- Nie twórzmy przepaści między UFC, a KSW. Janek Błachowicz na pewno dałby sobie tam radę, ja też wrócę do rozmów z Amerykanami. Teraz pojawiła się szansa, aby przechwycić fighterów z UFC i powinniśmy z niej skorzystać. Dziś KSW jest najlepszą organizacją w Europie, a może być jeszcze lepiej - mówi w rozmowie z naTemat.pl Mamed Khalidov.
Mieszane sztuki walki stały się dziś w Polsce sportem masowym?
Mamed Khalidov: Myślę, że tak. Trenuje naprawdę dużo osób, bo jest szał na MMA. Przychodzi więc pan prokurator, pan doktor, pan prawnik, pan księgowy. Nie można porównać tego zainteresowania z tym, co było osiem lat temu. Polskie społeczeństwo zaakceptowało mieszane sztuki walki jako prawdziwy sport.
Ludzie garną się do trenowania, a to wszystkim wychodzi na dobre. Jesteśmy w telewizji, więc to naturalne, że nas rozpoznają. Oczywiście ktoś woli walki, a ktoś inny mega super zajebistą piłkę nożną.
Boli Pana to, że polski futbol bez sukcesów jest popularniejszy niż sporty walki?
Wielokrotnie polscy zawodnicy pokazywali wielkie serce do walki. Podnosili się z maty z wykręconym kolanem, ze złamaną kością, a później zwyciężali. Oddawali całego siebie, po to, aby wygrać. To się nazywa ambicja.
„Żeby nasi na boisku walczyli jak Khalidov, to bylibyśmy mistrzami Europy”. Takiego smsa wysłał mój znajomy po meczu z Czechami na Euro 2012.
Nie wiem z czym związany jest ten brak zaangażowania. Przecież każdy kibic w Polsce chciałby, żeby piłka nożna odnosiła wielkie sukcesy, żeby nasi piłkarze byli najlepsi, ale zatrzymaliśmy się chyba w latach 80-tych. Wtedy ostatni raz graliśmy na światowym poziomie. Ja oglądałem kilka tamtych meczów i dostrzegałem tam pasję, zaangażowanie, wiarę w to, co się robi.
Może to nie jest problem chęci, ale umiejętności?
Wtedy walczyli jak lwy, a teraz? Jak powiedziałem futbolu nie oglądam, ale słyszę, co ludzie mówią, rozmawiam ze znajomymi. A oni powtarzają, że reprezentacja Polski dobrze gra przez piętnaście minut, a później jest klapa. Każdy ma swoje poglądy, ale jeżeli tysiące ludzi mówi tak samo, to dochodzę do wniosku, że tak to może wyglądać.
Wróćmy do MMA. Podczas najbliższej gali KSW Paweł Nastula zmierzy się z Kevinem Asplundem. To dobry pomysł?
Lepiej późno niż wcale. W końcu zobaczymy Pawła na gali KSW. Moim zdaniem powinien walczyć u nas już znacznie wcześniej. To przecież świetny fighter – były mistrz świata i olimpijski w judo, kiedyś walczył także w PRIDE.
Nastula jest dziś w stanie zagwarantować wysoki poziom sportowy?
Ja cały czas mówię o Nastuli jako o sportowcu, a nie showmanie. Paweł cały czas trenuje, jest w formie, rozwija się. Da jeszcze niejedną dobrą walkę.
Ma już swoje lata.
43 lata to nie jest wiek starczy. Znam wielu zawodników, którzy są po czterdziestce, a którzy wciąż utrzymują się w dobrej formie.
Nastula był pierwszym Polakiem, który wystartował w dużej, zachodniej organizacji.
W PRIDE bił się z najlepszymi zawodnikami na świecie. Oglądałem tamte walki. Jedyne, czego mu zabrakło, to doświadczenia. Początki miał zawsze dobre: obalał, dominował, ale nie wiedział jak ma pojedynek skończyć. Jak doprowadzić do zwycięstwa. Pamiętasz jego ostatnią walkę w PRIDE?
