Mateusz Morawiecki wysłał córkę do szkoły sióstr nazaretanek w Warszawie. Polityk Prawa i Sprawiedliwości chciał pochwalić się dzieckiem, ale wszyscy patrzą na... cennik. Okazało się bowiem, że uczennica została wysłana do szkoły prywatnej.
Reklama.
Reklama.
Mateusz Morawiecki wysłał córkę do szkoły. Ludzie patrzą na cennik
Mateusz Morawiecki na nieco ponad miesiąc przed wyborami postanowił pochwalić się swoją córką, Magdą. Ta bowiem rozpoczęła kolejny rok szkolny w warszawskiej szkole, prowadzonej przez siostry nazaretanki.
"My też rozpoczęliśmy dziś kolejny rok szkolny. Córeczko, pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Zwłaszcza na matematyce i potem na HiTcie" – napisał polityk Prawa i Sprawiedliwości.
I nie byłoby w tym żadnych kontrowersji, gdyby nie fakt, że premier pokazał, że nie wierzy w system publicznej edukacji. Pociechę wysłał bowiem do placówki... prywatnej i dość drogiej.
O tym pisał także Kamil Rakosza-Napieraj z Inn:Poland. Jak czytamy na stronie internetowej szkoły, rok edukacji w tamtejszej podstawówce kosztuje 13 tys. złotych – w klasach I-VI – oraz 14 tys. złotych – w klasach VII-VIII.
Jak łatwo policzyć, okres edukacji w placówce prowadzonej przez Nazaretanki to wydatek rzędu 106 tys. złotych. Do tego trzeba jeszcze doliczyć jednorazowe wpisowe (1200 złotych) oraz niesprecyzowane wydatki na szkolne obiady, kursy językowe i wycieczki.
Ostrych reakcji nie brakuje także w sieci. "W istocie, posyłając dzieci do prywatnej placówki, może Pan w ograniczony sposób przejmować się co tam Pański minister od edukacji wyprawia. Nie wystawia Pan tą decyzją najlepszej rekomendacji polskiemu systemowi publicznej oświaty" – napisała Anna Maria Żukowska z Lewicy.
"Prywatna szkoła rozumiem to oznaka zamożności jak i faktu, że te rządzone przez Czarnka są beznadziejne", "Czy potwierdza Pan, że edukacja prywatna jest lepsza niż publiczna?", "To jak w końcu jest z tą edukacją w Polsce? Jest taka dobra publiczna, że aż córke pan do prywatnej szkoły wysyła?" – czytamy w komentarzach.
Rodzina Mateusza Morawieckiego. Emocje wokół ojca i dwojga dzieci
Jak pisaliśmy w naTemat, aż do przełomu 2017 i 2018 roku Mateusz Morawiecki ukrywał swoją rodzinę przed opinią publiczną. Znany mediom był przede wszystkim jego ojciec, nieżyjący już Kornel Morawiecki.
Tymczasem premier ma żonę – Iwonę Morawiecką – i czwórkę dzieci, 27-letniego Jeremiasza i młodsze potomstwo polityka – Ignacego i wspomnianą już Magdę. Wspólne fotografie rodzinne mogliśmy zaobserwować, gdy polityk pokazywał, jak kibicuje polskim piłkarzom oraz jak spędza czas w pandemii.
O rodzinie Morawieckich pisał były bliski współpracownik premiera, Piotr Gajdziński. W książce pt. "Delfin. Mateusz Morawiecki" napisał, że polityk adoptował dwoje najmłodszych dzieci. Problem polega na tym, że według nieoficjalnych ustaleń "SE" ani wspomniane dzieci, ani ich znajomi i otoczenie nie wiedziało o adopcji. Z tego względu na Gajdzińskiego spadła ogromna krytyka.
Emocje jednak budzi także temat samego Kornela Morawieckiego. Według Michała Kołodziejczaka zmarły już polityk miał powiedzieć mu, żeby "uważał na jego syna". – Ja nie rozumiem jego decyzji. Nie współpracuj z Mateuszem Morawieckim. On zawsze cię oszuka – przytoczył lider AgroUnii.
Te deklaracje wielokrotnie zdementowali bliscy współpracownicy Morawieckich. Jaka jest prawda? To trudno ustalić, bowiem domniemany autor słów już nie żyje.