#BESTOF22: Kino wcale nie umiera. Tych 13 rewelacyjnych filmów zwaliło nas w tym roku z nóg
Dział Kultura naTemat
12 grudnia 2022, 19:21·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 12 grudnia 2022, 19:21
Kochamy dobre filmowe historie. A zwłaszcza takie, które są znakomicie opowiedziane. W tym roku takich nie brakowało – mogliśmy podziwiać filmy, w których wszystko się zgadzało: opowieść, realizacja, aktorstwo, emocje. Dział Kultura naTemat wybrał 13 takich tytułów. Oto najlepsze filmy 2022 roku, dzieła, o których wciąż nie możemy zapomnieć i które udowadniają, że seriale serialami, ale kino nigdzie się nie wybiera.
Reklama.
Reklama.
Na naszej liście znalazły się wyłącznie te filmy, które miały oficjalną premierę kinową w 2022 roku oraz które są (lub były) dostępne w Polsce. Oceniamy jedynie filmy zagraniczne – polskie tytuły wychwalamy w osobnym podsumowaniu. Kolejność jest przypadkowa.
To jeden z tych filmów, po których wychodzisz z kina i świat na chwilę jest jakiś taki piękniejszy... potem jednak ochlapie cię samochód i wszystko wraca do normy. Kontynuacja kultowego klasyka z lat 80. nie jest tylko skokiem na kasę. Choć twórcy swoje zarobili, to jednak romansowali z nostalgią ze smakiem i wdziękiem, a odwołania zarówno muzyczne, jak i w poszczególnych kadrach, są nie tylko hołdem dla pierwszego "Top Guna", ale i wyrazem tęsknoty za dawnym Hollywoodem.
Takiego K I N A już się po prostu nie robi, dlatego też pewnie robi takie wrażenie. "Top Gun: Maverick" nie jest jednak staroświecki, bo pod kątem realizacji – pomimo wykorzystania głównie praktycznych efektów specjalnych – to XXI wiek. I totalny odlot, który nie stanie się tak kultowy, jak poprzednik, ale nic nie szkodzi, bo dostarcza nam tyle frajdy, co Tomowi Cruisowi kaskaderka i bieganie po lesie.
Jeden z najcięższych seansów w moim (dotychczasowym) życiu. Niemiecka, trzecia już ekranizacja wybitnej powieści Ericha Marii Remarque'a "Na Zachodzie bez zmian" poraża naturalizmem, okrucieństwem i wojenną makabrą. To przeszywający antywojenny manifest, który trudno obejrzeć do końca. A jeśli już wytrwamy, to z zaciśniętym gardłem.
Kandydat do Oscara naszych zachodnich sąsiadów to brutalna, krwawa miazga, ale... niezwykle piękna. A raczej bestialsko piękna. Film Edwarda Bergera jest realizacyjnym majstersztykiem, a zarówno zdjęcia Jamesa Frienda, jak i muzyka Volkera Bertelmanna, zapierają dech i wywołują dreszcze. Pozycja obowiązkowa.
"Bodies Bodies Bodies" to slasher, czyli gatunek horroru, którego grono amatorów jest raczej ograniczone. W tym wypadku jednak nawet ci, którzy nie przepadają za krwawą łaźnią, mogą się skusić na film Haliny Reijn, gdyż to nie jatka jest esencją filmu. W centrum jest bowiem celna i niezwykle zabawna satyra społeczna, która głównie nabija się z pokolenia Z. Co ważne, film nie ma na szczęście moralizatorskiego zacięcia, ale bywa ostro – co niektóre płatki śniegu mogą się "roztopić".
"Yang" z Colinem Farrellem i Justinem H. Minem nie jest filmem dla każdego. Jeśli kogoś nużą scenariusze utkane melancholijnymi i niekiedy filozoficznymi wstawkami, to śmiało może sobie go odpuścić.
Niemniej dramat sci-fi Kogonady z jednej strony stara się znaleźć odpowiedź na dość "kliszowe" pytanie o prawdziwą naturę człowieka, z drugiej zaś nie narzuca widzom z góry myślenia, że sztuczna inteligencja jest gorsza (mniej znacząca) od ludzkości. To piękna, powolna opowieść o tym, jak to jest po prostu... być, istnieć.
