Mariusz Błaszczak zwalił winę w sprawie rakiety pod Bydgoszczą na dowódcę operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych Tomasza Piotrowskiego. Jak się okazało, minister obrony narodowej wciąż jednak nie złożył w tej sprawie zawiadomienia na prokuraturę.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Chwilę później wybuchła afera, ponieważ odkrycia dokonano 4 miesiące po fakcie. Mariusz Błaszczakjednak zwalił winę na wojsko. – Dowódca operacyjny zaniechał swoich instrukcyjnych obowiązków, nie informując mnie o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej – powiedział szef MON.
Jak jednak ustalili dziennikarze RMF FM, Mariusz Błaszczak nie powiadomił prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, choć publicznie zarzucił gen. Piotrowskiemu niedopełnienie obowiązków.
Rozgłośnia przekazała, że przez ponad miesiąc nie mogła doprosić się o odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się nie stało. W końcu Krzysztof Zasada otrzymał informację, że "nie ma potrzeby składania zawiadomienia w śledztwie, które trwa".
Problem polega jednak na tym, że wspomniane śledztwo dotyczy samego zdarzenia, a nie niedopełnienia obowiązków. Prokuratura nie przekazuje także informacji o przebiegu śledztwa, więc nie wiadomo także, czy w ramach prac badane są wątki poboczne, jak domniemane zaniedbania.
RMF FM przekazało także, że wnioski pokontrolne MON nie zostały przekazane śledczym, a... prezydentowi i premierowi. "Sprawa wygląda tak, jakby resortowi nie zależało na tym, by to organy ścigania wyjaśniły wszystkie okoliczności incydentu" – czytamy.
Mariusz Błaszczak wiedział o rakiecie pod Bydgoszczą? "Nie powiedział nic o 17 grudnia"
Jak pisaliśmy w naTemat, Krzysztof Gawkowski z Lewicy ujawnił, że minister obrony narodowej miał otrzymać meldunek w sprawie już 17 grudnia. Przypomnijmy, że rosyjski pocisk Ch-55 trafił w las pod Bydgoszczą 16 grudnia.
– Oszukiwał pan na konferencji prasowej mówiąc, że 16 grudnia nie dostał pan informacji, ale nie powiedział pan nic o 17 grudnia – zarzucił ministrowi polityk Lewicy.
– Proszę się więc nie zasłaniać jednym dniem i kilkoma godzinami, ponieważ wszystko świadczy o tym, że służby w pana resorcie wiedziały o wszystkim doskonale – dodał, po czym zaapelował: – Niech więc pan wyjdzie jak człowiek honoru i przeprosi, że to chaos i bałagan w MON spowodował, że mamy do czynienia z niesłychaną kompromitacją.
Do akcji wkroczył także Marian Banaś, który zlecił Najwyższej Izbie Kontroli wejście do Ministerstwa Obrony Narodowej i innych instytucji, by zbadać, kto kłamie, a kto mówi prawdę w sprawie rakiety.
– Sytuacja jest bardzo wrażliwa i niebezpieczna. Na nasze terytorium wpłynęła rosyjska rakieta, która ma możliwość przenoszenia broni nuklearnej. Gdyby coś takiego miało miejsca, pół Polski by nie było – powiedział Banaś.