nt_logo

Minister Kowalczyk udaje, że dostaliśmy środki z KPO. Wyjaśniamy, jak jest naprawdę

Adam Nowiński

24 sierpnia 2022, 16:37 · 4 minuty czytania
Jeśli ktoś nie zauważył jeszcze, że zaczęła się kampania wyborcza, to wystarczy spojrzeć na list, jaki Henryk Kowalczyk wysłał samorządowcom. Stwierdza w nim, że "doczekaliśmy się uruchomienia środków z KPO". Zanim jednak ktokolwiek zanurzy się w tym "strumieniu" gotówki z UE, przypominamy, jak sprawa z KPO wygląda naprawdę i czy rzeczywiście Unia dała Polsce jakiekolwiek pieniądze.


Minister Kowalczyk udaje, że dostaliśmy środki z KPO. Wyjaśniamy, jak jest naprawdę

Adam Nowiński
24 sierpnia 2022, 16:37 • 1 minuta czytania
Jeśli ktoś nie zauważył jeszcze, że zaczęła się kampania wyborcza, to wystarczy spojrzeć na list, jaki Henryk Kowalczyk wysłał samorządowcom. Stwierdza w nim, że "doczekaliśmy się uruchomienia środków z KPO". Zanim jednak ktokolwiek zanurzy się w tym "strumieniu" gotówki z UE, przypominamy, jak sprawa z KPO wygląda naprawdę i czy rzeczywiście Unia dała Polsce jakiekolwiek pieniądze.
Przypominamy ministrowi, jak wygląda sytuacja z KPO... Fot. Adam Burakowski/REPORTER
  • Pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy nie zostały jeszcze wypłacone Polsce
  • Kraj nad Wisłą miał dostać obiecane fundusze, jeśli rząd Zjednoczonej Prawicy osiągnie tzw. kamienie milowe, a jednym z nich było przywrócenie praworządności poprzez likwidację Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego
  • Władza po tygodniach zwłoki w końcu Izbę zlikwidowała i powołała nowe ciało. Parlament Europejski zauważa jednak, że zmiany są niewystarczające
  • Zaskakujące jest to, że minister Henryk Kowalczyk twierdzi, że pieniądze z KPO "zostały uwolnione"

Zaskakujący list Kowalczyka

Do listu Henryka Kowalczyka jako pierwsza dotarła "Gazeta Wyborcza". 'Doczekaliśmy się wreszcie decyzji o uruchomieniu środków w ramach KPO" – brzmi fragment tego listu. "Bardzo długo Komisja Europejska zwlekała z zaakceptowaniem naszego dokumentu, choć nie było do niego uwag merytorycznych" – podkreśla szef resortu rolnictwa.

Jak relacjonuje gazeta, list jest na firmowym papierze resortu rolnictwa i rozwoju wsi, ma odręczny podpis. Henryk Kowalczyk oprócz informacji o KPO nie szczędzi komplementów sołtysom: "jesteście niekwestionowanymi liderami". Podkreśla też sukcesy rządu, które dotyczą wsi.

"Razem możemy zrobić jeszcze więcej. Dobre programy i śmiałe decyzje to nie wszystko. Wasze zaangażowanie i codzienna praca nadają znaczenie naszym projektom i wdrażanym rozwiązaniom. Bardzo Wam za to dziękuję. Wspólnie nadal możemy zmieniać polską wieś na lepsze" - dodał minister rolnictwa.

Minister się tłumaczy

Gazeta zapytała Henryka Kowalczyka, o jakie pieniądze mu chodziło, bo przecież UE żadnych jeszcze Polsce nie wysłała. – Na rządzie zapadła decyzja, że teraz uruchomimy własne środki, potem je odbierzemy ze środków KPO – stwierdził szef resortu rolnictwa, a na pytanie, kiedy to nastąpi, zbył dziennikarkę, że sprawa "jest teraz w uzgodnieniach międzyresortowych".

Pytanie tylko, skąd rząd ma te pieniądze? Dlaczego uważa, że Unia Europejska przyzna Polsce te fundusze, skoro wyraźnie nie zgadza się na ten krok Parlament Europejski? Na te pytania odpowiedzi nie padły.

Widać, że kampania PiS się rozpoczęła, bo chociaż nie można powiedzieć, że Kowalczyk stwierdził w liście do samorządowców nieprawdę, to jednak cała jego treść ma wydźwięk mocno kontrowersyjny.

Ale nic dziwnego, że polityk obozu władzy korzysta z takich zagrywek. Sprawa z KPO jest tak zagmatwana, że wielu może się w tym pogubić. Dlatego przygotowaliśmy dla Was i dla ministra małą ściągawkę, która przypomni sporo faktów związanych z Krajowym Planem Odbudowy.

1. Czym jest KPO?

"Krajowy Plan Odbudowy i Zwiększania Odporności (KPO) to program, który składa się z 54 inwestycji i 48 reform. Wzmocni polską gospodarkę oraz sprawi, że będzie ona łatwiej znosić wszelkie kryzysy. Otrzymamy 158,5 mld złotych, w tym 106,9 mld złotych w postaci dotacji i 51,6 mld złotych w formie preferencyjnych pożyczek. Zgodnie z celami UE znaczną część budżetu przeznaczymy na cele klimatyczne (42,7 proc.) oraz na transformację cyfrową (20,85 proc.)" – czytamy na stronie rządowej.

