Kanye West w końcu się doigrał. Opublikował tak obrzydliwy, antysemicki wpis, że świat powiedział dość i Ye traci i kontrakty reklamowe, i miliony dolarów. Fajnie, fajnie, tyle że raper odwalał podobne akcje od lat i wciąż zapraszany był na Fashion Week w Paryżu. Tymczasem w 2007 roku Britney Spears na oczach świata przeszła załamanie nerwowe i na 13 lat trafiła pod kuratelę. Czy tylko ja uważam, że coś jest tutaj nie w porządku?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Jestem dziś nieco śpiący, ale kiedy się obudzę, zamierzam rozpocząć Death Con 3 (nawiązanie do alarmu mobilizacyjnego sił zbrojnych USA – red.) na ludności żydowskiej. Śmieszne jest to, że nie mogę być antysemitą, bo czarnoskóre osoby również są Żydami" – napisał Ye w mediach społecznościowych.
Dopiero gdy antysemiccy demonstranci zebrali się na wiadukcie autostrady międzystanowej nr 405 w Los Angeles i wywiesili transparenty chwalące rapera ("Kanye ma rację na temat Żydów"), świat zorientował się, że Kanye West jest niebezpieczny. Zablokowały go Instagram i Twitter, zerwały z nim współpracę Adidas i GAP, a agencja artystyczna CAA postanowiła, że nie chce już reprezentować byłego męża Kim Kardashian. Nawet gotowy już dokument o Kanye trafił na półkę.
Szkoda tylko, że trwało to tak długo, bo West, za przeproszeniem, odwalał manianę od lat. W przypadku Britney Spears, która 15 lat temu załamała się psychicznie, zaatakowała paparazzo parasolką i zgoliła głowę, zajęło to metaforyczne pięć minut. Gwiazda pop zapłaciła swoją wolnością na ponad dekadę – wyrokiem sądu znalazła się pod kuratelą ojca.
Podwójne standardy się kłaniają.
Kanye West jest coraz bardziej niebezpieczny
Pytanie brzmi, dlaczego Kanye West, czyli jedna z największych gwiazd współczesnej muzyki z milionami fanów na całym świecie, od lat (do dzisiaj) bezkarnie robił obrzydliwe rzeczy i nikt nawet nie mrugnął okiem? Przesadzam? To pozwólcie, że wymienię.
Wystarczy? A to przecież tylko "najważniejsze" szaleństwa Ye, który doczekał się statusu "kontrowersyjnej ikony". Cały czas zarabiał miliony, występował w reklamach, miał własną kolekcję z Adidasem, był zapraszany na festiwale i gale. Mógł mówić, co chce i nikt nie mówił mu "stop", nawet gdy głosił mowę nienawiści.
Podczas gdy Kanye "dokazywał" od lat, Britney Spears musiała zaciekle walczyć w sądzie o zakończenie trwającej 13 (!) lat kurateli. Nałożonej na nią, bo publicznie załamała się psychicznie i zaatakowała samochód reportera z parasolem w ręku. Jednego z setek, tysięcy paparazzi, którzy prześladowali ją od lat i zamieniali jej życie w piekło.
Zdrowie psychiczne jest tak samo ważne jak fizyczne, co należy podkreślać na każdym kroku. Załamanej Spears odebrano prawo do decydowania o swoim życiu i to pod pozorem jej dobra. West ma cierpieć na chorobę afektywną dwubiegunową i wiele osób właśnie na karb jego zdrowia zrzuca wszystkie jego odpały. I tu pojawia się problem, bo West przekroczył granicę nienawiści.
Działania Kanyego – które dzisiaj ewidentnie są już zagrożeniem dla innych – sprawiają, że wielu osób zaczęło utożsamiać zaburzenia psychiczne z agresją i hejtem. Tymczasem choroba psychiczna to jedno, a nienawiść, antysemityzm, biała supremacja i mordowanie w teledysku faceta swojej byłej żony to drugie. Nie tłumaczmy tych karygodnych, skandalicznych zachowań jego stanem zdrowia.
Jak podkreśliła znana na Instagramie graficzka Lainey Molnar, która również podjęła kwestię podwójnych standardów na przykładzie Britney Spears i Kanyego Westa, można być jednocześnie ofiarą i sprawcą. "Jaką rozmowę prowadzimy w ten sposób na temat zdrowia psychicznego? Poprzez clickbaity o załamaniach i nazywanie ludzi szalonymi? Promujemy osobę, która uniemożliwia współczucie chorym, ponieważ woli opowiadać się za nienawiścią" – pisała.
Podwójne standardy
Dlaczego Britney Spears i Kanye West są traktowani w tak skrajnie różny sposób? Mogę się tylko domyślać.
To pokłosie kultury, w której emocjonalne kobiety nazywano "wariatkami", a nieobliczalność i brak subordynacji od wieków były surowo karane. Kobieta musiała być kontrolowana i była tłamszona, jeśli nie potrafiła się dostosować, co zresztą widzimy do dzisiaj, kiedy dostajemy po głowie, gdy po prostu robimy swoje. Jeśli kobiecie "odbija", to tym lepiej, bo można na legalu spalić ją na metaforycznym stosie.
A mężczyźni? Boys will be boys. Zwłaszcza jak są bogaci, uprzywilejowani i przynoszą miliardowe zyski korporacjom. Jak Kanye. Bo on przecież po prostu taki jest. Szalony, dziwny, nieposkromiony. Zamiast mu pomóc, lepiej się pośmiać z jego dziwactw. Zamiast potępić jego nienawistne zapędy i oskarżyć go o mowę nienawiści, lepiej bić mu brawo.
Bo ten człowiek niewątpliwie potrzebuje pomocy. A przede wszystkim musi zostać odcięty od publicznych platform, aby jego nienawistne apele nie trafiły na podatny grunt. Ba, aby nikt nie musiał ich słuchać. Bo wolność słowa nie jest usprawiedliwieniem nienawiści.