Starosta z Łowicza i jednocześnie szef lokalnych struktur PiS najpierw pyta, czy piszemy ten tekst na czyjeś zlecenie. Mówi wprost, że nie chce mu się z nami gadać i daje odczuć, jak bardzo nie ufa "takim mediom" jak my. A my chcemy się tylko dowiedzieć, jak wygląda mobilizacja PiS przed 11 stycznia. Ile autokarów jedzie do Warszawy? Czy szukają ochotników albo wręcz nakłaniają ludzi do wyjazdu? – Pani żartuje! – reaguje jednak starosta. A zatem – jak wygląda ta mobilizacja? Bo w niektórych regionach słyszymy, że poruszenia nie widać. A z innych jedzie 20 autokarów.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Z Łowicza, jak ostatecznie udaje nam się usłyszeć – wśród oskarżeń pod adresem dotychczasowych opozycyjnych mediów – mają jechać trzy autokary.
– Mobilizacja jest gigantyczna. Nigdy jeszcze nie było tylu osób chętnych na żadne wyjazdy, jakie organizowaliśmy. Nawet jak jechaliśmy na pogrzeb prezydenta tak nie było. Chyba emocje naszego elektoratu są dużo większe, niż mi się wydaje – mówi po chwili Marcin Kosiorek, starosta łowicki.
Musieli kogoś nakłaniać? Szukać ochotników? Takie doniesienia pojawiły się w Kraśniku na Podkarpaciu, gdzie – jak donosił Onet – ludzie "mają być wręcz przymuszani do wyjazdu". Takimi informacjami podzielił się były starosta kraśnicki.
– Pani żartuje. Nasz numer telefonu na wyjazd do Warszawy jest podany w Internecie. Ludzie z całej Polski do nas dzwonią. Chcą jechać do Warszawy, wpisują w internecie "wyjazd do Warszawy numer" i wyskakuje im nasz. Wtedy mówimy, że od nas jedzie tylko Łowicz – odpowiada starosta z Łowicza.
Polityk PiS: – Jest telefon za telefonem
PiS zwołuje i agituje od wielu dni, ale zatrzymanie Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego jeszcze bardziej te nawoływania zaostrzyło. Jeden z polityków stwierdził wręcz, że "polską racją stanu jest to, by uczestniczyć w manifestacji 11 stycznia".
– Jest telefon za telefonem. Przesunęli Sejm i ludzie zaczęli dzwonić z pytaniem, co robimy. Czy wyjazd na pewno jest, skoro nie ma Sejmu? Ale po tym, co się stało z Mariuszem Kamiński i Maciejem Wąsikiem jest duże oburzenie. Każdy mówi: "Musimy jechać i zaprotestować". Ludzie komentują: "Człowiek, który ścigał przestępców i idzie do więzienia, bo tylko przekroczył uprawnienia?" – reaguje jeden z parlamentarzystów PiS.
Anonimowo twierdzi, że mobilizacja jest ogromna.
– Ludzie sami zapisują się na wyjazd, przychodzą do biura, dzwonią. Nikogo nie szukamy. Sami się zgłaszają. Wcześniej na inne wyjazdy organizowany był jeden autokar, teraz jedzie kilka. Myślę, że w Warszawie będzie nas około 50 tysięcy. Ale proszę wziąć pod uwagę, że jest zima i mróz. Inna pogoda niż w październiku, gdy pogoda była słoneczna – zastrzega od razu, nawiązując do marszu Donalda Tuska, który jesienią przyciągnął gigantyczne tłumy.
Słyszymy, że z Wielkopolski jedzie ponad 20 autokarów. Z Gdańska podobnie.
Grzegorz Matusiak, poseł PiS z Jastrzębia-Zdroju na Górnym Śląsku, mówi, że u nich zgłosiło się 150 osób.
– Jest bardzo duże zainteresowanie. Wcześniej z naszego okręgu jechał jeden, dwa autokary, a teraz z samego Jastrzębia są trzy. Z całego okręgu może być ponad 10 autokarów. Plus są osoby, które jadą indywidualne. W Warszawie będzie dużo ludzi. To widać po mediach społecznościowych, ile osób się wybiera, ile osób oferuje miejsce w samochodzie – mówi naTemat.
Czy szukają ochotników?
– Ja nie szukam. Nikogo nie namawiam. Wiem, że jeszcze bardzo dużo osób jest chętnych, ale nie wiem, czy będzie możliwość zamówienia czwartego autokaru. To już nie leży po mojej stronie – mówi.
Kto płaci za autokary? – Jest to organizacja centralna – odpowiada.
Ale czy tak jest w całym kraju? Trzeba przyznać – zależy, gdzie zapytać.
"Ja nie widzę żadnej mobilizacji"
– Żadnej, nawet najmniejszej, mobilizacji nie obserwuję. Nikt nie wybiera się do Warszawy, bo na pewno bym wiedział – reaguje Adam Woś, burmistrz Sieniawy na Podkarpaciu. Sam nie jest z PiS, ale w regionie jest wielu wyborców Prawa i Sprawiedliwości.
O czym to świadczy? – Nie mam pojęcia. Czytam, że mobilizacja jest wielka, że są nakazy, że agitują ludzi na siłę, że mobilizuje się Solidarność Dudy. Ale u mnie jest zerowa aktywność elektoratu PiS. Nic na pewno się nie dzieje – odpowiada.
