nt_logo

Tomasz Trela #TYLKONATEMAT: Nie będzie nowej "grubej kreski". PiS po wyborach trzeba rozliczyć

Jakub Noch

09 lipca 2023, 20:19 · 4 minuty czytania
Po wyborach ludzie nie zaakceptują przejścia do porządku dziennego z tym, co wydarzyło się po 2015 roku. Nie darują tego wszechobecnego złodziejstwa, tych grabieży majątku publicznego, a często i wyrzucania pieniędzy podatników w błoto. Właśnie dlatego na ostatniej konwencji postawiliśmy tak mocny nacisk na akcję „Oskarżamy PiS” - mówi #TYLKONATEMAT poseł Tomasz Trela z Lewicy.


Tomasz Trela #TYLKONATEMAT: Nie będzie nowej "grubej kreski". PiS po wyborach trzeba rozliczyć

Jakub Noch
09 lipca 2023, 20:19 • 1 minuta czytania
Po wyborach ludzie nie zaakceptują przejścia do porządku dziennego z tym, co wydarzyło się po 2015 roku. Nie darują tego wszechobecnego złodziejstwa, tych grabieży majątku publicznego, a często i wyrzucania pieniędzy podatników w błoto. Właśnie dlatego na ostatniej konwencji postawiliśmy tak mocny nacisk na akcję „Oskarżamy PiS” - mówi #TYLKONATEMAT poseł Tomasz Trela z Lewicy.
Tomasz Trela z Lewicy przekonuje, że wobec PiS nie można zastosować nowej "grubej kreski". Fot. Piotr Kamionka / REPORTER

Dlaczego Lewica staje się kolejną partią, która z rozliczenia PiS robi jeden z najważniejszych punktów programu?

Tomasz Trela: Od ponad roku bardzo konsekwentnie jeździmy po Polsce, rozmawiamy z ludźmi i słyszymy przede wszystkim trzy oczekiwania. Po pierwsze, Polacy wzywają do współpracy na opozycji. Po drugie, oczekują od demokratów wygrania wyborów. A po trzecie, żądają rozliczenia tych ośmiu lat złych rządów Prawa i Sprawiedliwości.


Ten trzeci punkt jest dla obywateli bardzo ważny. Po wyborach ludzie nie zaakceptują przejścia do porządku dziennego z tym, co wydarzyło się po 2015 roku. Nie darują tego wszechobecnego złodziejstwa, tych grabieży majątku publicznego, a często i wyrzucania pieniędzy podatników w błoto.

Właśnie dlatego na ostatniej konwencji Lewicy postawiliśmy tak mocny nacisk na akcję "Oskarżamy PiS". Mówimy o tym bardzo wyraźnie, ale jednocześnie podkreślamy, że to nie my politycy, a niezależne organy ścigania i sądy finalne tym rozliczeniem się zajmą.

Połowa Polski oczekuje rozliczenia, ale druga wścieknie się, gdy ktoś podniesie rękę na ich idoli i dobroczyńców.

Wbrew pozorom po tamtej stronie nie ma połowy Polski. To już nie jest 50 proc., a jakby tak na chociaż dwa tygodnie odłączyć propagandę w TVP, to beton zacząłby kruszyć się bardzo szybko do 30, 20, a może i 10 proc.

Gdyby ludzie, którzy mają dostęp tylko do mediów rządowych, zobaczyli, jak naprawdę wyglądały rządy PiS, kompletnie zmieniliby zdanie o Kaczyńskim, Morawieckim i całej reszcie. To nie będzie oczywiście łatwy proces, bo oni wciąż mają w ręku nie tylko media, nieograniczone pieniądze na ciągłą kampanię wyborczą itd.

Gdy jednak uda nam się wreszcie pokonać PiS, ten podział społeczeństwa zacznie znikać, bo ich dzisiejsi wyborcy zrozumieją, jak bardzo byli okłamywani.

Doświadczenie uczy, że rozliczenie poprzedników nie jest takie proste. PiS też szło po władzę z hasłem osądzenia "komunistów i złodziei", ale przez osiem lat nic z tego nie wyszło.

Po jesiennych wyborach sytuacja będzie inna. Oni mieli przez osiem lat cały aparat władzy, ale niespecjalnie znaleźli podstawy, żeby kogokolwiek rozliczyć, bo co innego jest podjąć błędną decyzję – co zdarzało się poprzednim rządom – a co innego świadomie narażać na szwank finanse publiczne i polską rację stanu.

W historii wolnej Polski było naprawdę wiele ekip, z którymi bardzo mocno się nie zgadzałem w kwestii podejmowanych przez nich decyzji. Nigdy nie było jednak władzy, która tak ostentacyjnie manifestowałaby rozkradanie majątku obywateli.

Spójrzmy na pierwszym przykład z brzegu, jakim było jawne naruszenie przepisów prawa przez Jacka Sasina i Mateusza Morawieckiego, którzy zdecydowali się na kopertowe wybory. To było ewidentnie niezgodne z przepisami prawa. Wszyscy wiedzieli, że nie można tak zorganizować wyborów, ale oni i tak uparcie narazili Skarb Państwa na stratę ponad 100 mln zł.

A jak było z zakupem maseczek, respiratorów? Rząd PiS postanowił kupować je u firm, które nie były w ogóle sprawdzone, zweryfikowane i nie było żadnych zabezpieczeń tych transakcji. Publiczne pieniądze poszły sprzęt wadliwy lub nieistniejący.

