– Ja nie proponuję trzeciej kadencji PiS – uśmiecha się do kamer Mateusz Morawiecki. Jeszcze premier chce Koalicji Polskich Spraw ponad podziałami. Przecież – tłumaczy z niewinnym spojrzeniem – zawsze był za finansowaniem leczenia metodą in vitro, a tak w ogóle wyrok Trybunału na kobiety był błędem. Uważajcie: powstaje PiS light.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Niezawodni internauci zaczęli żartować, że zaraz się okaże, iż to mozolnie odchodzący premier przez ostatnich osiem lat był w opozycji i to właśnie on zwołał Strajk Kobiet. Przecież nie byłby to pierwszy raz, gdy Mateusz Morawiecki snuje opowieści o swoim wyimaginowanym kombatanctwie albo – mówiąc wprost – kłamie.
Niewykluczone więc, że to on zmieni się w kobiety, które prawie rozjechał samochodem nadal bezkarny agent ABW. Albo w tę strajkowiczkę, której lojalni wobec PiS funkcjonariusze połamali rękę. Albo w te osoby, które policyjny tajniak zaatakował pałką teleskopową. Sky is the limit.
Feminista Morawiecki
Teraz – teraz gdy wiadomo, że za kilkanaście dni jego pararząd upadnie, a władzę obejmie sejmowa większość – Morawiecki nagle odnajduje w sobie pokłady empatii i wolę pojednania. Chce walczyć o prawa kobiet, a w swoim gabinecie stawia na ekspertów (i ekspertki). Wszystko po to, by "cementować naszą wspólnotę". Tę samą, którą razem z Jarosławem Kaczyńskim sukcesywnie wysadzał w powietrze, bo niektórzy po prostu lubią patrzeć, jak świat płonie.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Teraz schyla się po to, co z niej zostało, by udawać, że chce skleić gorszy sort z lepszym sortem. Może nawet zaproponuje, żebyśmy wzięli się za ręce i zaczęli śpiewać. Nie byłoby to bardziej absurdalne, niż powoływanie dwutygodniowego rządu.
Jednak w tym szaleństwie jest metoda. Jeszcze premier Morawiecki wraz z kilkudziesięcioma innymi posłami PiS właśnie zaczął tworzyć PiS light. I liczy na to, że "ciemny lud to kupi", cytując byłego prezesa pisowskiej telewizji Jacka Kurskiego.
PiS light. Prawie nowa jakość w polityce
PiS light to nie jest tratwa ratunkowa. Przynajmniej: jeszcze nie. Partia Jarosława Kaczyńskiego nadal nasycana zagarniętymi milionami z naszych podatków i propagandą TVP ciągle jest statkiem, który solidnie utrzymuje się na wodzie.
To, co robią teraz politycy Prawa i Sprawiedliwości – na przykład tych kilkudziesięciu posłów, którzy razem z Morawieckim łaskawie zdecydowali, że może jednak społeczeństwo powinno mieć prawo do leczenia niepłodności w ramach NFZ – to tylko zmiana bandery.
Fajnokonserwatyści – samozwańcze ofiary, którym można współczuć
Ściągnęli czarną flagę z trupią czaszką i próbują stworzyć wrażenie, że nigdy nie byli piratami. Dla wzmocnienia efektu rozważają nawet zmianę nazwy partii. Póki co chwalą się, że w nowym nibyrządzie jest rekordowy udział kobiet, na które zawsze stawiali. Nie to, co ta totalitarna opozycja, która kobiet najwidoczniej nie lubi, bo bez żadnego powodu uczyniła despekt Elżbiecie "Reasumpcji" Witek, nie powierzając jej funkcji marszałka Sejmu.
Sympatyczni konserwatyści nadal zwani PiS-em mogą tylko teatralnie załamywać ręce nad upadkiem sejmowych obyczajów. Przykładów jest bez liku. Kolejny: barbarzyńcy z jeszcze opozycji nie dopuścili byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry do sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej. A przecież biedak nie ma już Pegasusa, by podsłuchiwać i podglądać cokolwiek chce, gdy tylko będzie miał na to ochotę.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W PiS trwa festiwal odwracania znaczeń, lamentowania nad konsekwencjami w oderwaniu od przyczyn, politycznego wyparcia osnutego wokół aroganckich spinów. Niestety część mediów może to kupić, bo fetysz formy nad treścią trzyma się mocno. Byli przecież tacy, którzy za niedopuszczalny w związku ze Strajkiem Kobiet uważali nie wyrok Kaczyńskiego na Polki, ale słowo "wyp**dalaj!", które wykrzyczały mu kobiety. A przecież to takie nieeleganckie!
Cele lightowych pisowców są dwa: retoryką powstrzymać "fujary" – to z kolei termin, którym posłużył się z trybuny sejmowej Zbigniew Ziobro – od rozliczeń, albo chociaż ograniczyć ich zasięg, ale też z czasem przekonać wyborców, że PiS light to fajnokonserwatyści. Prawie tacy, jak ci członkowie Trzeciej Drogi, którzy w ramach "kompromisu" sprzeciwiają się dekryminalizacji aborcji, a więc chcą karać więzieniem osoby, które dadzą tabletki poronne koleżance, żonie lub pacjentce.
Akcja: charakteryzacja
PiS light nie można nawet na razie nazwać projektem. To spontaniczna, jeszcze nie w pełni skoordynowana akcja części polityków PiS, którzy dostrzegają, że społeczeństwo się zmieniło, więc trzeba udawać, że się skorygowało kurs.
Ucharakteryzować PiS na Andrzeja Dudę z 2015 roku, choć tym razem może to być Kacper Płażyński lub Tobiasz Bocheński. Pokazać mniej zużyte i bardziej uśmiechnięte twarze, a wiceprzewodniczącego Antoniego Macierewicza tradycyjnie schować do szafy. Do wyborów rzecz jasna.
Pytanie brzmi, czy tę kosmetyczną zmianę są w stanie zaakceptować Jarosław Kaczyński i jego zakonnicy z Porozumienia Centrum, idealnie dostrojeni do potrzeb żelaznego elektoratu PiS. Tego, który chciałby trzymania społeczeństwa za twarz bez żadnego trybu. Niestety dla przywódców Prawa i Sprawiedliwości tych ludzi jest za mało i z czasem będzie coraz mniej. Czy weterani z PiS pójdą w proponowany przez młodszych działaczy rebranding na fajnokonserwatystów z PiS light?
PiS light, PiS hard
Opcje są dwie. Pierwsza: Jarosław Kaczyński pogodzi się z tym, że społeczeństwo się zmienia i będzie udawać, że dostosowuje partię do jego oczekiwań. Prawo i Sprawiedliwość przejdzie powierzchowną metamorfozę z efektem wow, taką, że będzie można tworzyć galerie zdjęć "przed" i "po", a łatwo ekscytujący się błyskotkami publicyści będą pisać komentarze w stylu "Aż trudno uwierzyć, że to były kiedyś twarze PiS. To już zupełnie inna partia!".
Możliwość druga: prezes zasklepi się w swojej wizji do tego stopnia, że jego młodsi podwładni, zatroskani o swoją polityczną przyszłość, opuszczą PiS i formalnie stworzą PiS light, choć oczywiście pod inną nazwą.
Niezależnie od tego, który z tych scenariuszy się ziści, ta zmiana to tylko zmyłka, przykrywka, maska, którą nakładają dotychczasowi wandale polskiej demokracji. Nie dajcie się nabrać na PiS light, bo gdy tylko opuścicie gardę, znowu doświadczycie PiS w wersji hard.