Gdy rozmawiamy, wrócił akurat z lokalnego wydarzenia – uroczystego odbioru drogi powiatowej z udziałem wojewody i lokalnych władz, oraz ze wspólnego obiadu. – Nawet była dyskusja na temat 11 stycznia. I nic. Na razie w naszej gminie nic się nie organizuje. Nie wiem, jak w sąsiedniej, gdzie rządzi PiS, ale też nic nie słyszę. Gdyby coś się działo, gdyby ktoś namawiał do wyjazdu i organizował autokar, to bym o tym wiedział – mówi burmistrz.
Teraz obserwowała, jak zwolennicy PiS, zaprotestowali w jej mieście przeciwko zmianom w TVP. – Była ich garstka. Może z 15 osób. Widać u nas zmiany na lepsze. Ludzie już inaczej mówią, inaczej się zachowują. Ale jest beton, który jest nieruszalny. Czy pojadą do Warszawy? Każdy z tutejszych polityków PiS ma swój elektorat, były prowadzone zapisy. Ale większość to osoby starsze. Jest mróz. Na dwoje babka wróżyła – uważa.
Po zmianach w TVP PiS nawoływał do protestów w całej Polsce. Odbywają się już od kilku tygodni, ale wielkiej frekwencji nie widać. W Warszawie, jak twierdzą politycy PiS, ma być inaczej. Czy tak będzie, to się okaże, ale w niektórych regionach PiS naprawdę słychać, że widać niemałe poruszenie. I to nie tylko od ludzi związanych z PiS.
"Widać mobilizację. Słyszę to w rozmowach"
Powiat węgrowski, wschodnie Mazowsze, gdzie dominuje elektorat PiS. O tym, jak tu wygląda sytuacja mówi nam Agata Dąmbska, działaczka społeczna z Łochowa, którą trudno kojarzyć z PiS. Wręcz przeciwnie. Wizytę Mateusza Morawieckiego w swojej gminie nazwała kiedyś "seansem propagandowym dla niewymagającego intelektualnie betonu".
– Gdyby zadzwoniła pani do kogoś np. w Wielkopolsce, to tam entuzjazmu pewnie nie będzie. Tu widać mobilizację. Posłanka Maria Koc wrzuciła informację na FB, że są już trzy pełne autokary, przygotowywany jest czwarty i prowadzą zapisy. Napisała, że jest bardzo duże zainteresowanie. Sama słyszę w rozmowach w pociągu, na stacji, w sklepie, że są osoby, które same z siebie wybierają się na ten marsz. Nie jestem w PiS, nie wiem, czy jest przymus, czy nie, ale jest grupa osób, która chce jechać 11 stycznia do Warszawy – mówi.
Sama obserwuje akcje nagłaśniające na FB. I agitacje ze strony zwykłych ludzi związanych z PiS.
– Był taki moment po 15 października, że pisowcy zamilkli. Na sesjach rady, na spotkaniach w powiecie, w ogóle ich nie było. To trwało do momentu ukonstytuowania się rządu. Wtedy zaczęli podnosić głowy. Teraz patrzę na ich profile. Wszyscy jednym głosem mówią, że idą na marsz 11 stycznia. Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że plotki o śmierci PiS są przesadzone. A jeśli tak dalej będzie, to myślę, że w takich regionach PiS ma duże szanse w wyborach samorządowych – uważa.
– Proszę popatrzeć na komentarze pod wpisem posłanki Koc. "Przyjadę z żoną", "Świetna inicjatywa" itd. Znam tych ludzi. To nie są osoby funkcyjne. To są mieszkańcy – wskazuje.
Nasza rozmówczyni opowiada, jak ostatnio zmieniały się tu emocje ludzi. I jak reagowali na pierwsze decyzje obecnego rządu. Jak nie ruszały ich decyzje personalne, np. zwolnienie Janiny Goss z Rady Nadzorczej Orlenu.
– Ludzie raczej rozumowali: Nachapali się, trzeba ich wywalić. Ale z TVP, Wąsikiem i Kamińskim jest katastrofa. Brakuje osoby, która wytłumaczyłaby im, o co chodzi. Brakuje takiego Jacka Kuronia, który opowiadałby o celach i działaniach rządu – uważa.
– Tu, na wsi, zmiany w TVP (wyłączenie sygnału, nowy program informacyjny) wprowadziły ludzi w osłupienie. Bardzo wielu było zszokowanych. Nie zostało im to wytłumaczone, oni tego nie rozumieli. Mam o to żal do dawnej opozycji. Wszyscy zwolennicy PiS od razu przenieśli się do TV Republika – dzieli się obserwacjami.
Dlatego przewiduje, że w Warszawie będzie dużo ludzi: – Myślę, że więcej niż moglibyśmy przypuszczać. Oczywiście nie milion i nie będzie to porównywalne do marszu Tuska. Ale może być kilkadziesiąt tysięcy.
Przypomnijmy, w przedwyborczej manifestacji opozycji na ulicach Warszawy wzięło udział około miliona ludzi.
Sytuacja zmienia się też niestety po tym, jaką narrację udało się narzucić PiS w sprawie Kamińskiego i Wąsika – że Marszałek i rząd łamią prawo, żeby ich zamknąć. PiS-owi pomogły też liczne Orszaki Trzech Króli, liczniejsze niż w poprzednich latach.