Warto zaznaczyć, że jest to program, który całkowicie ułożyła Zjednoczona Prawica. Wszelkiego typu kamienie milowe to także nie jest kosmiczny wymysł – na wszystko zgodził się polski rząd. Opozycja miała niewiele czasu, żeby chociaż przeczytać projekt. Dlaczego?

Rząd PiS wysłał KPO do Komisji Europejskiej w święto 3 maja, na dzień przed przewidzianym na wtorek głosowaniem w Sejmie. Posłowie zostali więc postawieni przed wyborem wszystko albo nic, bo poprawek do tego, co wylądowało w Brukseli, już nie wprowadzą.

Co konkretnie zawiera KPO i czego w nim zabrakło znaleźć można w analizie Anny Dryjańskiej >>> TUTAJ.

2. KPO zatwierdzone przez KE z jednym "ale"

Na początku czerwca Komisja Europejska przyjęła (jako jeden z ostatnich) polski KPO. Aby kraj nad Wisłą mógł otrzymać te fundusze, KE postawiła najpierw warunki.

Chodzi o tzw. kamienie milowe. Są to likwidacja Izby Dyscyplinarnej, reforma systemu dyscyplinarnego sędziów i przywrócenie do orzekania sędziów zwolnionych niezgodnie z prawem. Wypłata transz pieniędzy będzie zależna od ich wdrożenia. – Te trzy zobowiązania, które zostały przekute w kamienie milowe, muszą być wypełnione, zanim jakiekolwiek wypłaty zostaną dokonane – mówiła w Warszawie, dzień po zaakceptowaniu KPO, szefowa KE Ursula von der Leyen.

– Po pierwsze, obecna Izba Dyscyplinarna zostanie zniesiona i zastąpiona niezależnym, niezawisłym sądem. Po drugie, reżim dyscyplinarny musi być zreformowany. Po trzecie, sędziowie, którzy ucierpieli w wyniku decyzji Izby Dyscyplinarnej, mają prawo, aby ich sprawa została zrewidowana. – Do 2023 roku Polska ma również wykazać, że wszyscy niezgodnie z prawem zwolnieni sędziowie zostaną przywróceni na swoje stanowiska – stwierdziła i dała do zrozumienia, że "nie jesteśmy na końcu drogi, jeśli chodzi o praworządność w Polsce".

3. PiS uchwala ustawę Dudy i... nic

Prawo i Sprawiedliwość uścisnęło wyciągnięta rękę von der Leyen, która chciała kompromisu z Polską. Sejm przyjął więc ustawę Andrzeja Dudy, która zakładała likwidację Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego i zastąpienie jej Izbą Odpowiedzialności Zawodowej. Inicjatywa prezydenta weszła w życie, pomimo wielu zastrzeżeń dot. kosmetycznego charakteru reformy.

Mimo tej zmiany w polskim ustawodawstwie Parlament Europejski nie zgodził się na wypłatę środków z KPO. Eurodeputowani twierdzą, że Polska nadal łamie zasady praworządności i dopóki to się nie zmieni, wypłata środków z KPO nie zostanie uruchomiona. Twarde weto postawiła także wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Vera Jourova. – Reforma wymiaru sprawiedliwości w Polsce nie spełnia kamieni milowych planu naprawczego – ogłosiła podczas wystąpienia w PE pod koniec czerwca. – Jeśli nie będzie wystarczającej odpowiedzi w postaci prawnie wiążących zasad dla polskiego sądownictwa, które będą odpowiadały kamieniom milowym, nie wypłacimy pieniędzy – dodała. Pod koniec lipca w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" Ursula von der Leyen wskazała ponadto, że jest jeszcze jedna kwestia, która stoi na drodze do unijnych środków. Polska musi w pełni zastosować się do postanowienia Trybunału Sprawiedliwości UE.

– W szczególności nie przywrócono do orzekania zawieszonych sędziów i nadal obowiązuje dzienna kara finansowa. Jesteśmy w kontakcie z władzami polskimi w tych kwestiach i zależy nam na znalezieniu rozwiązania – zapewniła przewodnicząca KE.

4. Unia czeka na ruch Polski

I tak oto dochodzimy do 24 sierpnia, w którym dowiadujemy się o liście, który wysłał Henryk Kowalczyk. Pieniądze z KPO są odblokowane, bo KE zatwierdziła polski harmonogram, ale rząd PiS nie spełnił jej warunków, więc do kraju nad Wisłą nie dotarło ani jedno euro.

Konflikt z UE o KPO urósł do takiej rangi, że Firma Research Partner przeprowadziła badanie, które pokazuje opinie Polaków na temat możliwości otrzymania tych środków. Wynika z niego, że jedynie 15 proc. Polaków wierzy, że środki z Krajowego Planu Odbudowy trafią do Polski jeszcze w tym roku.

Co ciekawe, aż 36. proc. respondentów wskazało, że Unia Europejska uruchomi płatność dopiero, gdy zmieni się władza, czyli po przyszłorocznych wyborach. Badanie pokazało, że nie brakuje osób, które są sceptycznie nastawione do szansy na otrzymanie unijnych środków. 

13 proc. ankietowanych twierdzi, że Polska nigdy nie zobaczy tych pieniędzy. 37 proc. Polaków zadeklarowało, że nie ma zdania w tej kwestii, wybierając odpowiedź "trudno powiedzieć".