Autorzy raportu zastrzegają, że nikt z ich badania nie powinien wyciągać wniosku, że ponad 40 proc. Polaków popiera Rosję albo głosi rosyjską propagandę.
"Lektura wyników naszego badania nie może prowadzić bezpośrednio do wniosku, że oto rośnie wpływ rosyjskiej propagandy na postawy Polaków. (...) Nie sposób jednak zaprzeczyć, że – bez względu na przyczyny tego stanu rzeczy – w styczniu 2023 r. większa liczba Polaków niż we wrześniu 2022 r. podzielała poglądy zbliżone do tych, które propaguje Kreml lub które są w zgodzie z rosyjskim interesem. Dla Rosji jest to ewidentnie dobra wiadomość" – napisano.
W badaniu "Kryzys czy propaganda? Postawy Polaków wobec wojny w Ukrainie" zleconym przez Warsaw Enterprise Institute respondentom zaprezentowano osiem propagandowych tez. I wyszło, że 41 proc. z nich "zdecydowanie się zgadza" bądź "raczej się zgadza" co najmniej z czterema z nich. We wrześniu 2022 oceniło tak 34 proc. respondentów.
Jak to odbierać? Bo wyniki na pierwszy rzut oka mogą porażać. Mając w pamięci, jak Polacy pomagali i pomagają Ukrainie. I jak rosyjska propaganda zaistniała w polskiej przestrzeni publicznej.
– Nie możemy jeszcze mówić o trendzie. To byłoby mylące. Po prostu nastąpił wzrost osób o takich poglądach – zastrzega od razu Sebastian Stodolak, wiceprezes WAI, szef Departamentu Badań i Analiz. Uczula też, że w badaniu są dwie kategorie wyników "zgadzam się" i "raczej zgadzam się". A to oznacza, że niektórzy badani być może mają jakieś wątpliwości, a na pewno nie wszystkie osoby mają twarde poglądy w tej sprawie.
– Byłbym przeciwko dramatyzowaniu tych wyników, że to jest tragedia, że niedługo w Polsce wybuchną jakieś konflikty etniczne. Takiego ryzyka absolutnie nie ma. My zaznaczamy, że to nie jest tak, że osoba, która wykazuje takie poglądy, jest przeciwna Ukraińcom. Ona może być bardzo przeciwna Rosji i pomagać Ukraińcom. Ale siedząc w domu przed komputerem, może dojść do wniosków innych niż postawy, które wykazuje w praktyce – zauważa także.
Ale jest coś, co niepokoi go w tych wynikach. – Na pewno budzi niepokój fakt, że w roku wyborczym tego typu postawy są coraz bardziej popularne, bo siłą rzeczy będą brane pod uwagę w kalkulacjach politycznych. Jeśli się utrzymają, to w długiej perspektywie może to zmienić podejście do tego, jak pomagamy Ukrainie – komentuje w rozmowie z naTemat Sebastian Stodolak, wiceprezes WAI.
Na razie postawa naszego rządu jest bardzo twarda, ale wybory to wybory. Politycy kalkulują tak, żeby je wygrać i to jest dla nich najważniejsze. To w jakimś sensie jest niebezpieczne. To woda na młyn skrajnych ugrupowań, które przedstawiają linię bardzo zbieżną z Kremlem. Mam na myśli ugrupowanie, którego twarzą jest Grzegorz Braun czy Janusz Korwin-Mikke. Widziałem, że już wykorzystują wyniki naszego badania na zasadzie: A widzicie? Polacy się z nami zgadzają.
Braun faktycznie zamieścił tweeta na ten temat. Media reagują: "Rosyjska propaganda podbija umysły Polaków", "Polacy coraz bardziej podatni na rosyjską propagandę?". Temat zaczął żyć w internecie. W komentarzach pojawiły się opinie w rodzaju: "A państwo przeprowadzacie sondaż na zlecenie Kremla, tak?", "Smutne, ale i tak dobrze, że nie więcej".
– Dla mnie to jest taki moment, że trzeba podchodzić do tego z ostrożnością, bo w pewnym momencie to są samospełniające się przepowiednie. Jak przez 100 dni z rzędu zapytać kogoś, czy się boi wychodzić na ulice, to po 100 dniach zacznie się bać. Nawet jeśli wcześniej nie przyszłoby mu to do głowy. Dlatego podchodziłbym do tego sceptycznie – reaguje prof. Jarosław Flis, socjolog.
– Wiadomo, że wojna się przedłuża, wywołuje emocje. Nastroje w tej sprawie zmieniają się. W tym samym czasie jest wiele uciążliwości, skoczyły ceny. Natomiast trzeba mieć świadomość, że takie rzeczy będą pojawiać się w badaniach, zwłaszcza jak zada się pytanie, które jest pytaniem sugerującym – zaznacza.