Obejrzysz na: HBO Max, CANAL+, TVP VOD (do 31 grudnia)
"Something In The Way" – ta piosenka Nirvany już zawsze będzie się mi (i nie tylko mi) kojarzyć z "Batmanem" Matta Reevesa. Człowieka Nietoperza widzieliśmy już w przeróżnych wcieleniach: tym razem jest detektywem (co pasuje do zastosowanej w filmie estetyki kina noir), ale też... Bruce’em Wayne’em z kryzysem tożsamości. Po raz pierwszy to jedna i ta sama osoba. Do tego bardzo ludzka, ze swoimi słabościami, trochę emo, ale i charyzmatyczna, a to już zasługa świetnie dobranego (i umalowanego) Roberta Pattinsona.
Gotham jest jeszcze bardziej przyziemne i realistyczne niż w trylogii Christophera Nolana, podobnie jak i arcyłotrowie. Człowiek Zagadka w wykonaniu Paula Dano to psychol jakich mało, ale wcale nie tak odklejony od naszej rzeczywistości. "Batman" nie jest tak napakowany akcją, jak inne komiksowe adaptacje, co nie każdemu mogło się podobać, ale pod kątem klimatu, wykonania, warstwy audiowizualnej i kreacji aktorskich to czysta poezja.
Jestem fanką animacji Disneya i Pixara, a to "Nie wypanda" mnie nie zawiodło. Wręcz przeciwnie – zachwyciło i poruszyło, bo nagle wróciłam wspomnieniami do bolesnego i dziwacznego okresu dorastania. Ok, osobiście nie zamieniałam się w pandę, ale czułam się jak dziwadło (chociaż nie takie urocze jak zwierzak w "Turning Red"). Plus konflikt z mamą też oczywiście odhaczyłam, ale która nastolatka nie?
Animacja Domee Shi (to pierwsza kobieta, która w pojedynkę wyrezyserowała film Pixara) jest absolutnie przepiękna. Zabawna, mądra, wzruszająca, emocjonalna, wizualnie zachwycająca, inkluzywna, mogę wymieniać i wymieniać. Gdyby takie filmy o dojrzewaniu powstawały za czasów mojej "młodości", to byłoby mi znacznie łatwiej. I nie tylko mi.
"Zbrodnie przyszłości" zostały okrzyknięte w mediach najobrzydliwszym filmem tego roku i ta etykietka jest całkiem słuszna. Dla wrażliwszych widzów seans najnowszego tytułu Davida Cronenberga odpada, jednak dla tych, którzy chcą poobcować z kinem grozy w starym stylu oraz chorą wyobraźnią kanadyjskiego reżysera, to tytuł obowiązkowy. "Zbrodnie przyszłości" być może nie są rewolucyjne, ale ojciec body horroru nie był w takiej formie od lat i skutecznie przykuwa widzów swoimi hipnotyzującymi wizjami do ekranu.
"Wilkołak nocą"powstrzymał mnie przed postawieniem krzyżyka na Marvel Cinematic Universe. W końcu wykorzystano potencjał tkwiący w tym uniwersum, a twórcy nareszcie dostali zielone światło pozwalające im na zabawę formą.
Reżyser i kompozytor Michael Giacchino wniósł powiew świeżości do gatunku kina bohaterskiego, inspirując się czymś, co tak na dobrą sprawę ani nie jest świeże, ani nowe. Komiksowego Jacka Russella (w tej roli świetny Gael Garcia Bernal) zamknął w ramach klasyki amerykańskich horrorów. W tym jakże krótkim (jak na obecne czasy) dziele znajdziemy odwołania do "Drakuli" Toda Browninga z 1931 roku, "Doktora Jekylla i Pana Hyde'a" Roubena Mamouliana również z 1931 roku i "Wilkołaka" George'a Waggnera z 1941 roku.
W tym roku wyszło sporo świetnych horrorów, ale największe wrażenie zrobili na mnie właśnie "Barbarzyńcy". Film podzielony na trzy – wydawać się mogło początkowo, że niepowiązane – akty zachwyca i autentycznie przeraża. Zaczyna się jak zwykły thriller: od historii kobiety, która zarezerwowała sobie dom na noc, ale okazało się, że ktoś już tam jest. Po prostu doszło do pomyłki w systemie. Tym niespodziewanym gościem jest Bill Skarsgård, który w "To" grał Pennywise'a!
