Ponad 9 milionów ludzi w Stanach Zjednoczonych obejrzało w niedzielę ostatni odcinek "Rodu smoka" na HBO i HBO Max. To najlepsza oglądalność serialowego finału od czasu zakończenia "Gry o tron" w 2019 roku. Jednak nie wszyscy byli usatysfakcjonowani finałem serialu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Ostatni odcinek "Rodu smoka" (a właściwie jego pierwszego sezonu) obejrzało w niedzielę ponad 9 milionów ludzi na wszystkich platformach. HBO podkreśliło, że wyliczyło oglądalność na podstawie kombinacji danych Nielsena i danych własnych. Lepszy był tylko finał "Gry o tron" w 2019 roku. Zakończenie epickiego serialu (które rozczarowało chyba wszystkich) przyciągnęło przed ekrany ponad 19,3 mln widzów. Hasztag "House of the dragon" trendował również na 1. miejscu na Twitterze w USA przez 10 kolejnych godzin w niedzielną noc.
"Jesteśmy bardzo podekscytowani, widząc, że 'Ród smoka' zachwyca fanów 'Gry o tron' na całym świecie, a także nowych widzów, którzy po raz pierwszy odkrywają świat Westeros. Gratulacje dla George'a, Ryana, Miguela i całego zespołu 'Rodu smoka' za niesamowity pierwszy sezon"– powiedział w oficjalnym oświadczeniu Casey Bloys, prezes i dyrektor generalny HBO i HBO Max.
Jak podkreśla branżowy portal Deadline, według HBO, wszystkie odcinki "Rodu smoka" oglądało średnio 29 milionów widzów w Stanach Zjednoczonych (dla porównania każdy odcinek 7. sezonu "Gry o tron" obejrzało średnio 32,8 mln Amerykanów), co potroiło wynik pierwszego odcinka. Przypomnijmy, że oglądalność pilota prequela "Gry o tron" przekroczyła najśmielsze oczekiwania – aż 9 mln 986 tys. widzów w USA włączyło pierwszy odcinek. Był to najlepszy wynik nowego serialu HBO w całej historii stacji.
Poza USA "Ród smoka" wyprzedził 8 sezon "Gry o tron" i został najchętniej oglądaną produkcją HBO w Ameryce Łacińskiej, Europie, Azji Południowo-Wschodniej, Hongkongu i na Tajwanie w serwisie streamingowym HBO. Serial jest transmitowany na HBO Max w 39 krajach Ameryki Łacińskiej i 21 krajach w Europie oraz na HBO GO właśnie w południowo-wschodniej Azji, Hongkongu i na Tajwanie.
Ogromny sukces "Rodu smoka"
Przypomnijmy, że serial "Ród smoka" jest ekranizacją dwutomowej "kroniki" George R. R. Martina"Ogień i krew" opisującej czasy świetności rodu Targaryenów. To właśnie z niego wywodzi się ulubienica widzów "Gry o tron": Daenerys Targaryen. Serial dzieje się ok. 200 lat przed jej narodzinami, a pierwszy sezon pokazuje wydarzenia, które doprowadziły do krwawej wojny domowej w Westeros zwanej Tańcem Smoków.
Showrunnerami serialu są: Ryan Condal, Miguel Sapochnik i sam Martin. Z kolei w obsadzie znaleźli się m.in. Paddy Considine, Matt Smith, Emma D'Arcy, Olivia Cooke, Rhys Ifans, Steve Toussaint, Eve Best, Sonoya Mizuno, Fabien Frankel, Milly Alcock, Emily Carey, Ewan Mitchell i Tom Glynn-Carney.
"'Ród smoka' spełnia pokładane w nim nadzieje. Póki co. (...) Nie wiem, czy przebije popularnością 'Grę o tron', ale na pewno zaspokoi niedosyt po finale i odniesie sukces. Pod względem realizacji to najwyższa półka, wywołuje przeróżne emocje, bohaterowie są ekscytujący i po prostu wciąga. Czego chcieć więcej? Może tego, by tydzień trwał krócej, bo tyle przyjdzie nam czekać na kolejne odcinki" – pisał Bartosz Godziński w recenzji pierwszego odcinka "Rodu smoka".
