W Brwinowie widzieliśmy mocno zmieszanego Mateusza Morawieckiego. I dopytującego dziennikarzy, czy mają do niego jeszcze jakieś pytania. A na sugestię, że Jarosław Kaczyński jest nim rozczarowany, premier odparł krótko: "Nie mogę potwierdzić, zaprzeczyć". – Wszystko zaczyna się walić – stwierdza w rozmowie z naTemat dr Mirosław Oczkoś, ekspert ds. wizerunku politycznego.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Coraz częściej słychać głosy, że Mateusz Morawiecki "mocno stracił w oczach" Jarosława Kaczyńskiego. Ostatnio w siedzibie MON odbyło się tajne spotkanie najważniejszych polityków PiS, jednak szef rządu nie dostał zaproszenia
W środę z kolei premier uczestniczył w kontrolach autobusów w Miejscu Obsługi Podróżnych Brwinów. Usłyszał też trudne pytanie od dziennikarki, która zasugerowała, że Kaczyński jest nim rozczarowany
– To spotkanie zdarło bezczelność z twarzy Mateusza Morawieckiego i pewność siebie – stwierdza dr Mirosław Oczkoś
Dr Mirosław Oczkoś: W ten sposób reaguje osoba, która doskonale wie, że takie pytanie albo stwierdzenie to prawda.
Czy pan też zauważył, że był mocno tym zmieszany, ale też dość "łaskawy" dla dziennikarzy? Z poprzednich konferencji prasowych pamiętam innego Mateusza Morawieckiego.
Ma pan rację – ta konferencja prasowa zdarła bezczelność z twarzy Mateusza Morawieckiego i pewność siebie. W Brwinowie pozwolił dużo mówić głównemu inspektorowi transportu drogowego Alvinowi Gajadhurowi. No fajnie, jesteśmy coraz lepsi, bo liczba wypadków maleje, ale przekazu, że rząd coś świetnie robi, było już znacznie mniej.
Mateusz Morawiecki ma ustawiony celownik na zadowalanie prezesa. Został mianowany i najpierw się odnalazł, a później się w tym wszystkim pogubił. I skoro dostaje takie informacje zwrotne, a musi je dostawać, że u szyi wisi mu Zbigniew Ziobro, to ja nieskromnie powtórzę to, co mówię od dwóch lat – to idealny kandydat, żeby się go pozbyć tuż przed wyborami. A jakby tego było mało, obciążyć go różnymi rzeczami.
Być może pan prezes Kaczyński, po swoim tournée, które było średnio udane, usłyszał: "Zobacz, Jarek, to wygląda tak i tak". Może czara się przelała i – jak wcześniej oficjalnie i nieoficjalnie był broniony – tak teraz Mateusz Morawiecki zaczyna zbierać cięgi dosłownie za wszystko.
Co mi się jeszcze rzuca w oczy? Co to w ogóle ma być, że każda redakcja może zadać na konferencji z rządzącymi po jednym pytaniu? Nie jesteśmy przecież Batustanem! Chociaż to i tak cud, że po 7 latach są jakiekolwiek konferencje prasowe, bo zwykle były to oświadczenia.
W Brwinowie widzieliśmy z kolei premiera, który dopytywał dziennikarzy, czy mają jakieś inne pytania.
To pokazuje, że wszystko zaczyna się walić. PR, a w tym przypadku propaganda, musi mieć jakieś podparcie. Tymczasem ewidentnie widać, że Mateusz Morawiecki przekroczył już rubikon śmieszności. Premier RP pojechał kontrolować autokary...
I na tej samej konferencji pada pytanie: "czy to prawda, że prezes jest z pana niezadowolony?". Gotowej odpowiedzi nie usłyszeliśmy. Premier powinien odpowiedzieć: "Nie, pan prezes jest ze mnie bardzo zadowolony".
Pamiętajmy też, że Mateusz Morawiecki nie jest cyborgiem, a te ataki są z każdej strony. Jednak nie oszukujmy się – sam się podkłada. A wajcha jest przekręcona: jeżdżę, pokazuję się, nie mam urlopu, niech prezes zobaczy.
Jakie widzi pan możliwe scenariusze? Może na kolejnych konferencjach dziennikarze nie będą mogli zadawać już żadnych pytań premierowi?
W tę stronę pan kombinuje! Oczywiście, że można zostać nałożona czapka. Ale przecież kuriozalne byłoby stwierdzenie: "Zapraszam, możecie wejść, ale tylko do przedpokoju".
Poza tym dziennikarze są oczami, uszami i językami ludzi, którzy nie mają czasu pogadać z premierem, a premier ma święty obowiązek odpowiadać na pytania nie tylko swoich wyborców, bo otrzymuje wynagrodzenie z naszych podatków.
Kto wie, może premier pojedzie na urlop, żeby trochę odpocząć, może ktoś przygotuje lepszą narrację na kolejne spotkania, a może są już jakieś rozwiązania polityczne? Proszę jednak zauważyć: ekonomiści mówią, że może zabraknąć gazu w domach, mówi się o lockdownie w grudniu. Taki rząd i w ogóle cała ta koalicja ma małe szanse na przeżycie.
Czyli że jak? Wyborcy wywiozą polityków PiS na taczkach?
Mało tego – mogą ich jeszcze widłami pokłuć. Wydaje się, że wymiana premiera jest możliwa, tylko może Jarosław Kaczyński będzie chciał kupić czas, by przetrwać zimę.
Do Mateusza Morawieckiego docierają być może informacje, że prezes – w bardzo ścisłym gronie i odpoczywając – po prostu postawił krzyżyk. Cóż, to jest konsekwencja polityki wschodniej, w której rządzi król czy jakiś sułtan i to on wyznacza premiera, który coś tam robi. To jednak żaden system w demokracji. W takim kraju wszystko stoi na głowie.
Było to widać w jego miękkości gestów i uśmiechach. Patrzymy na mimikę premiera i słyszmy: "Za bardzo nie wiem, co powiedzieć. No, jest dobrze, aczkolwiek nie jest beznadziejnie".
To naprawdę przypomina czasy, kiedy pierwszy sekretarz jeździł sprawdzić, czy zboża rosną. A mamy na przykład taką Odrę, totalną katastrofę, i nikt z rządu nie potrafi zareagować. Liczą na to, że sprawa się rozmyje. Ręce opadają.
Pytanie tylko, w którym momencie będzie chciał zepchnąć Morawieckiego na to stado wilków. Bo, patrząc dziś na premiera, można odnieść wrażenie, że wie, że leci, tylko nie wie, kiedy spadnie.