O Tomaszu Kocie mówiło się swego czasu wiele w kontekście kariery w Hollywood. Miał zagrać u boku Daniela Craige'a w filmie "Skyfall" o Jamesie Bondzie, a także w produkcji Marvela "Eternals". Polski aktor postanowił w końcu wyjaśnić, czy zamierza - na wzór innych rodaków z jego pokolenia - spełnić swój amerykański sen i zagościć w Fabryce Snów.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Po niezaprzeczalnym sukcesie "Zimnej wojny" w reżyserii Pawła Pawlikowskiego wszyscy mieli wielkie oczekiwania wobec Tomasza Kota, któremu od początku wróżono wielką karierę za oceanem. To oczywiście zrodziło także dużą presję. W końcu posypały się propozycje, a media trąbiły o tym, że aktor otrzymał rolę w filmie "Skyfall"o Jamesie Bondzie, który miał nakręcić Danny Boyle ("Trainspotting"). Filmowiec zrezygnował jednak z projektu, a rola, w której początkowo miał być obsadzony Kot, trafiła ostatecznie do Ramiego Maleka z "Bohemian Rhapsody".
Później branżowe portale rozpisywały się o pogłoskach, zgodnie z którymi Kot miał dołączyć do obsady produkcji Marvel Cinematic Universe zatytułowanej "Eternals". Film ten wyreżyserowała Chloé Zhao ("Nomadland"). Plotki pozostały niestety plotkami - polski gwiazdor nie wziął udziału w tworzeniu superbohaterskiego tytułu. Kot miał zagrać też słynnego wynalazcę Nikolę Teslę.
Koniec końców gwiazdora filmu "Bogowie" dostrzegł ceniony fotograf Peter Lindbergh, który zaprosił go na sesję zdjęciową do amerykańskiego wydania "Vogue'a" (aka modowej biblii), a także zespół The Chemical Brothers.
W ostatniej rozmowie z radiem RMF FM Tomasz Kot otworzył się na temat swojej niedoszłej kariery w Hollywood. Odtwórca szalonego czarodzieja w nowej wersji "Akademii Pana Kleksa" wyznał, że nadal otrzymuje propozycje castingów, ale póki co nic nie przykuło jego uwagi.
– Jakikolwiek wyskok poza granice naszego kraju jest jakąś dużą sytuacją w życiu każdego aktora. To była rzecz, której nie oczekiwałem – mówił.
Kilka lat temu, gdy otrzymał swoje pierwsze zaproszenia do udziału w anglojęzycznych produkcjach, nie czuł się na siłach, by w nich grać. – W momencie premiery "Bogów" mój angielski był na skandalicznie niskim poziomie. I jak film okazał się wielkim sukcesem, to co chwilę ktoś mnie pytał: "I co? Zagraniczna kariera?" – podkreślił.
– Nie zrobię (red. - kariery w Hollywood), bo to jest bardzo specyficzny świat. (...) To mi się absolutnie nie kalkuluje, gdyż sednem mojej rzeczywistości jest ta wielka filmowa przygoda - poznawanie ludzi – skwitował.
Czytaj także:
Maciej Stuhr zagra w hiszpańskim serialu
Jak pisaliśmy wcześniej w naTemat, niebawemMaciej Stuhr, gwiazdor serialu "Belfer", wystąpi w hiszpańskim serialu twórców "Domu z papieru". Tym razem Miguel Angel Vivas i Pablo Roa oraz Fernando Sancristobal wzięli na warsztat powieść "Cicatriz" pióra Juana Gomeza-Jurado.
Fabuła "SCAR" skupia się na losach bystrego programisty Simona Saxa, który ma szansę zostać miliarderem dzięki swojemu nowemu projektowi. Mężczyzna jest jednak samotny i brakuje mu doświadczenia w relacjach międzyludzkich.
Zdesperowany dołącza do serwisu randkowego, gdzie poznaje młoda Irinę, która skrywa tajemnicę i przy okazji... ma tytułową bliznę na twarzy. Dziewczyna planuje zemstę na członkach mafii, która porwała jej siostrę.