Korea Południowa. Fanka true crime zamordowała kobietę. Zbrodnia przypomina sprawę Kajetana P.
Korea Południowa. Fanka true crime zamordowała kobietę. Zbrodnia przypomina sprawę Kajetana P. Fot. polska policja, policja z Busan
Reklama.

Jung Yoo-jung to fanka true crime. Zamordowała kobietę z zimną krwią z "ciekawości"

Jung Yoo-jung mieszkała z dziadkiem. Od ukończenia szkoły średniej (w tym roku od tego momentu minęło pięć lat) nie podjęła żadnej pracy. 23-letnia kobieta trzymała się na uboczu, policja określiła ją mianem "odludka".

Jung miała dość popularne w ostatnich latach hobby, jakim jest true crime (pol. prawdziwa zbrodnia). Podczas gdy w większości przypadków to niewinne (choć nieco makabryczne zdaniem niektórych) zainteresowanie, w przypadku młodej Koreanki to właśnie obsesja na punkcie książek i programów o tej tematyce miała doprowadzić ją do zbrodni.

Jak podaje koreańska policja, tuż przed dokonaniem zbrodni Jung wypożyczyła z biblioteki wiele książek z gatunku true crime. Historia jej przeglądarki ujawniła, że trzy miesiące przed morderstwem Koreanka przeszukiwała internet w poszukiwaniu wskazówek, jak ukryć zwłoki.

Swojej ofiary także szukała przez internet. Młoda kobieta skontaktowała się łącznie z 50 osobami (głównie kobietami) i dopytywała je, czy udzielają lekcji z domu. Na ofiarę wybrała 26-letnią nauczycielkę angielskiego z Busan, której powiedziała, że jest matką uczennicy szkoły średniej.

"(...) Jung pojawiła się przed mieszkaniem nauczycielki ubrana w mundurek szkolny, który kupiła w Internecie" – przekazała prokuratura. "Jung jest niska, więc kiedy miała na sobie mundurek, ofiara mogła przez pomyłkę wziąć ją za uczennicę" – poinformowała policja.

Po tym, jak została wpuszczona do środka, Jung od razu zaatakowała swoją ofiarę, dźgając ją ponad 100 razy (wiele ciosów zostało zadanych pośmiertnie). Następnie poćwiartowała kobietę i wpakowała ją do walizki. Zamówiła taksówkę i wrzuciła ciało do do rzeki Nakdong w odległym miejscu w parku znajdującym się na północ od Busan.

Jung została ujęta, gdy taksówkarz powiadomił policję o dziwnej klientce, która porzuciła zakrwawioną walizkę w lesie. Jak przekazali funkcjonariusze, kobieta próbowała "udawać, że ofiara zniknęła". Miała zatrzymać jej smartfona, dowód osobisty i portfel.

Zbrodnia wstrząsnęła mieszkańcami Korei Południowej

Brutalne morderstwo zszokowało mieszkańców Korei Południowej. Sędzia wydający wyrok w sprawie Jung stwierdził, że zabójstwo "rozprzestrzeniło w społeczeństwie strach, że można stać się ofiarą bez powodu" i "wzbudziło ogólną nieufność" wśród społeczności.

Prokuratorzy domagali się kary śmierci, która, choć formalnie wciąż funkcjonuje w prawie, w rzeczywistości jednak od 1997 roku nie dokonano żadnej egzekucji. Ostatecznie została skazana na dożywocie.

Zanim przyznała się do winy, 23-latka często zmieniała zeznania. Początkowo Jung nie przyznawała się do morderstwa i twierdziła, że jedynie przemieściła ciało. Później stwierdziła, że do zabójstwa doszło w afekcie w trakcie kłótni z ofiarą. Błagając o łagodniejszy wyrok twierdziła, że podczas dokonania zbrodni cierpiała na halucynacje i inne zaburzenia psychiczne.

