Przez ostatnie dwa lata Janoszek była bowiem promowana w polskich mediach jako polska gwiazda w Bollywood i wzięła udział, chociażby w "Tańcu z gwiazdami" czy "Twoja twarz brzmi znajomo". Pojawiła się też na wielu okładkach, również za granicą. Jednak zdaniem Stanowskiego to "najlepiej poprowadzony kit w historii mediów", a w odpowiedzi aktorka pozwała dziennikarza i udostępniła w sieci serię "dowodów" na to, że wcale nie minęła się z prawdą.
Na tym Stanowski nie poprzestał i uwaga: stworzył zwiastun fikcyjnego filmu "Chicken Curry Love" (Janoszek występowała w "Chicken Curry Law") oraz... swoje bollywoodzkie alter ago. Jako Khris Stan Khan założył profil na Instagramie, na którym wstawia zdjęcia jako "Bollywood actor, singer, dancer" i pisze opisy w hindi. Obserwuje go już ponad 90 tysięcy osób.
Śmieszne? Może, ale Stanowski zwyczajnie już przesadza. Jedno to dziennikarskie śledztwa i demaskowanie ludzi, co samo w sobie się chwali, a drugie to ich niszczenie. Publicysta obecnie już tylko niszczy, tak jakby nie mógł przestać i miał obsesję na punkcie Natalii Janoszek. Mieli ją jak przez maszynkę do mięsa, poświęca jej zatrważającą ilość czasu, którą naprawdę mógłby poświęcić na coś bardziej produktywnego.
Jedno on, a drugie – sieć. Prześmiewcze materiały o Natalii Janoszek sprowokowały wielką nagonkę internautów, którzy – tak jak sam dziennikarz "Kanału Sportowego" – nie dają Polce żyć. Końca nie widać, bo ludzi to wszystko wyraźnie rajcuje. W końcu nie ma nic śmieszniejszego niż upokarzanie człowieka, haha.
Jeśli Natalia Janoszek faktycznie zrobiła ludzi w konia, to i tak już jest przegrana i medialnie skończona. Stanowski mógłby powiedzieć już sobie "stop, zadanie wykonane", ale... gdzie tam. Sprawa ciągnie się od maja, a facet POJECHAŁ DO INDII I STWORZYŁ FIKCYJNĄ POSTAĆ BOLLYWOODZKIEGO GWIAZDORA.
To brak umiaru i, za przeproszeniem, gnojenie drugiego człowieka. Co jeszcze zrobi Stanowski? Nakręci prawdziwy film w Bollywood, żeby utrzeć nosa Janoszek? Pojedzie do Strasburga? To już wygląda tylko i wyłącznie na podbijanie zasięgów i łechtanie swojego ego. Raczej już nie chodzi o udowodnianie prawdy, ale o rajcowanie się samym sobą.
Bo przecież Natalia Janoszek to nie pierwsza "ofiara" Stanowskiego. Dziennikarz, który znany jest z prowokacji, oburzających opinię publiczną wypowiedzi i ciętego języka, często upatruje sobie kogoś z polskiego światka showbiznesu lub sportu i go miażdży. Robił tak już przecież z Marcinem Najmanem czy Mają Staśko, której książkę podarł na wizji.
Gwiazda "Kanału Sportowego" długo fiksuje się na jednej osobie: nie wystarczy jeden post, tweet, filmik na YouTube. Nie, musi być cała, wyczerpująca seria, która w końcu staje się męcząca i nużąca, bo naprawdę maglowanie jednego tematu (nawet na medialne standardy) ma swoje granice. Dziennikarz atakuje od każdej strony, ośmiesza, parodiuje, obraża.
Świetnie to zresztą podsumował komik Michał Kempa, który pod ostatnim twittem dziennikarza o Joannie Opoździe, której zarzucił ustawkę paparazzi pod komisariatem (czyżby kolejny cel "Dziennikarskiego Zera"?), napisał: "Proszę to wyjaśnić. Czekamy na miesięczne śledztwo i minimum 4 tweety dziennie w tej sprawie".
Stanowski ciągnie jeden temat w nieskończoność, bo my to łykamy. To się klika, wyświetlenia się zgadzają. Ale postawmy się w sytuacji "niszczonego". Już nie tak fajnie, co? Być ośmieszanym regularnie od tygodni?
To, co robi już Krzysztof Stanowski w sprawie Natalii Janoszek, jest już po prostu wstrętne i słabe. Już naprawdę dość. Swoją rację można udowodnić inaczej: ze smakiem i z czystą ludzką przyzwoitością. Że Janoszek też jej nie miała, gdy domniemanie zmyśliła swoją karierę? Ale pan, panie Stanowski, może być przecież lepszy.