Albo najnowsza afera z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju... Przecież te wszystkie niewłaściwie przyznawane dotacje nie trafiły do ludzi powiązanych z PiS, bo tak uznało kierownictwo NCBiR, a ze względu na decyzje tych, którzy sprawują nadzór polityczny nad tą instytucją. Na to są bardzo silne dowody, które zebrała Najwyższa Izba Kontroli.

PiS może tu się wić, że NIK jest pod kierownictwem Mariana Banasia, a ten szuka na nich zemsty, ale przecież to nie on sam te wszystkie materiały zbiera. Dowody do aktu oskarżenia przeciw PiS zebrali profesjonalni kontrolerzy z 20-30-letnim doświadczeniem.

Od 1989 do 2015 roku żaden rząd nie dostarczył im tyle roboty, co ta bandyterka spod szyldu "dobrej zmiany". Nawet pierwszy rząd PiS ze swoim planem na "IV RP" na centymetr nie zbliżył się do tego, co obserwowaliśmy przez ostatnie osiem lat.

Skoro mowa o 1989 roku... Może dziś znów potrzebna jest "gruba kreska"?

Uważam, że jesteśmy w zupełnie innej sytuacji. Przede wszystkim – jakby nie patrzeć – jesteśmy dzisiaj państwem demokratycznym. We współczesnej Polsce to obywatele decydują, kto rządzi. Jesteśmy częścią Unii Europejskiej i NATO. Może ta nasza demokracja wciąż jest młoda, słaba i ostatnio poobijana, ale to nie ma porównania do PRL.

Dlatego  już nie ma mowy o "grubej kresce" i zamykaniu jakiegoś  rozdziału w historii. Musimy dalej rozwijać polską demokrację, naprawiać ją i oczyszczać. A to oznacza właśnie pociągnięcie do odpowiedzialności wszystkich, którzy działali na szkodę państwa.

Gdy o tym mówię, od razu na myśl przychodzą mi nazwiska Mateusza Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego, którzy wspólnie kierują dziś rządem narażającym Polaków na utratę miliardów euro z Krajowego Planu Odbudowy. To jawne działanie na szkodę państwa, którego nie można im darować.

Nawet gdyby ta "gruba kreska" ułatwiła scalenie społeczeństwa?

Polskie społeczeństwo potrzebuje dziś uczuciowości i spokoju, merytorycznej debaty publicznej oraz władzy, która potrafi łączyć, a nie specjalnie szczuje jednych na drugich. Takimi sprawami, które łatwo łączą wszystkich Polaków, są na przykład: bezpieczeństwo, ochrona zdrowia, edukacja, czy przyszłość naszego państwa w UE.

To są kwestie, co do których powinniśmy wreszcie zawrzeć ogólnonarodową umowę, że niezależnie kto będzie rządził, ten przez kolejne dziesięć czy dwadzieścia lat nie odstąpi od realizacji kluczowych celów. To odbudowałby jedność.

Na pewno po zmianie władzy będziemy tej jedności w rozsądny sposób szukać. Nie przejdziemy do porządku dziennego z tym, że są polskie rodziny, które nie mogą usiąść przy jednym stole, bo jedna wzmianka o polityce kończy się karczemną awanturą.

Wyjątkowo jednomyślnie Polacy ocenili awanturę wokół syna Iwony Arent z PiS. Dlaczego opozycja tego tematu nie "eksploatuje"?

Sądzę, że większość moich koleżanek i kolegów z ław opozycji podziela opinię, że poseł musi być rozliczany nawet z najmniejszego błędu własnego, ale nie można czynić kampanijnego oręża z grzechów, jakie na sumieniu mają członkowie rodzin polityków.

My w Lewicy mamy kilka "świętości" i jedną z nich jest, że w walce o władzę spraw rodzinnych się nie wyciąga.

Gdyby Michał A. był synem kogoś z KO, Lewicy czy Trzeciej Drogi, spin doctorzy Nowogrodzkiej nie mieliby najmniejszych skrupułów...

Tylko że ja bardzo nie chciałbym być jakkolwiek porównywany z tamtą stroną. Bądźmy szczerzy, ja też mam ostry, dosadny styl uprawiania polityki, ale jak patrzę na to, co do realizacji doraźnych partyjnych celów wyprawiają w PiS... po prostu brakuje mi słów. Ja polityki w ten sposób nie chcę robić.

Nie chcę też robić polityki tak, jak posłanka Arent, która zanim wszyscy nie zobaczyliśmy tego szokującego nagrania z jej synem, przekonywała opinię publiczną, że on "tylko" opluł i szarpał ofiarę za włosy. Myślę, że opozycja nie ma tu już nawet co "eksploatować", bo Polacy zobaczyli, kogo w swoich szeregach ma PiS.

Z PiS-owskich szeregów słyszymy, że posłanka Arent musiała zawiesić działalność, ale wciąż ma szansę na start w wyborach, jeśli skandal ucichnie. Taki comeback też przepuścicie bez słowa?

To na pewno wywołałoby powszechne oburzenie. Jednak na postawę wyborców PiS zapewne by nie wpłynęło. Dla tych, którzy wciąż chcą głosować na ekipę Kaczyńskiego, nie ma znaczenia, czy na liście będzie posłanka Arent, jakiś inny aferzysta. Tam można puste krzesło wystawić, a wyznawcy PiS i tak na nie zagłosują.

Czytaj także: https://natemat.pl/494990,arkadiusz-myrcha-z-ko-o-wyborach-2023