Co chwilę jakaś kobieta obrywa rykoszetem za to, jak wygląda i tym razem dostało się Madonnie, bo ma czelność: a. starzeć się, b. "nie starzeć się z godnością", c. kochać operacje plastyczne. Jej gładka twarz bez brwi nie musi mi się podobać, bo to nie moja sprawa i wasza też nie. W całym tym hejcie po ceremonii Grammy, zapominamy jednak o jednym: to przecież Madonna, królowa metamorfoz, która swoje ciało traktuje jako formę dziwacznej sztuki.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Madonna to... Madonna. Szokuje, zadziwia i inspiruje od dekad. Modę i skandale uwielbia tak samo, jak muzyczne eksperymenty, mniej lub bardziej udane. Sama popkultura za nią nie nadąża, mimo że w sumie to ona sama jest popkulturą.
Miała już wiele wcieleń, a każde zadziwiało i prowokowało. Madonna jako Marilyn Monroe, hipiska, domina, antychrystka. Rozebrana i ubrana, w skórze i stożkowatym biustonoszu. Zdjęcia różnych Madonn mogłyby zajęć kilkupiętrową galerię, a teraz dołączyło do nich nowe: Madonna gładka.
Madonna na Grammy, czyli czemu jej twarz jest taka gładka?!
64-letnia gwiazda pojawiła się ceremonii rozdania nagród Grammy. Nie bez przyczyny, bo ten rok będzie dla niej ważny: rusza w światową trasę koncertową. Zapowiedziała więc występ Sama Smitha i Kim Petras: z zawiniętymi warkoczykami à la księżniczka Leia, w czarnym żakiecie i kostiumie, ze szpicrutą w dłoni i bardzo gładką twarzą. Nie przypominała dawnej siebie, jak lubimy mówić.
Jej skóra była nie tyle gładka, ile napięta. Rysy były wyostrzone, usta większe, brwi cienkie. Wyglądała jak kosmiczna królowa, która zaszczyciła Ziemian swoją obecnością. Albo jak... "kosmiczne brzydactwo", bo internet zjechał Madonnę, największą muzyczną ikonę wszech czasów, od góry do dołu. Miał używanie na Złotych Globach z "grubą" Seleną Gomez, a teraz, na Grammy, ze "starą Madonną, która udaje, że nie jest stara". Taki przynajmniej werdykt wydano.
Zresztą Grammy to wcale nie początek, bo już wcześniej wygląd Madonny wywoływał konsternację. Mówiono, że wygląda głupio, nieludzko i ma baby face. Że przeraża i nie przypomina już człowieka. Że chyba zupełnie zgłupiała, a przecież ta kobieta ma dzieci i SWOJE LATA, jak tak można?!
Sprawa Madonny jest o tyle skomplikowana, że mówimy właśnie o Madonnie, kobiecie, która swoją twarz i ciało przez całe życie traktowała jak artystyczne płótno. To ona przetarła szlaki Lady Gadze i sukni z mięsa czy "czczącemu Szatana" Samu Smithowi. To Madonna zaczęła robić z ciała sztukę, ale nie ładną i miłą, którą każdy się zachwyca, ale taką, która dzieli, budzi dyskomfort i rodzi dyskusję. Jest boginią transgresji.
Jej nowy look można więc traktować tylko jako wygląd albo jako coś więcej: eksperyment, performance, prowokację. Madonna nigdy nie wyglądała "niewinnie", jej ciało, twarz, strój zawsze wpisywały się w artystyczny nurt, który właśnie obierała. Trudno więc wyobrazić sobie, że jej gładka, kosmiczna cera nie niesie za sobą żadnego przesłania czy celu. To bardzo nie w stylu Madonny.
Mit urody à la Madonna
Ale może w tym przypadku gładka twarz to po prostu gładka twarz. Może po prostu staramy się tłumaczyć Madonnę. Ale właśnie: czy jest się z czego tłumaczyć?
Powiedzmy to wprost: gwiazda zaszalała z operacjami plastycznymi. Nie ona pierwsza, był przecież Michael Jackson czy "żywy Ken", są tysiące, miliony kobiet i mężczyzn, którzy korzystają z medycyny estetycznej. Zwykło się mówić, że wszystko jest dla ludzi, póki nie przekracza się granicy, ale gdzie jest ta granica? Co albo kto ją wyznacza? Kto wygląda "normalnie", a kto "dziwacznie"?
