Za górami, za lasami, żyły sobie dwie dziewczyny z Gavaldonu. Jedna marzyła o zostaniu księżniczką, druga o... spokoju. Dziwnym trafem obie wylądowały w szkole dla bohaterów i złoczyńców. "Akademia Dobra i Zła" miała potencjał, by stać się filmową serią godną "Harry'ego Pottera". Starszym dzieciom może się spodobać (co najważniejsze), aczkolwiek jako widzowie powinniśmy oczekiwać nieco więcej od tego typu produkcji.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Akademia Dobra i Zła" to nowy film młodzieżowy platformy Netflix, który jest adaptacją znanej powieści dla nastolatków o tym samym tytule autorstwa Somana Chainaniego.
Sophie (Sophia Anne Caruso) i Agatha (Sofia Wylie) trafiają do szkoły, w której uczą się zarówno przyszli bohaterowie baśni, jak i złoczyńcy. Pierwsza z dziewczyn uważa, że powinna zamienić się miejscami ze swoją przyjaciółką. Wylądowała wśród wiedźm i łotrzyków, a chciałaby być księżniczką.
W filmie łączącym gatunki fantasy z teen dramą wystąpiły hollywoodzkie gwiazdy, m.in. Charlize Theron, Kerry Washington, Laurence Fishburne i Michelle Yeoh. Część aktorów za występ w "Akademii Dobra i Zła" zasłużyła na statuetkę Złotej Maliny.
Tytuł, który jest niezaprzeczalnym hitem w Polsce, trwa aż 2,5 godziny i wygląda jak wysokobudżetowa rolka z TikToka.
O czym jest filmie "Szkoła dobra i zła"?
Życie jako gosposia, praczka czy sprzedawczyni warzyw nie należy do ambicji blondwłosej Sophie, która w głębi duszy pragnie, by traktowano ją po królewsku. Agatha, na którą mieszkańcy małej mieściny o nazwie Gavaldon wołają "wiedźma", to z kolei zupełne przeciwieństwo swojej przyjaciółki. Na pierwszym miejscu stawia mamę pracującą jako uzdrowicielka gdzieś w chatce zabitej dechami i otoczonej cmentarzyskiem oraz gęstym lasem. Nie ma dla niej nic ważniejszego od pomocy najbliższym.
Dziewczynki są pośmiewiskiem gavaldońskich rówieśników. Gdy Sophie, zafascynowana legendą o Akademii Dobra i Zła, zaczyna robić wszystko, by się tam dostać, po obie nastolatki przylatuje paskudny ptak i je porywa. Potężne zwierzę zabiera je do magicznej szkoły – Agatha ląduje w Szkole Dobra, zaś Sophie w Szkole Zła.
Druga z dziewczynek zapewnia wszystkich, że przy rekrutacji jej i Agathy doszło do pomyłki. Sophie stara się udowodnić, że ma zadatki na księżniczkę z bajki, a nie na złą wiedźmę. Agatha notabene planuje jak najszybciej wrócić do mamy.
"Akademia Dobra i Zła" - recenzja
"Akademia Dobra i Zła" to adaptacja powieści młodzieżowej autorstwa Somana Chainaniego, którą Netflix zamienił w film, a powinien zrobić z niej serial. Format wybrany przez platformę i reżysera Paula Feiga ("Druhny") sprawił, że dziełu niepotrzebnie narzucono szybkie tempo – kadry zmieniają się co kilka sekund tak jak w produkcjach Marvela, a na ekranie panuje istny chaos.
Adaptację opowieści o przyjaźni Agathy i Sophie ogląda się przez to jak trwający 2,5 godziny teledysk. Z drugiej strony przypomina też godzinne scrollowanie kilkunastosekundowych filmików na TikToku. "Przebodźcowanie" – tak można śmiało określić najnowszy hit Netfliksa, który od premiery nieprzerwanie zajmuje pierwsze miejsce w polskim rankingu topowych filmów.
Porównanie do TikToka nie pojawia się znikąd. W serwisie możemy znaleźć setki nagrań streszczających fabułę "Akademię Dobra i Zła". Nagle z filmu "tasiemca" robi się seria podzielona na miniodcinki, z których wycięto dłużące się i zbędne sceny walk, tzw. make overów (metamorfoz) i wzdychania do chłopaków.
