Platforma wysyła premiera Tuska w trasę. PiS pokazuje w mediach premiera Glińskiego i ogłasza wotum nieufności wobec rządu PO. Partyjni działacze robią wszystko, by przekonać do siebie wyborców. Tymczasem pod ich bokiem wyrasta nowe ugrupowanie. NMNKG ma w sondażach takie poparcie, jak PiS, a do PO brakuje mu kilkunastu punktów procentowych. Jaki ma program? I kim jest jej wyborca?
"Dziś partią mającą w Polsce największe poparcie jest partia NMNKG. Nie Mam Na Kogo Głosować" – ogłosił w "Newsweeku" Tomasz Lis. Naczelny tygodnika w krótkim zdaniu odniósł się do Agnieszki Holland, która oznajmiła, że nigdy już nie zagłosuje na Platformę, Tomasza Raczka, który ją poparł i setki osób zawiedzionych układami, obsadzaniem stanowisk swoimi ludźmi, zastanawiających się nad wyjazdem z kraju oraz tych, którzy już to zrobili. Do tych, którzy nie uwierzą już w kolejną podróż Donalda Tuska przez Polskę i tych, którzy nie ufają, że premier – profesor Gliński będzie w stanie utworzyć sensowny rząd.
Przeprowadzane raz po raz sondaże pokazują, że NMNKG cieszy się już takim poparciem, jak Prawo i Sprawiedliwość. A gdyby ktoś pomyślał, by rzeczywiście założyć taką partię?
Oszczędności
Gdyby faktycznie chcieć zdiagnozować "niezdecydowany" elektorat, trzeba by przeprowadzić poważne badania. Już teraz można powiedzieć o nim jednak na tyle dużo, by stworzyć zręby porządnego programu.
– To ludzie rozczarowani obecnym systemem demokratycznym, cechuje ich depolityzacja, czyli rezygnacja z polityki. Wśród tych osób dominuje przekonanie, że wszyscy politycy kłamią, że każdy z obecnych na scenie politycznej aktorów miał już swoją szansę i rządził, że celem polityka jest wyłącznie obsadzanie stanowisk i bogacenie się – mówi dr Krzysztof Kowalczyk, politolog. – Każdy, kto chce dotrzeć do tej grupy, powinien więc po pierwsze stawiać na oszczędności.
Politolog podaje przykłady: zmiana regulaminu Sejmu tak, by marszałkowie nie otrzymywali już premii, zmniejszenie liczby parlamentarzystów. Można by też powrócić do koncepcji taniego państwa, z którym do wyborów szła PO (tymczasem o blisko 20 tysięcy wzrosła liczba etatowych urzędników w ciągu ostatnich czterech lat, co kosztowało nas dodatkowe 10 miliardów złotych). Choć przeciętnemu wyborcy słowa "dług publiczny" nic nie mówią, partia mogłaby swobodnie wpisać też jego redukcję. Byłoby to o tyle łatwe do pokazania, że w Warszawie wciąż tyka licznik, który pokazuje, ile długu przypada na jednego mieszkańca (obecnie ponad 22,5 tys. zł).
Prof. Waldemar Dziak uzupełnia tę listę. – Trzeba wyjechać sto kilometrów za Warszawę i zapytać, czego tam chcą ludzie – przekonuje. – Wtedy okaże się, że postulaty są bardzo proste: przeciętny Polak chce mieć pracę, chce mieć dzieci i mieć te dzieci jak wychować. W takim Mińsku Mazowieckim to nie jest takie oczywiste, większość ludzi musi dojeżdżać do pracy do Warszawy – zauważa.
Praca i dzieci
Ideowcy Nie Mam Na Kogo Głosować, tworząc program, powinni zdecydować się na jedną z czterech linii: liberalną, chadecką, konserwatywną lub socjaldemokratyczną. Dzięki rysowi ideologicznemu, wyborca będzie miał najbardziej podstawową orientację, na kogo mniej więcej głosuje. Warto wziąć pod uwage sondaże: 53 proc. Polaków dopuszcza eutanazję, 79 proc. popiera zapłodnienie in vitro, a 51 proc. akceptuje konkubinaty.
Twórcy programu NMNKG muszą mieć jednak świadomość, że dla jej wyborcy większą wartość niż spory ideologiczne mają znaczenie kwestie społeczno-ekonomiczne. – W tej grupie są zarówno nauczyciele, których los zagrożony jest nadchodzącym niżem demograficznym, jak i wojskowi, którzy zostali pozbawieni długofalowej polityki wobec armii, a także kolejarze – mówi dr Kowalczyk i dodaje, że partia dla tych wszystkich będzie musiała znaleźć rozwiązania.
Nie Mam Na Kogo Głosować to również partia polskich przedsiębiorców, którzy muszą stawiać czoła nie tylko trudnemu rynkowi, ale także ZUS i przepisom podatkowym.
Politolog zastrzega jednak, że żeby partia została wybrana, musi nie tylko wymyślić coś dla tych wyborców, ale także przekonać ich, że pozostanie, przynajmniej w części, wierna swojemu programowi. Inaczej niż Platforma Obywatelska, która startowała do wyborów z hasłem zmniejszenia liczby parlamentarzystów, a później zrezygnowała z tych inicjatyw, albo po tym, jak dyskredytowała PiS za stawianie fotoradarów, sama przygotowała program zwiększający ich liczbę. – Partia nie może zmieniać programu przy każdych wyborach, inaczej jej elektorat odczuje, że wszystko się zmienia i straci zaufanie – mówi dr Kowalczyk.
Udostępnimy...
Tyle politycznej futurologii. Jak zapewniają mnie rozmówcy, przy okazji najbliższych wyborów w buty NMNKG i tak wejdzie Platforma Obywatelska. I jednym, i drugim coś obieca, przyprawi wszystko pięknymi hasłami "czterech następnych lat".
– Polski elektorat to ludzie-chorągiewki, bez poglądów. Obserwowanie jego przepływu może każdego politologa doprowadzić do szaleństwa – żartuje prof. Dziak. – Polacy przepływają od skrajnej lewicy do skrajnej prawicy i odwrotnie. Dopiero Platforma, mimo że głęboko niedoskonała, stworzyła miejsce gromadzące ludzi o czasem nawet skrajnych poglądach.
Dr Krzysztof Kowalczyk jest jednak innego zdania. Najbliższe wybory odbędą się w 2014 roku. Obywatele pójdą do urn, by wskazać swoich reprezentantów w Parlamencie Europejskim. – Niezdecydowani w ogóle nie pójdą do lokali wyborczych. Bo nie tylko nie mają na kogo głosować, lecz także nie identyfikują się z tym ciałem.
Pole do popisu pozostanie więc aż do kolejnych wyborów parlamentarnych. Logo i zręby programu już napisaliśmy. Zainteresowanym udostępnimy na licencji CC.