Jak poinformowała "Rzeczpospolita", przeszkolenie policji z obsługi granatników jest pokłosiem eksplozji w Komendzie Głównej Policji. Przypomnijmy, że Jarosław Szymczyk wylądował w szpitalu i doprowadził do zawalenia sufitu w siedzibie funkcjonariuszy.
Z oficjalnej relacji wynika, że powodem jest pomylenie granatnika z pustą tubą przerobioną na głośnik. Dwa dni po wybuchu Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji wydał rozporządzenie, zgodnie z którym policjanci przejdą specjalne szkolenia z użyciem sprzętu, z którym nie poradził sobie gen. Szymczyk.
Chodzi zarówno o szkolenie teoretyczne, jak i praktyczne: obsługę broni, trening bezstrzałowy, a wreszcie: samo strzelanie.
– To jest fejk? – reaguje Paweł Krutul, wiceprzewodniczący sejmowej komisji obrony narodowej oraz członek komisji administracji i spraw wewnętrznych. Chwilę później potwierdza, że faktycznie mamy do czynienia z podobnym rozporządzeniem.
– To jest kuriozalne. Co ma piernik do wiatraka, co ma policja do granatników? Niezbyt dobrze kojarzy mi się granatnik w rękach policji po ostatnich wyczynach pana komendanta Szymczyka – dodaje dla naTemat.
Parlamentarzysta Lewicy zauważa, że faktycznie szkolenia z obsługi tego typu broni powinny mieć miejsce, jednak nie w przypadku policji. – Przeciętny policjant patrolujący ulice ma obsługiwać granatnik... słabo to widzę – stwierdza.
– Oni sobie sami wbijają gwóźdź do trumny. Zamiast pozwolić tej sprawie umrzeć, to oni sami ją podgrzewają. Teraz znowu przez tydzień wszyscy będą darli z tego łacha. Ja po prostu tego nie pojmuję – zauważa.
– Oczywiście, w razie czarnej godziny taki sprzęt powinno umieć obsłużyć Wojsko Polskie, Straż Graniczna czy Wojska Obrony Terytorialnej. To trzy grupy, które w przypadku zagrożenia są na pierwszej linii działania – wymienia.
Krutul podkreśla, że jako kolejni wyszkoleni powinni być rezerwiści. – Technologia i technika idą do przodu i pozyskujemy nowy sprzęt. Tu trzeba wiedzieć, co z czym jeść. Ale policja nie zajmuje się takimi działaniami – przekonuje.
Co więcej, trudno sobie wyobrazić sytuację, kiedy "zwykły" policjant mógłby mieć kontakt z bronią tego typu. A nawet, gdyby do takiego kontaktu doszło, trudno zrozumieć, po co wiedza z jej zastosowania (poza incydentem w KGP).
– Przychodzi mi do głowy, że oczywiście w razie kontroli kontrabandy policja może zobaczyć taką broń. Ale wtedy policjantowi nie wolno tego dotykać. Tu trzeba od razu wzywać specjalistów – zauważa.
– Gdyby policjant podczas kontroli drogowej na Podlasiu zobaczył granatnik, także powinien wezwać wsparcie, żeby uniknąć powtórki z eksplozji w KGP u jego przełożonych. Przecież ostatnie, co należy zrobić w takiej sytuacji, to wyciągnąć tę broń i zacząć ją obsługiwać – tłumaczy.
– Ale żeby od szkolić prawie 100 tysięczną formację policji po takim zachowaniu gen. Szymczyka? – pyta na koniec.