Ja bym uciekał, gdzie pieprz rośnie, ale ona zostaje, bo nie ma wyjścia. Całe napięcie towarzyszące kolejnym scenom było tak wielkie, że wstawałem z kanapy, bo nie mogłem usiedzieć z emocji. A film ma jeszcze kilka przepotężnych i szalonych zwrotów akcji, które zbliżają nas już do prawdziwego horroru... klasy B, ale nakręconego full profeska i na bogato. Gdyby tylko bohaterowie nie podejmowali tak idiotycznych decyzji... Z drugiej strony nie byłoby wtedy "Barbarzyńców".
Kiedy wydawało się, że seria "Predator" niczym nas już nie zaskoczy i dalej będzie staczać się po równi pochyłej, pojawili się Patrick Aison i Dan Trachtenberg. Filmowcy wpadli na szalony i ryzykowny pomysł: a co jeśli legendarny najeźdźca z Kosmosu tym razem przybyłby na Ziemię w XVIII wieku i terroryzował Komanczów na Wielkich Równinach? A co więcej walczyłaby z nim młoda dziewczyna, ambitna wojowniczka bez doświadczenia?
20th Century Studios to klepnęło, Aison napisał scenariusz, Trachtenberg wyreżyserował i tak powstał rewelacyjny "Predator: Prey". Piąty film o Predatorze oraz prequel kultowej serii zachwyca nie tylko historią, realizacją, akcją i klimatem, ale również inkluzywnością oraz dbałością o szczegóły. Komańczów grają rdzenni Amerykanie (w tym świetna Amber Midthunder w głównej roli Naru), a na Disney+ można nawet wybrać opcję z dubbingiem w języku tego plemienia.
"Prey" to powiew świeżego powietrza nie tylko w "predatorskiej" serii (bez dwóch zdań jest to najlepsza część po "Predatorze" z 1987 roku), ale również w kinie. I tylko szkoda, że film Trachtenberga poszedł od razu do streamingu, bo takie widowisko genialnie oglądałoby się na dużym ekranie.
"Wiking" to pierwsza duża produkcja Roberta Eggersa, twórcy niezależnych horrorów, takich jak "Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii" czy "Lighthouse". Zdania na temat filmu są podzielone – jedni uważają, że to prostacka historia zemsty z przesadnie rozedrganym emocjonalnie Alexandrem Skarsgårdem w roli głównej, a drudzy widzą w filmie amerykańskiego reżysera uniwersalną, szekspirowską opowieść. Osobiście należę do drugiego obozu, a tym, co ujęło mnie w "Wikingu", jest nie tylko (umówmy się: prosta) fabuła, ale również dbałość Eggersa o najmniejsze wizualne szczegóły.
"X" Ti Westa to slasher bardziej śmieszny niż straszny. Humor przeplata się tu z atmosferą niepokoju podsycaną prażonymi słońcem teksańskimi polami. Już sam pomysł wrzucenia garstki amatorów chcących wybić się w branży filmów pornograficznych na farmę konserwatywnych staruszków z góry wydaje się zabawny.
Horror z Mią Goth i Jenną Ortegą nie jest jednak jakąś tam czarną komedią z Adamem Sandlerem, która bawi w prosty, niewymagający większego myślenia sposób. To polemika dotycząca międzypokoleniowej wojny i feminizmu.
Cała nasza czwórka wytypowała "Wszystko wszędzie naraz" jako jeden z najlepszych filmów 2022 roku. I raczej bez zaskoczeń, bo film Daniela Kwana i Daniela Scheinerta to petarda, która zawojowała zarówno krytyków, jak i widzów na świecie, oraz która ma szansę na wysyp Oscarów (a przynajmniej nominacji). W tym oczywiście za najlepszą produkcję roku. Amerykańskie niezależne studio A24 z każdym filmem udowadnia swoją wielkość, ale tym razem... naprawdę przesadziło.
"Everything Everywhere All at Once" to widowiskowy komediodramat science fiction, która zachwyca absurdem, humorem, wizualnym pięknem i geniuszem. Historia chińskiej imigrantki w średnim wieku, która z pomocą różnych wersji siebie próbuje ocalić swoją rodzinę i multiwersum na papierze mogła brzmieć głupawo, ale jest epickim arcydziełem. "Wszystko wszędzie naraz" jest ucztą dla zmysłów, spektakularnym popisem sztuk walki i czymś, czego w kinie jeszcze nie było. A Michelle Yeoh daje aktorski popis warty każdej nagrody. Właśnie dla takich filmów żyjemy.
Obejrzysz na: Prime Video
10 świetnych filmów 2022 roku, które zasługują na wyróżnienie: