Jak pisaliśmy w naTemat, Donald Tusk skierował dwa pozwy wobec TVP. Pierwszy dotyczy celownika skierowanego w jego pierś, a drugi filmu redaktora Marcina Tulickiego pt. "Nasz człowiek w Warszawie".
Pełnomocnicy szefa Platformy Obywatelskiej złożyli do sądu wniosek, by do zakończenia sprawy zakazać Telewizji Polskiej emisji produkcji, wskazującej na domniemane związki byłego premiera z Rosją.
Na odpowiedź publicznego nadawcy nie trzeba było długo czekać. Jeszcze tydzień temu w stacji pojawił się szereg krytycznych opinii o uderzaniu w wolność słowa i cenzurowaniu mediów.
– Dla Donalda Tuska wolne media są wtedy, kiedy dobrze mówią o nim, bądź nie mówią tych faktów, które są dla niego niekorzystne – mówił na antenie TVP Info Samuel Pereira.
Chwilę później pojawiła się odpowiedź ze strony samych "Wiadomości" TVP. – Donald Tusk chce zakazać mówienia o relacjach z Putinem. To próba ocenzurowania Telewizji Polskiej i zastraszania jej dziennikarzy, tak publicyści komentują pozew Donalda Tuska – powiedziała jeszcze 30 grudnia Marta Kielczyk.
Wszystko wskazuje na to, że TVP dopiero się rozkręca. Podczas środowego wydania wieczornego dziennika informacyjnego, widzom ukazał się pasek: – Zobacz, zanim Tusk zakaże oglądania.
– Donald Tusk często i chętnie mówi o wolności słowa. Są to jednak puste słowa, bo sam próbuje kneblować usta dziennikarzom, próbuje zakazać publikacji Marcina Tulickiego "Nasz człowiek w Warszawie". Nie ma i nie będzie naszej zgody wprowadzenia cenzury – powiedział Michał Adamczyk.
– Będziemy o tym mówić, będziemy ten film pokazywać niezależnie od tego, czy się to podoba liderowi opozycji, czy też nie. Państwo przed telewizorami mają prawo wiedzieć, jak wyglądały próby zbliżenia z Rosją za jego rządów – dodał.
Wyemitowano także fragmenty filmu. Wynika z nich, że Donald Tusk chciał współpracować z Moskwą i Władimirem Putinem. Przedstawiono także pojedyncze urywki z dawnych deklaracji ówczesnego premiera.