Wydawałoby się, że wizyta szefa rządu we Francji to doskonała okazja do tego, by chociaż spróbować poprawić relacje między naszymi krajami. Ale nie. Morawiecki nie byłby sobą, gdyby zmarnował sposobność do kłamstwa lub chociaż manipulacji. I tak podczas wspólnej konferencji prasowej oznajmił zdumionym dziennikarzom, że unijnymi sankcjami obłożona jest nie tylko Rosja, ale i Polska.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Mateusz Morawiecki oznajmił, że Polska jest obłożona sankcjami jak Rosja
Słowa padły podczas jego poniedziałkowej wizyty w Paryżu
Scenariusz do polskiej wersji serialu "'Allo 'Allo!" pisze się sam
Nie, to nie jest ASZdziennik. On naprawdę powiedział, że "nie może być tak, aby w tak szczególnym czasie, jak ten dzisiejszy, dwa kraje były obłożone sankcjami - Rosja i Polska". A dokładniej: powtórzył za Janem Rokitą, niedoszłym premierem z Krakowa, który podzielił się swoją odklejoną narracją w jednym z felietonów.
Dlaczego Polska miałaby być karana jak Rosja, która napadła na Ukrainę? W tej fałszywej analogii Rokicie chodzi oczywiście o wstrzymanie wypłaty europejskich środków z Krajowego Planu Odbudowy do czasu, gdy nastąpi depisyzacja wymiaru sprawiedliwości i spełnienie warunków z kilku innych kamieni milowych.
Tego jednak PiS zrobić nie chce. Rząd zapiera się rękami i nogami, choć przez ten upór Polska traci miliardy. Ta zapiekłość ma bardzo ważny i prosty powód, żywotnie związany z partyjnym interesem (tym gorzej dla Polski).
Sąd sądem, ale sprawiedliwość ma być po stronie ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. Z upartyjnionymi sądami nie trzeba będzie już nawet niszczyć dowodów w sprawach, w które zamieszani są politycy PiS, jak choćby w przypadku kraksy limuzyny Beaty Szydło. Kaczyński ni mniej, ni więcej chce, by każdy sąd był uwiązany na tak krótkiej smyczy, jak jego Trybunał (dawniej zwany Konstytucyjnym).
Wróćmy jednak do premiera. Czy to przypadek, że Morawiecki zacytował Rokitę? Nie sądzę. Obaj panowie znani są z charakterystycznie wyimaginowanej waleczności. Przykład? Mateusz Morawiecki na cztery miesiące przed napaścią Rosji na Ukrainę oczami wyobraźni widział się na froncie III wojny światowej z Komisją Europejską.
W wywiadzie dla "Financial Times", który wywołał niedowierzanie u czytelników na całym świecie, zapowiedział, że jeśli pieniądze z KPO nie trafią do jego rządu (czytaj: jeśli PiS poniesie konsekwencje za swoje antydemokratyczne czyny), to "będziemy bronić naszych praw wszelką bronią, która jest w naszej dyspozycji".
Z kolei Jan Rokita w 2009 był uczestnikiem słynnej, jednoosobowej bitwy o płaszcz na pokładzie samolotu Lufthansy (niemieckiej linii lotniczej – przypadek?).
Polityk, który cztery lata wcześniej miał stanąć na czele rządu POPiS-u (serio), niczym o Westerplatte zawalczył ze stewardessą o to, by jego wierzchnie okrycie mogło polecieć na gapę klasą biznes, a gdy zniecierpliwiona kobieta wrzuciła je na półkę na bagaż podręczny, zaczął piszczeć i wzywać na pomoc swoje bóstwo (które nie pomogło, bo awanturujący się Rokita został usunięty z pokładu mimo wydawania okrzyków "ratujcie mnie!" i "Niemcy mnie biją!").
Nie dziwi więc, że panowie zostali towarzyszami broni w pisowskiej wojnie z Unią Europejską. To, że skończą razem w okopach, było wręcz nieuniknione. Jedną drobną niedogodnością jest to, że nikt nie strzela, no ale od czego są fotomontaże TVP.
A skoro już jesteśmy przy rządowej telewizji: tego typu brednie jak to, że Polska jest obłożona sankcjami jak Rosja, śmiało mogłyby elementem propagandy putinowskich mediów. Szczucie na Unię Europejską to jeden z taktycznych celów Kremla, który musi cieszyć się z tego, że wyręcza go premier rządu PiS.
Nie dajmy się więc zwieść komizmowi głupot wygadywanych przez wannabe wojaków Morawieckiego i Rokitę. To może być tak śmieszne, jak serial "'Allo ‘Allo!", ale sprawa jest śmiertelnie poważna.