Jeden ze śledczych pracujących przy sprawie Iwony Wieczorek nie wierzy, że ona żyje.
Jeden ze śledczych pracujących przy sprawie Iwony Wieczorek nie wierzy, że ona żyje. Fot. Iwona Wieczorek/materiały policyjne
Reklama.
  • Iwona Wieczorek zaginęła latem 2010 roku. Od tego czasu śledczym nie udało się niestety ustalić, co się z nią stało
  • Nie są oni w stanie też powiedzieć, czy dziewczyna nadal może żyć. Taką wersję wyklucza były dyrektor biura kryminalnego Komendy Głównej Policji insp. Marek Dyjasz, który osobiście pracował przy sprawie zaginięcia gdańszczanki
  • Przypomnijmy, że Iwona Wieczorek zaginęła w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku. Przed godz. 3:00 była jeszcze widziana przed jednym z modnych klubów w Sopocie. Potem zdecydowała się iść do domu w gdańskiej dzielnicy Jelitkowo na pieszo.

    Dziewczyna szła wówczas promenadą nadmorską, która łączy Sopot i Gdańsk. Latem, nawet późno w nocy, trasa ta jest dość ruchliwa. Niestety, o godz. 4:12 Iwona Wieczorek pojawia się ostatni raz na monitoringu, a potem ślad za nią się urywa.

    Insp. Marek Dyjasz: Ja bym taką wersję, że Iwona Wieczorek żyje, całkowicie już odrzucił

    Od tego czasu dziennikarze i śledczy głowią się, co się z nią stało. Wielu zadaje obie pytanie: Czy Iwona Wieczorek żyje? Wątpliwości w tej sprawie nie ma były dyrektor biura kryminalnego Komendy Głównej Policji insp. Marek Dyjasz.

    Były policjant na początkowym etapie postępowania pracował przy sprawie Wieczorek. – Ja bym taką wersję, że Iwona Wieczorek żyje, całkowicie już odrzucił. Pozostałe wersje są nadal otwarte – stwierdził jednoznacznie w rozmowie z Onetem.

    Dyjasz jest też przekonany, że "może być tak, że za pół roku, za dwa, trzy, pięć lat pojawi się jakaś kluczowa informacja, która wywróci śledztwo do góry nogami. – Spowoduje, że otworzy się okienko dla nowych czynności. Znamy sprawy, które wychodziły po 20 i więcej latach – tłumaczył portalowi.

    Na wykładach mówię moim studentom, że jak mamy pięć wersji śledczych w ramach jednego postępowania, to starajmy się je kompleksowo od początku do końca wykluczyć lub potwierdzić. Nie zostawiajmy nieskończonych wątków, bo one się później mszczą. I tak w wielu sprawach było, tak jest też w sprawie Iwony Wieczorek

    Onsp. Marek Dyjasz

    były dyrektor biura kryminalnego Komendy Głównej Policji dla Onet.pl

    Były dyrektor biura kryminalnego Komendy Głównej Policji mówił o zaginięciu Wieczorek w kontekście ostatnich doniesień dotyczących jej zniknięcia. Jej sprawa "ożyła" dzięki działaniu tzw. Archiwum X, czyli Małopolskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji w Krakowie. Najpierw śledczy z prokuratorem Piotrem Krupińskim zaczęli sprawdzać znajomych Wieczorek.

    Skupili się głównie na Pawle P. oraz jego partnerce Joannie S. Mężczyzna usłyszał m.in. zarzut utrudniania postępowania karnego poprzez usuwanie śladów i dowodów, zacieranie śladów przestępstwa, a także podawanie nieprawdziwych informacji. Jego partnerkę oskarżono o przestępstwa narkotykowe.

    Co się działo w ostatnim czasie w sprawie Iwony Wieczorek?

    Następnie (na przełomie grudnia i stycznia) przez kilkanaście dni trwały przeszukania w Nowej Zatoce. Jest to miejsce, gdzie kiedyś mieścił się owiany złą sławą, ale też modny klub Zatoka Sztuki, a jego współwłaścicielem był nie kto inny, ale sam Marcin T. ps. "Turek". W 2010 roku miał on także Dream Club w popularnym Krzywym Domku w Sopocie oraz kilka innych lokali.

    Jakby kontrowersji było mało, w międzyczasie samobójstwo popełnił ks. Krzysztofa Gidzińskiego z Leźna pod Gdańskiem. Duchowny, jak donosiły media, miał pomagać dziewczynom skrzywdzonym przez "łowcę nastolatek" Krystiana W. ps. "Krystek", który działał na terenie wspomnianej Zatoki Sztuki.

    W czasie trwającego latami śledztwa funkcjonariusze mieli różne teorie, co się stało z dziewczyną. Jedna z nich zakładała rywalizację o mężczyzn bawiących się w sopockim klubie. W drugiej była mowa o wiadomości, jaką miała dostać Iwona, a która rzekomo dotyczyła zabawy jej byłego partnera Patryka G. z innymi kobietami w Gdańsku.

    Pojawiła się zatem teoria, że mogło dość do konfrontacji ze znajomymi, która wymknęła się spod kontroli. Przyczyniła się tego m.in. relacja ojczyma Iwony. Piotr Kinda wyznał, że w upalną lipcową noc spał przy otwartym oknie i zdawało mu się, że ktoś pod domem krzyczał "Iwona! Iwona!". Kinda jednak wówczas nic nie zrobił, bo sądził, że pasierbica wróciła do domu.