Sąd odrzucił tę ostatnią argumentację, gdyż uznał, iż zbrodnia została "starannie zaplanowane i przeprowadzona, w związku z czym trudno jest zaakceptować jej twierdzenie dotyczące zaburzeń psychicznych i fizycznych". 23-latka uzyskała również wysokie wyniki na skali psychopatii.

Jung ostatecznie przyznała, że chęć popełnienia morderstwa obudziła się w niej za sprawą programów o prawdziwych zbrodniach. Internetowi komentatorzy zauważają jednak, że jak na osobę zafascynowaną tym tematem nie okazała się szczególnie przezorna. Potwierdza to policja, która stwierdziła, że Jung zachowywała się nieostrożnie i nie starała się unikać kamer CCTV, które kilkakrotnie uchwyciły jej wejście i wyjście z domu korepetytorki.

Skazana w rozmowie z dziennikarzami w piątek przekazała, że współczuje rodzinie zamordowanej. Reporterzy zapytali ją, dlaczego próbowała zatuszować zabójstwo. – Myślę, że postradałam zmysły – odparła.

Niepokojące podobieństwo do zbrodni Kajetana P.

Sprawa z Korei Południowej do złudzenia przypomina zbrodnię Kajetana P., do której doszło 3 lutego 2016 roku. Mężczyzna podobnie jak wspomniana Koreanka swoją ofiarę znalazł w internecie na portalu z ofertami korepetycji językowych.

Telefon do kobiety znalazł na stronie internetowej z ofertami korepetycji językowych. Wybrał ją, bo nie zamieściła swojego zdjęcia. Wybrał 30-letnią Katarzynę J., nauczycielkę języka włoskiego/

P. zaatakował ją niemal natychmiast po wpuszczeniu do mieszkania na warszawskiej Woli. Kiedy kobieta wieszała płaszcz, wbił jej od tyłu nóż w szyję, co poskutkowało przecięciem tętnicy. Kiedy J. umarła, odciął jej głowę przyniesioną ze sobą piłą i spakował do plecaka. Resztę ciała poćwiartował i umieścił w torbie.

Do swojego mieszkania przy ul. Potockiej w Warszawie dotarł dwoma taksówkami. Pierwszy kierowca zauważył bowiem krwawiący bagaż mężczyzny. P. tłumaczył, że to tusza dzika, jednak natychmiast zakończył kurs i zamówił kolejny samochód. "Krwawiące" torby mężczyzny zauważyła także jego sąsiadka.

Po dotarciu do mieszkania P. spakował się, podpalił torby z poćwiartowanym ciałem i uciekł. Nadpalone zwłoki znaleźli strażacy wezwani na miejsce. Wezwana na miejsce policja po przeszukaniu mieszkania doszła do słusznego wniosku, że morderstwa dokonano gdzieś indziej.

Kajetan P. uciekł z Polski, jednak po dwóch tygodniach udało się go złapać na Malcie. Mężczyzna przyznał się do zbrodni i nie okazał żadnej skruchy. Wyjaśnił wówczas, że Katarzyna J. była przypadkową ofiarą, a zabił ją "w ramach pracy nad sobą i walki ze słabościami" oraz chęci przekonania się, że "życie ludzkie nie jest więcej warte niż świni i komara".

P. decyzję o morderstwie podjął miesiąc lub dwa przed dokonaniem zbrodni. Ujawnił, że nie zrealizował swoich przerażających zamiarów do końca. Mężczyzna wyznał bowiem, że miał w planach częściowo zjedzenie ciała ofiary. Zrezygnował z tego ze względu na postronne osoby, które zauważyły zakrwawione torby.

Sprawa Kajetana P. odbiła się szerokim echem w mediach ze względu na jej przerażający charakter, a także zainteresowanie sprawcy postacią Hannibala Lectera znanego z powieści Thomasa Harrisa oraz filmu "Milczenie owiec". P. zyskał dzięki tej fascynacji przydomek "Hannibal z Żoliborza".

Prawomocny wyrok w sprawie Kajetana P. zapadł na początku czerwca tego roku. Mężczyzna został skazany na dożywocie.