Można więc zapytać, po co w takim razie takie badanie? I po co sugerować respondentom coś, o czym wcześniej mogli nawet nie pomyśleć?
– Faktycznie, ktoś do momentu badania mógł w ogóle o tym nie myśleć. Ale to bolączka wszystkich badań, z góry zakładamy, że ludzie mają przemyślaną opinię na większość tematów, a tak nie jest. Natomiast niemówienie o tym to trochę tak jak niemierzenie temperatury. Można tego nie robić, ale koniec końców efekt będzie gorszy niż gdybyśmy to robili. Przede wszystkim widzimy, że w krajach, gdzie brak poparcia dla Ukrainy jest wyższy, prowadzi się zupełnie inną politykę względem niej. Nasi sąsiedzi Słowacy są zdecydowanie mniej entuzjastyczni w jej popieraniu, o Węgrach nawet nie wspominam. Chcielibyśmy tego uniknąć. Musimy wiedzieć, w którą stronę zmierzają ludzkie sentymenty i umieć zidentyfikować przyczyny – podkreśla.
A zatem jakie są przyczyny tego, że wzrósł odsetek Polaków, którzy zgodzili się z tezami rosyjskiej propagandy?
Badanym przedstawiono osiem tez, które, jak uznano, są spójne z ogólnym celem narracji, które Kreml wysyła w świat. Część z nich pojawia się w wypowiedziach rosyjskich propagandystów. Oto one:
Jak czytamy w raporcie, szczególnie mocny wzrost odnotowała teza 6. Silnie wzrósł odsetek osób przekonanych, że uchodźcy to w istocie imigranci ekonomiczni, na pomaganie którym nas nie stać. Wzrosła liczba osób domagających się od Ukrainy zerwania z heroizacją Stepana Bandery.
"Z kolei tezą głoszącą, że "na pomaganiu Ukrainie się nie skończy. Zostaniemy wplątani w wieloletnie konflikty zbrojne" zgodziło się lub raczej zgodziło 52 proc. respondentów, a z tezą głoszącą, że "obecnie ma miejsce ukrainizacja Polski, która niszczy naszą kulturę i społeczeństwo" 40 proc. respondentów" – czytamy.
– Wydaje mi się, że niepokojące są wzrosty dotyczące postawy wobec rozwiązania tego konfliktu. Prawdziwym testem będzie czas blisko wyborów. W USA, gdzie teoretycznie wszyscy są proukraińscy, mówi się w niektórych kręgach otwarcie, że wojna powinna być zakończona przy stole negocjacyjnym. Nie widzę logicznych barier, dlaczego takie postawy nie miałyby się wykształcić w Polsce wśród naszej klasy rządzącej lub aspirującej do rządzenia. Jest to realne niebezpieczeństwo – uważa Sebastian Stodolak.
Czy wyniki badania go zaskoczyły?
– Jest to w pewien sposób zaskakujące. Moglibyśmy pomyśleć: "Faktycznie. Tak chętnie pomagaliśmy Ukraińcom. Dlaczego nagle staliśmy się tacy sceptyczni i ostrożni?". W raporcie staramy się wskazać, że to może być warunkowane oczekiwaniami względem gorszej koniunktury gospodarczej. Ludzie odczuli wzrost cen w zeszłym roku. Negatywne zjawiska gospodarcze, z którymi mierzymy się od dłuższego czasu i z którymi będziemy się mierzyć w przyszłym roku, mogą być kojarzone z całą wojenną atmosferą. W jakiejś mierze jest to słuszne, ale najpoważniejsze problemy, jak inflacja, to problemy, które sami sobie zgotowaliśmy, prowadząc nieoptymalną politykę pieniężną – komentuje Sebastian Stodolak.
To według niego jedna z przyczyn radykalizacji postaw wynikająca z przekonania, że może być jeszcze gorzej, że możemy być bardziej ubodzy.
– Ale też trzeba być realistą. Uczestniczymy w wojnie informacyjnej. Naiwnością i głupotą byłoby sądzić, że Rosjanie nie prowadzą jakichś działań, które miałyby na celu zasianie fermentu w naszym społeczeństwie. Ziarna wątpliwości co do tego, kto w tym konflikcie ma słuszność – mówi wiceprezes WEI.
Z badania wynika, że postawy zgodne z linią Kremla częściej wykazały osoby młodsze (25-34 lata), które w większym stopniu korzystają z internetu.