Bajka o całowaniu i mocy przyjaźni
Dzieło Feiga zbyt szybko odsłania przed widzami intrygę, której rozwiązanie pojawia się dopiero pod koniec książki Chainaniego. Zamiast budować napięcie, scenariusz już w pierwszych minutach filmu wyciąga z rękawa skrzętnie schowanego asa. Odbiorca – niezależnie od tego, ile ma lat – zaczyna domyślać się, co wydarzy się na ekranie w kolejnych scenach.
Wprawdzie "Akademia Dobra i Zła" całkiem umiejętnie podchodzi do tematu dobra i zła, tłumacząc młodym widzom, że każdemu zdarza się zboczyć z właściwej ścieżki. Pod tym względem film uczy dzieci dość prostej prawdy o mocy przyjaźni i miłości, które są zdolne pokonać wszelkie przeciwności losu.
Tytuł przeznaczony jest dla nastolatków (oczywiście tych z młodszych roczników), co widać m.in. w scenie, w której jedna z nauczycielek Akademii krzyczy: "sh*t". Feig mógł lepiej ograć kwestię pocałunków prawdziwej miłości, które zaklepane były wyłącznie dla bohaterów.
Przez pierwszą połowę filmu słuchamy bohaterów jarających się tym, że wkrótce będą mogli się z kimś migdalić, natomiast w drugiej połowie widzimy cuda niewidy w postaci topornego CGI i teatralnych bitew. Grupą docelową filmu mają być oczywiście dziewczęta, ale dla nich - podobnie jak dla chłopców oraz osób niebinarnych - adaptacja powieści Chainaniego może jawić się jako coś przedpotopowego, próbującego nieumiejętnie wkraść się w łaski pokolenia Z.
Upadek hollywoodzkich gwiazd
Nigdzianie (początkujący złoczyńcy) są jednowymiarowi, Zawszanie puści, a przygody głównych bohaterek mało frapujące. Sophia Anne Caruso wcielająca się w Sophie i Sofia Wylie grająca Agathę zostały wrzucone na głęboką wodę. Scenariusz nie dawał im żadnego pola do popisu – dziewczyny robiły wszystko, by nadać swoim postaciom trochę głębi.
Finalnie obsadzenie ich w rolach Sophie i Agathy opłaciło się - młode aktorki (jedna znana z broadwayowskiego musicalu "Sok z żuka", druga ze spinoffa "High School Musical") lśnią na tle starszych kolegów i koleżanek po fachu.
Jeśli chodzi o Charlize Theron (wielokrotnie nagradzaną hollywoodzką gwiazdę) oraz równie uznaną Kerry Washington, obie zasługują na Złotą Malinę. Sądziłam, że ich obecność na planie zdjęciowym "Akademii Dobra i Zła" zje młodsze koleżanki po fachu. Było na odwrót.
Być może reżyser planował, by lady Lesso i profesor Dovey były przerysowanymi do bólu symbolami zła i dobra. Niemniej efekt końcowy wypadł sztucznie, jak występy w przedstawieniu dla przedszkolaków.
Laurence Fishburne gra dyrektora szkoły w filmie tak samo, jak grał Morfeusza w "Matriksie". Niby dobrze, ale po seansie pozostawił niedosyt. Całkiem przyjemnie oglądało się za to Michelle Yeoh w karykaturalnej roli profesor Anemone, która w Akademii uczyła studentów, jak mają się uśmiechać. Niewielki epizod, a jednak cieszy.
Recenzując "Akademię Dobra i Zła" nie wolno pominąć ścieżki dźwiękowej. Otóż pasuje ona do fabuły jak pięść do oka. Sceny, w której Sophie wkracza do jadalni tuż po swojej metamorfozie i mija pozostałych uczniów krokiem à la modelka na paryskim tygodniu mody w rytm piosenki "You Should See Me in a Crown" Billie Eilish, długo nie pozbędę się z głowy. Kamp to mało powiedziane, bowiem podobnych sekwencji jest w filmie od groma.
Adaptacja książki Somana Chainaniego odchodzi od klimatu fantasy na rzecz taniej teen dramy. Żeby to jeszcze był dobry romans dla nastolatków. Po latach pewnie "Akademia Dobra i Zła" doczeka się w niektórych kręgach odbiorców miana filmu kultowego - przez swój kicz i chaos. Swoje przesłanie spełnia. Robi to po łebkach, ale robi. Przyjaźń wygra ze złem i występkiem, a w międzyczasie dostanie od kogoś całusa.