liceum i czekało ją pierwsze poważne rozczarowanie. Nie dostała się do prestiżowej szkoły Juilliard w Nowym Jorku – obiektu marzeń wszystkich utalentowanych artystycznie dzieciaków. Była to jedyna szkoła, do której złożyła papiery. – Juilliard i ja wspólnie doszliśmy do wniosku, że to się nie uda – wspominała po latach.
Dakota nie zamierzała się poddać. Wróciła do Los Angeles, poszła na lekcje aktorstwa, zapisała się do agencji aktorskiej i rzuciła się w wir przesłuchań. Nie chciała grać kartą sławnej rodziny, pragnęła sama dojść do sukcesu. Strzałem w dziesiątkę była mała, ale wpadająca w pamięć rólka w nagrodzonym trzema Oscarami "Social Network" Davida Finchera z 2010 roku. Dakota zagrała Amelię, kochankę na jedną noc Seana Parkera, w którego wcielił się Justin Timberlake i dzięki mistrzowskiemu dialogowi Aarona Sorkina dała popis talentu.
Mimo zaledwie 3 minut na ekranie wpadła widzom i reżyserom w oko. Posypały się kolejne małe i większe role: w "Bestii", "Jeszcze dłuższych zaręczynach", "21 Jump Street", "Need for Speed", "Chłopakach do wzięcia", w których zagrała główną bohaterkę kobiecą. W sitcomie "Ben i Kate" z 2012 roku wcieliła się w tytułową Kate, ale stacja Fox skasowała serial po jednym sezonie. Rok później spełniła swoje marzenie i pojawiła się w swoim ulubionym serialu, kultowym "The Office". W finałowym odcinku wcieliła się w jedną z nowych pracownic biura.
"Pięćdziesiąt twarzy Greya" i mocne wejście
Kariera Dakoty nie ruszała z miejsca, aż w 2015 roku pojawiło się "Pięćdziesiąt twarzy Greya", ekranizacja erotycznego bestsellera E. L. James. Na castingach pokonała m.in. Lucy Hale, Felicity Jones, Elizabeth Olsen i Shailene Woodley, a łącznie zagrała w trzech filmach o Christianie i Anie ("jedynka" doczekała się dwóch sequeli: "Ciemniejszej strony Greya" w 2017 roku i "Nowego oblicza Greya" w 2018).
Niektórzy do dziś krytykują Jonhson za rolę Anastasii Steele, nieśmiałej dziewczyny, która rozpoczyna sadomasochistyczny związek z przystojnym milionerem Christianem Greyem (zagrał go Jamie Dornan, z którym podobno do dziś Dakota ma świetną relację i którego nazywa "swoim bratem"). Ale czy naprawdę możemy się dziwić 23-letniej wówczas Dakocie, że walczyła o tę rolę? To jedna szansa na hollywoodzką sławę na milion i Johnson postanowiła ją wykorzystać.
Udało się, ale łatwo wcale nie było. Johnson nie spodobała się wielu fanom książek James, którzy twierdzili, że do roli Any po prostu nie pasuje. Z kolei ci, którzy "Pięćdziesiącioma twarzami Greya" gardzili, nie zostawili suchej nitki ani na filmie, ani na jego twórcach, ani na aktorach (Dakota dostała dwie Złote Maliny, a "nagród" dla najgorszego filmu "Grey" nagromadził sporo). Do tego doszły oczywiście odważne sceny erotyczne, które są wyzwaniem dla każdego aktora oraz krytyka środowisk feministycznych, których zdaniem erotyki E. L. James są uwłaczające dla kobiet.
Z tym ostatnim Johnson zupełnie się nie zgadza. – Myślę, że ona jest silniejsza od niego. Wszystko, co robi, jest jej wyborem. Jeśli mogę być adwokatką tego, że kobiety mogą robić ze swoim ciałem, co chcą i nie muszą się wstydzić tego, czego chcą, to wchodzę w to – mówiła w CNN.
Do dziś zresztą Johnson chętnie mówi o seksualnej wolności kobiet i przekonuje, że seks może być dla nich upodmiotawiający i emancypacyjny. Nie boi się śmiałych scen, odważnych sesji zdjęciowych i rozmów o seksualnej przyjemności, a w 2020 roku została inwestorką i jedną z dyrektorek kreatywnych Maude, marki produktów sexual wellness. "Powściągliwa, ale dzika" – mówi o sobie.
Niedawno Johnson wyjawiła jednak, że praca na planie erotycznej trylogii, której tyle zawdzięcza, była dla niej nieco... psychotyczna. W rozmowie z "Vanity Fair" wprost wyjawiła, że mimo że ona i Jamie Dornan byli traktowani dobrze, to panowało zamieszanie, do którego przyczynili się zarówno pisarka E. L. James, jak i reżyserzy oraz studio filmowe.
– Niektóre części książki nie pasowały do filmu, jak na przykład wewnętrzny monolog, który momentami był niesamowicie tandetny. Nie brzmiał dobrze wypowiadany na głos. To zawsze była bitwa. Zawsze – opowiadała. – Robiliśmy ujęcia do filmu, który Erika (autorka książek "Pięćdziesiąt twarzy Greya – red.) chciała zrobić, a potem robiliśmy ujęcia do filmu, który my chcieliśmy zrobić. Noc wcześniej przepisywałam sceny z pierwotną wersją dialogu, żebym mogła dodać linijkę tu i tam. To był niekończący się chaos – dodała.
