Dwulatek "zaczął gasnąć" po powrocie z placu zabaw. Ojciec podejrzany o spowodowanie śmierci
Michał Koprowski
03 sierpnia 2022, 19:29·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 03 sierpnia 2022, 19:29
Śledczy badają sprawę śmierci dwulatka, który zaczął słabnąć po powrocie z placu zabaw. Chłopiec zmarł kilka godzin później. 41-letni ojciec, który początkowo sugerował zatrucie, jest podejrzany o nieumyślne spowodowanie śmierci własnego dziecka.
Reklama.
Reklama.
Do tragedii doszło w ostatni czwartek we Włoszech. Dwuletni Nicolo zaczął słabnąć po powrocie z placu zabaw. Zmarł tego samego dnia w okolicznym szpitalu.
Ojciec chłopca sugerował zatrucie, ponieważ podczas zabawy spostrzegł, że buzia jego syna jest ubrudzona błotem.
Śledczy znaleźli w mieszkaniu niezabezpieczone leki. 41-letni mężczyzna ma status podejrzanego o nieumyślne spowodowanie śmierci.
"Powoli zaczął gasnąć"
Tragiczna sytuacja miała miejsce w Longarone, w regionie Wenecja Euganejska. Tego dnia chłopiec znajdował się pod opieką swojego ojca. Mężczyzna stwierdził, że po południu wybierze się z synem na okoliczny plac zabaw.
– Wrócili na obiad, zjedli coś i Nicolo nagle zaczął się źle czuć. Wydawał się otępiały – opisywał dziadek dwulatka podczas rozmowy z dziennikarzem telewizyjnej stacji Rai News. Z relacji rodziny wynika, że chłopiec czuł się coraz gorzej.
"Powoli zaczął gasnąć" – powiedzieli krewni dla dziennika "La Repubblica". Zapadła decyzja o przewiezieniu dwuletniego Nicolo do pobliskiego szpitala Pieve di Cadore w miejscowości Belluno.
Nieprzytomny Chłopiec został skierowany na oddział ratunkowy z niewydolnością oddechową oraz spowolnioną akcją serca. "Lekarze próbowali przez dwie godziny reanimować pacjenta, niestety nie udało się go uratować i ostatecznie stwierdzili zgon chłopca" – podaje Rai News.
Prokurator podjął decyzję o przeszukaniu miejsca zamieszkania
Prokuratura w Belluno wszczęła postępowanie w sprawie śmierci dwulatka. Funkcjonariusze włoskich służb od ubiegłego piątku zbierają materiał dowodowy, przesłuchują świadków oraz badają miejsca, w których przebywał chłopiec.
41-letni ojciec zrelacjonował, że tamtego dnia podczas zabawy spostrzegł, że buzia Nicolo jest ubrudzona błotem. Twierdził, że chłopiec mógł połknąć coś, co doprowadziło do jego śmierci.
"Funkcjonariusze zbadali teren placu zabaw, ale najprawdopodobniej nie znaleźli tam żadnej niebezpiecznej substancji. Prokurator podjął decyzję o przeszukaniu domu tej rodziny i tam skoncentrowały się działania policji" – podaje włoski dziennik "Il Gazzettino".
"Połknięte przez dzieci, mogą powodować poważne działania niepożądane"
"La Repubblica" przekazuje, że w miejscu zamieszkania chłopca funkcjonariusze policji znaleźli niezabezpieczone pudełka z lekarstwami, "w tym na cholesterol, które, połknięte przez dzieci, mogą powodować u nich poważne działania niepożądane". Nie wiadomo czy dwulatek zażył którykolwiek z leków.
– Naprawdę nie wiem, co się mogło wydarzyć. Aktualnie nie jestem w stanie nawet patrzeć na zdjęcia mojego synka – przyznał zdruzgotany ojciec w rozmowie z dziennikarzami. 41-latek jest podejrzany o nieumyślne spowodowanie śmierci, której przyczynę pomogą ustalić sekcja zwłok oraz badania toksykologiczne.