"Czy to oznacza, że to właśnie młodzi Polacy padają ofiarą rosyjskiej propagandy? Należy rozważyć taką możliwość, ale jednocześnie trzeba wziąć poprawkę na fakt, że młodzi ludzie mają naturalnie wyższą skłonność do postaw nonkonformistycznych, w mniejszym stopniu ich poglądy są kształtowane przez ogólny konsensus wokół polskiej polityki zagranicznej" – napisano.
"Młodzi ludzie, przyzwyczajeni do szybkich i krótkich komunikatów są – przynajmniej potencjalnie – szczególnie podatni na informacje, których źródłem są rosyjscy propagandziści. Chcąc nie chcąc młodzi ludzie mogą stanowić także kanał przenoszenia tych informacji na grupy, które z serwisów społecznościowych korzystają z mniejszą częstotliwością"
O tym, jak działa rosyjska propaganda i dociera do ludzi, można pewnie napisać niejedną książkę.
– Rosjanie opanowali każdą flankę medialną, ale przede wszystkim korzystają z najnowszych osiągnięć, czyli z narzędzi internetowych. Są mistrzami w produkowaniu memów, wymyślaniu "faktów", które nie miały miejsca, ale jeśli raz coś przedstawimy i szybko to rozpowszechnimy jako prawdziwą informację, bardzo trudno to potem odkręcić. Rosjanie nie dbają w swojej propagandzie, żeby ich przekaz był spójny, logiczny. Nie jest to ich celem. Dobrze znają osiągnięcia nauk behawioralnych, które mówią o tym, że człowiek nie jest do końca racjonalny i jest w stanie uwierzyć w różne sprzeczne nawet poglądy jednocześnie i ciężko jest mu się przyznać do błędu. Wykorzystują wszystkie nasze wady poznawcze – mówi wiceszef WEI.
A druga rzecz, to ludzie, którzy mają lokalnie duży wpływ na opinię publiczną, np. może to być wpływowy publicysta, który zawsze stoi na opak popularnym sądom. On nie jest agentem Rosji, oni mu nie płacą, może być nawet antyputinowski, natomiast wszystko tłumaczy na odwrót niż mówi "mainstream". Rosjanie wychwytują takie osoby i np. delegują trolli z ferm trolli, żeby roznosiły ich przekaz w internecie. To najtańszy sposób promocji ich postaw. Mechanizmów, dzięki którym Rosja może wspierać takie osoby, jest mnóstwo
W raporcie zauważono też, że Polacy nie oglądają telewizji rosyjskiej. "To pewien paradoks, że w Polsce media tradycyjne, te bardziej scentralizowane są źródłem bardziej adekwatnej informacji nt. inwazji Rosji na Ukrainę niż sieć internetowa, a w Rosji jest dokładnie odwrotnie: wszystkie media głównego nurtu nadają komunikat wojennej propagandy, a sieć internetowa jest jedynym źródłem wiedzy nt. stanu faktycznego" – czytamy.
Tak czy inaczej, może wydać się niepojęte, że tylu badanych w Polsce wyraziło opinie w jakikolwiek sposób zbieżne z propagandą Kremla. I teraz pytanie – co z tym zrobić i jak z tym walczyć.
– Zwalczanie propagandy rosyjskiej mówieniem prawdy jest oczywiście konieczne. Ale nie możemy być tylko reaktywni. Nie możemy działać tylko na zasadzie: jak Rosja skłamie, to my to naprostujemy. Ten mechanizm wręcz może utwardzać ludzi w wierze w te kłamstwa. Należy promować prawdziwą i nieopartą na manipulacji, bardzo jasną, przekonującą, narrację. Żeby Rosja nie celowała ze swoją propagandą w próżnię, ale żeby zderzała się z opartymi na faktach postawami Polaków. Myślę, że teraz trochę brakuje koncepcyjnego myślenia o miejscu, w którym znalazła się Polska w obliczu konfliktu – podkreśla nasz rozmówca.
Nie przedstawiono nam obrazu, w który bez zastrzeżeń moglibyśmy uwierzyć i który moglibyśmy potraktować jako swój. Jakie my mamy znaczenie w tym konflikcie? Co chcemy i co możemy osiągnąć? Dlaczego powinniśmy brać w tym udział? Myślę, że sformułowanie takiego przekazu jest konieczne. To rola wszystkich, ale wiadomo, że o wojnie decydują politycy. Myślę, że czas dorosnąć i wypracować wspólną narrację. Na pewno nie pomaga tu obrzucanie się wyzwiskami od rosyjskich agentów. Kluczem jest przedstawienie Polakom wiarygodnego obrazu, opartego na faktach, który pozwoliłby im odnaleźć się w tym chaosie.
WEI planuje wrócić do tych badań. – Zamierzamy przedstawić je za kilka miesięcy, pewnie bliżej wyborów – zapowiada wiceszef WEI.