Odpowiedzi na te pytania po prostu nie ma, bo społeczne normy zmieniają się jak w kalejdoskopie, podobnie jak kanony piękna. A ciało i uroda nie powinny ani mieścić się w kanonach, ani tworzyć trendy. Oczywiście w idealistycznej teorii, bo w praktyce wiemy, że tak dzieje się od wieków. Mit urody, który w 1991 roku wzięła pod lupę Naomi Wolf, wciąż góruje nad nami jak zły cień.
A jak to jest z tym "poprawianiem urody"? Z jednej strony, to wierność urodowym kanonom, z drugiej strony to robienie, co się chce ze swoim własnym ciałem.
Jasne, możemy krytykować wpływ, jaki ma nad nami mit urody, możemy o tym dyskutować, uwrażliwiać na to innych, powtarzać, że kanony to bulshit i "jesteś piękna taka, jaka jesteś". Ale jednego nie możemy: odsądzać od czci i wiary tych, którzy konstruują swoje ciało niczym Pigmalion Galateę.
Powiecie, że Madonna jest osobą publiczną, a w świetle reflektorów jej ciało też takie się staje. Ok. Ale to wciąż nie nasza sprawa, nie nasze ciało. Nawet jeśli gwiazda traktuje swoje ciało jako formę sztuki (a sztuka przecież podlega ocenie), to wcale nie pytała nas o opinie. Możemy je formułować w głowie jak podczas kontemplacyjnego oglądania obrazu w muzeum i zostawić dla siebie. Nie musimy ich wykrzykiwać.
Starzeć się czy nie starzeć?
Jest jeszcze inna kwestia: starzenia się. Z jednej strony starość jest be. Kobiety powinny być wiecznie młode i piękne, bo tracą świeżość, a zegar tyka. Są przebrzmiałe, przestarzałe i klimakteryczne. Dlaczego straszą zmarszczkami i siwymi włosami? Niech siedzą w domu, kupią dobry krem.
Z drugiej powinno się starzeć z godnością. Jeśli już musisz być stara, to rób to pięknie, jak Andie MacDowell. Bądź dostojna, godna i naturalna, nic nie zmieniaj, nic nie poprawiaj, bo botoks jest okropny. Nie udawaj młodej, bądź sobą, nie pokazuj za dużo, bo nie wypada.
Czyli nie bądź stara, ale bądź stara. Nie miej zmarszczki, ale miej zmarszczki. Nie bądź ani za stara i pomarszczona, ani zbyt młoda i wygładzona. Bądź stara, ale na naszych warunkach. Oto w jakim świecie żyjemy, w jakim potrzasku. Bez sensu.
Tyle że Madonna nigdy nie żyła według czyichkolwiek zasad, to ona od zawsze ustalała warunki. Nie chciała żyć według jednej formy. A teraz starzeje się, na co ludzie nie chcą jej pozwolić, ale gdy starzeje się po swojemu (albo nawet próbuje ten proces "zatrzymać"), to też spotyka ją opór i wyzwiska od "starych, żałosnych, wiecznie młodych bab".
Czy Madonna wygląda dziwnie? Czy boi się starości i za wszelką cenę chce zachować młodość? Może. Ale to wcale nie daje nam przyzwolenia miażdżenia jej w sieci. Jeśli ktoś nie podoba nam się z wyglądu, to rzadko mówimy mu to w twarz, prawda? Internet daje nam iluzję, że puszczamy te słowa w eter, a to nie prawda. One uderzają w krytykowaną osobę z całą mocą.
A najgorsze jest to, że gdyby Madonna postanowiła "starzeć się z godnością", to też spotkałby ją hejt. Nieważne, czy czujesz się ze sobą dobrze, nigdy nie dogodzisz. Więc po co próbować?
Ale Madonna ma to gdzieś. Po hejcie po ceremonii Grammy napisała. "Po raz kolejny zostałam złapana w potrzask ageizmu i mizoginii, które przenikają naszą rzeczywistość. Świat, który odmawia celebrowania życia kobiet po 45. roku życia i chce je karać, jeśli nadal mają silną wolę, są pracowite i żądne przygód. Nigdy nie przepraszałam za żaden z moich twórczych wyborów, za to, jak wyglądam czy się ubieram. I nie zamierzam teraz zaczynać. Od początku kariery byłam poniżana przez media, ale rozumiem to. Cieszę się, że mogę przetrzeć szlak, aby wszystkie kobiety stojące za mną, miały łatwiej w nadchodzących latach. Jak mówi Beyoncé, "nie złamiecie mojego ducha".
Amen. A jeśli nie podoba nam się jej gładka, kosmiczna twarz, to po prostu sobie takiej nie róbmy. Proste.