I tak się stało, bo – na co wskazuje oglądalność – "Ród smoka" faktycznie zachwycił widzów. Premiera każdego odcinka była wydarzeniem, memy powstawały jak grzyby po deszczu, aktorzy stali się gwiazdami, a widzowie panicznie obawiali się spoilerów, co przypominało czasu "Gry o tron". Jednak finał pierwszego sezonu (zapowiedziano już drugi sezon, który pokaże wojną o sukcesję między Rhaenyrą a jej bratem Aegonem II) zdenerwował czytelników "Ognia i krwi".
Finał "Rodu smoka" zdenerwował czytelników książki George'a R.R. Martina
Uwaga, spoilery!
"Ród smoka" wprowadził dotąd wiele istotnych zmian względem kronikarskiej wręcz książki autorstwa George'a R.R. Martina. Relacja Rhaenyry z Alicent, która oryginalnie wcale nie była równolatką i przyjaciółką córki władcy Siedmiu Królestw, śmierć Laeny Velaryon, ucieczka Laenora Velaryona czy smocze sny księżniczki Helaeny – to tylko kilka przykładów wątków, które pozmieniano bądź dodano w produkcji HBO.
Nie wszystkie pomysły "dowożone" przez ekipę stojącą za "Rodem smoka" są przyjmowane bez cienia krytyki przez widzów, jak księżniczka Rhaenys na smoku w 9. odcinku. Tak było również w przypadku finału "Rodu smoka" i śmierci Lucerysa Velaryona, syna Rhaenyry Targaryen, o czym pisała w naTemat Zuzanna Tomaszewicz.
Na końcu odcinka widzimy jak Aemond Targaryen i jego smoczyca Vhagar zabijają księcia chłopca i jego smoka Arraksa. I chociaż tak było w książce, to okoliczności były zupełnie inne. W "Ogniu i krwi" zasugerowano, że syn Alicent Hightower z premedytacją zamordował swojego siostrzeńca i syna Rhaenyry Targaryen, a po wszystkim nawet wyłupał mu dwoje oczu.
Jednak w serialu książę Aemond traci kontrolę nad Vhagar, która rozrywa na strzępy swoich konkurentów. Gdy ta pożera Arraksa i Lucerysa bohater krzyczy "Vhagar, nie!", a po wszystkim widzimy na jego twarzy przerażenie i winę.
To wielu się nie spodobało, gdyż stawia Aemonda Targaryena w zupełnie innym świetle i czyni z niego postać tragiczną. Niektórzy twierdzą, że zrzucenie przez twórców odpowiedzialności za śmierć Lucerysa na Vhagar gryzie się z tym, jak w poprzednich odcinkach budowano postać Aemonda.
"Scenarzyści sympatyzują z zielonymi. Ta nagła zmiana w zachowaniu Aemonda nie ma sensu"; "Wiedząc, że Vhagar rozpętała wojnę, będziemy patrzeć na Alicent i jej synów łaskawszym okiem"; "To zakończenie jest tak samo złe jak finał 'Gry o tron'" – skarżą się użytkownicy TikToka.
Jak podkreśliła jednak w naTemat Zuzanna Tomaszewicz, w książce opowiadającej historię rodu Targaryenów narrację oparto na sprzecznych ze sobą relacjach maesterów, septonów oraz nadwornego błazna o przezwisku Grzyb. Mimo że pieczę nad "Rodem smoka" trzyma George R.R. Martin, to daje to scenarzystom ogromne pole do popisu.
Sara Hess, producentka wykonawcza serialu, jasno podkreśliła w wywiadzie z portalem Collider, że "Ogień i krew" to przykład wykorzystania tzw. narratora niewiarygodnego. – Zatem nikt w tej książce nie wie, co się tam tak naprawdę stało – wyjaśniła. Tym samym twórcy hitu HBO mogą dobrowolnie naginać serialową rzeczywistość, a Martin może albo się z nimi zgodzić, albo zażyczyć sobie, by fabuła obrała inny tor.