Johnson (która nie chciała jednak nikogo specjalnie krytykować) wyznała wprost: nie tego się spodziewała. – Jestem osobą seksualną, a kiedy coś mnie interesuje, to chcę o tym wiedzieć wszystko. Dlatego zrobiłam te wielkie nagie filmy. Podjęłam się zrobienia zupełnie innej wersji filmu, który ostatecznie zrobiliśmy – wyjawiła. Ale jednocześnie podkreśliła, że jest dumna z filmów o Christianie i Anastasii. – Wszystko ułozyło się tak, jak powinno, ale nie było to łatwe – zaznaczyła w "Vanity Fair".
Ale czy żałuje "Pięćdziesięciu twarzy Greya"? Zupełnie nie. – Gdybym wtedy wiedziała, jak to będzie wyglądać, to nie sądzę, żeby ktokolwiek się tego podjął. Każdy powiedziałby: "Och, to jest psychotyczne". Ale nie, nie żałuję. To było wspaniałe dla naszych karier. Niesamowite. Mieliśmy szczęście. Ale było dziwnie, tak bardzo dziwnie – podsumowała Dakota swoją przełomową rolę, dzięki której o Dakocie zaczął mówić cały świat.
Dakota Johnson: gwiazda Hollywood
"Czy okaże się być ikoną? Przekonamy się już wkrótce. Bo chociaż nie ma niesamowitego stylu, klasycznej urody i - póki co - sławy, jest w tej dziewczynie coś tak hipnotyzującego, że powoli zaczynamy jej ufać. Może to ta pracowitość? Może wrodzona skromność? Odwaga?" – pisaliśmy w naTemat w 2015 roku, jeszcze przed premierą "Pięćdziesięciu twarzy Greya".
Mieliśmy nosa, bo dziś Dakota jest gwiazdą przez wielkie "G". Nie przestraszyła się krytyki. Robi swoje i konsekwentnie wybiera ciekawe role i filmy, jak "Nienasyceni" i "Suspiria" (do horroru zaczęła ponownie trenować balet) Luki Guadagnino, "Rany" czy "Córka" Maggie Gyllenhaal. Nie boi się ani filmów artystycznych, ani komedii, ani horrorów, ani kina superbohaterskiego (zagra główną rolę w "Madame Web" Marvela).
Nie boi się też wyzwań, jak chociażby angielskiego akcentu w "Perswazjach" Netflixa, adaptacji powieści Jane Austen. I mimo że film nie wyszedł, a na dodatek wkurzył fanów pisarki, to nie ma w tym winy Johnson. W naszej recenzji w naTemat nazwaliśmy ja wprost wyśmienitą. "Cieszmy się, że 'Pięćdziesiąt twarzy Greya' jej nie zaszufladkowało i możemy odkryć talent tej amerykańskiej aktorki. Szkoda tylko, że Johnson nie trafiła na lepszą ekranizację Jane Austen, a 'Perswazje' nie będą dla niej tym, czym 'Duma i uprzedzenie' była dla Keiry Knightley" – pisaliśmy.
Dziś jest cenioną aktorką, która nikomu nie musi już udowadniać swojego talentu. Reżyserzy i producenci się o nią biją, a ona sama nie ogranicza się do aktorstwa – założyła własną firmę producencką TeaTime Pictures, wyreżyserowała teledysk do utworu "Cry Cry Cry" Coldplaya, jest twarzą domu mody Gucci. Ma miliony fanów, którzy nazywają ją ikoną i królową.
W czym tkwi jej fenomen? Johnson zachwyca nie tylko urodą i wyczuciem stylu (konsekwentnie jest jedną z najlepiej ubranych na czerwonych dywanach gwiazd, w tym na Met Galach), ale również poczuciem humoru, naturalnością i otwartością. Jest jedną z najfajniejszych gwiazd Hollywood – ma się wrażenie, że byłaby naprawdę świetną koleżanką. Wydaje się przystępna, ludzka, cool.
Jej kariera ma dzisiaj złoty okres, a co z życiem prywatnym? To również jest w dobrym momencie, chociaż Johnson nie mówi o nim wiele. Stroni od mediów społecznościowych, a publicznie woli mówić o ważnych społecznie kwestiach, jak zaostrzenie prawa aborcyjnego w USA, niż o swoich związkach. A tych miała kilka. Od października 2017 roku jest w stałej, poważnej relacji.
Podobnie jak jej rodzice związała się z osobą publiczną – z Chrisem Martinem, liderem grupy Coldplay. Brytyjczyk, ojciec dwójki dzieci ze związku z Gwyneth Paltrow, jest od niej o 13 lat starszy, ale Dakota – która bardzo strzeże prywatności swojego związku i nie pojawia się z parnerem na filmowych galach – nie zważa na głosy "oburzonych". Jest szczęśliwa, nie zważa na obyczajowe "powinności" i żyje w zgodzie ze sobą. Może dlatego wydaje się aż tak cool?