Przerażający raport węgierskiego NIK. Twierdzi, że gospodarce zagrażają... wykształcone kobiety
Alicja Skiba
30 sierpnia 2022, 16:53·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 30 sierpnia 2022, 16:53
Węgry powoli stają się krajem prosto ze stron "Opowieści Podręcznej" Margaret Atwood. Tamtejszy odpowiednik NIK, czyli Państwowy Urząd Nadzoru (NAV) ocenił negatywnie wysoki poziom wykształcenia węgierskich kobiet. Według instytucji stanowi on zagrożenie dla przyrostu naturalnego, bo kobiety, zamiast rodzić, będą stawiać na karierę.
Reklama.
Reklama.
Raport opublikowano na początku lipca, ale dopiero teraz został nagłośniony przez dziennik "Nepszava"
W ciągu ostatniej dekady na Węgrzech studiowało więcej kobiet, niż mężczyzn, teraz ten odsetek plasuje się na poziomie 54,5 proc.
Autorzy raportu uznali, że fakt, że 82 proc. węgierskich nauczycieli to kobiety może prowadzić do dyskryminacji mężczyzn
Już sama nazwa raportu NAV nie zapowiada niczego dobrego: "Oznaki różowej edukacji na Węgrzech?!"... Dokument opublikowano na początku lipca, ale niedawno opisał go dziennik "Nepszava", cytowany przez "Gazetę Wyborczą". Został sporządzony przez analityków z niepublicznej Wyższej Szkoły Ekonomii i Biznesu w Budapeszcie. Co ciekawe, w zespole znalazły się trzy kobiety i jeden mężczyzna.
Jak wynika z danych instytucji, w ciągu ostatniej dekady studiowało więcej kobiet niż mężczyzn. Teraz ten odsetek plasuje się na poziomie 54,5 proc. i węgierskiemu organowi kontrolnemu wyraźnie ten fakt wadzi.
"Jeśli w małżeństwie istnieje różnica w poziomie wykształcenia, zwykle to żona jest bardziej wykształcona niż mąż. Jeśli ta tendencja się utrzyma, w perspektywie długofalowej może grozić to spadkiem urodzeń ze względu na mniejsze prawdopodobieństwo, że kobiety zdecydują się na małżeństwo i rodzenie dzieci" - stwierdzono.
Ujawniono też, że 82 proc. nauczycieli w szkołach na Węgrzech to kobiety, co może zdaniem analityków doprowadzić do dyskryminacji mężczyzn, a to z kolei będzie skutkowało "obniżeniem oceny męskich cech, takich jak zdolności techniczne, podejmowanie ryzyka czy przedsiębiorczość". Dramatycznym finałem tego pokrętnego splotu przyczynowo-skutkowego ma być pogorszenie się sytuacji gospodarczej w kraju.
Wyborcy Orbána wskazali "kto odpowiada za wojnę w Ukrainie"
Już nieraz opisywaliśmy, jak destrukcyjny wpływ na sytuację na Węgrzech mają rządy partii Fidesz, na której czele stoi premier Viktor Orbán. Politycy związani z ugrupowaniem po cichu (lub nawet nie całkiem) opowiadają się za Władimirem Putinem. Niedawno przedstawiliśmy szokujący sondaż ws. tego, "kto odpowiada za wybuch wojny w Ukrainie".
Okazało się, że wśród zwolenników Fideszu pokutuje przeświadczenie, że to wojna nie wybuchła z inicjatywy Kremla. Tylko 3 proc. zwolenników partii premiera Węgier wini Moskwę za wybuch wojny. Popularne są za to wśród tej części Węgrów teorie spisowe, gdyż aż 49 proc. z nich obwinia za rosyjską inwazję NATO oraz Stany Zjednoczone. 12 proc. wyborców Orbána wskazuje Ukrainę, a 32 proc. twierdzi, że "nie wie".
Jest to bardzo wyraźny kontrast wobec tego, co sądzą osoby popierające opozycję. W tym przypadku aż 64 proc. pytanych wskazuje Rosję jako państwo, które wywołało wojnę. 6 proc. wskazało Ukrainę, 7 proc. USA, a 22 proc. wybrało opcję "nie wiem".
Może Cię zainteresować: Mistrzowska pogoń Verstappena na Hungaroringu. Kolejne fatalne decyzje zespołu Ferrari
Taki stan rzeczy nie dziwi ekspertów zajmujących się Węgrami. "Odpowiedzi wyborców Fideszu to efekt lansowanej przez media prorządowe narracji, powielającej teorie spiskowe, kpiącej z Zełenskiego i Bidena, wszelkie winy zaś przypisującej Zachodowi, z USA na czele. Ale mimo to zaskakuje, biorąc pod uwagę ich dawniej antyrosyjski profil" – podsumował to Andrzej Sadecki z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Przypomnijmy także, że premier Węgier ze względu na sytuację ekonomiczną traci poparcie. Poparcie dla Fideszu w jednym z sierpniowych sondaży spadło o aż 12 punktów procentowych. W maju wynosiło 37 proc. Z kolei opozycja zgodnie z tym badaniem od maja do lipca mogła liczyć na stałe 22-23 proc. poparcia.