Walczył Joshem Barnettem.
Nastula zdominował cały pojedynek: i w stójce, i w parterze. Przewracał Barnetta, robił z nim, co chciał. Ale zagapił się, dostał dźwignię na staw skokowy i przegrał. To była głupia porażka. Już wtedy było jednak widać, że Nastuli nie brakuje umiejętności, tylko doświadczenia.
Może wiec warto, abyście razem potrenowali?
Trochę się różnimy, bo jego parter jest z judo, a mój z brazylijskiego jujitsu. Ale właściwie to czemu nie? Ostatnio siedzieliśmy razem na gali Gołota-Saleta i rozmawialiśmy o tym. Tylko, że sparingpartnerzy Pawła to zawodnicy ciężcy, ważą po 100 kilo. Jestem dla nich za lekki.
Mam wrażenie, że dałby Pan sobie radę.
Paweł mnie zapraszał, mówił, że w każdej chwili mogę wpaść i potrenować. I możliwe, że skorzystam. Często jeździmy do różnych klubów, wspólnie ćwiczymy. To dobry interes dla każdego. Na pewno gdyby doszło do wspólnych treningów z Nastulą, to wiele mógłbym się od Pawła nauczyć.
Walką wieczoru podczas KSW 22 będzie pojedynek Jana Błachowicza z Goranem Reljiciem, który ma za sobą występy w UFC.
Z punktu widzenia sportowego, to będzie walka na bardzo wysokim poziomie. Janek i Goran to fantastyczni zawodnicy.
Janek dałby sobie radę w UFC?
Na pewno tak. Jest kilku zawodników europejskich, którzy walczyli na KSW, a teraz są w UFC, m.in.: Igor Pokrajac, czy Francis Carmont. Okazuje się, że w Ameryce dają sobie radę, rzadko a przegrywają, a są tacy, którzy nie przegrali jeszcze w ogóle. W Polsce zdarzało im się ulec naszym zawodnikom. Dlaczego robimy taką wielką przepaść między UFC, a KSW? Tak przecież nie jest. Taki Michał Materla jeździ regularnie do Stanów Zjednoczonych i trenuje z tamtejszymi zawodnikami i co? Daje radę.
Niewolno jednak robić wielkiej przepaść między UFC, a KSW. Wiadomo, że nie wszyscy mają taki poziom, którzy pozwoliłby walczyć w UFC, ale takich fighterów jest sporo. A u nas ciągle się narzeka. Że źle, że najgorzej. Po co w ogóle KSW?
Nie przesadzajmy.
Ale niektórzy tak mówią. A prawda jest taka, że mamy najlepszą organizację w Europie i jedną z najlepszych na świecie. KSW to dziś wielka marka. Niedawno UFC zwolniło kilkudziesięciu zawodników, bo najpierw jako organizacja się nachapali, a teraz okazało się, że nie ma wystarczającej liczby gal.
Tych fighterów może przejąć KSW?
Byłoby świetnie, bo tam są naprawdę fantastyczni goście. Niektórzy mówią, że Stany są najlepsze, że to niemożliwe wziąć tamtejszych zawodników. A dlaczego nie? UFC zapchało się fighterami i musiało ich pozwalniać. A to są świetni chłopacy. Czemy KSW nie może ich przejąć? Wtedy od razu zwiększyłby się zasięg naszej organizacji.
Można dorównać UFC?
Nie chcę popadać z jednej skrajności w drugą. Nie jesteśmy najlepsi, ale nie jesteśmy też najgorsi. Mamy młodych, utalentowanych zawodników, ale to nie znaczy, że nie możemy podebrać kilku fantastycznych gości z UFC. Poziom będzie wyższy, walki będą ciekawsze. I tak jesteśmy wysoko, ale możemy być jeszcze wyżej. Powinniśmy gonić UFC.
Wolę być w Polsce, ale ciągle jest gadanie, że UFC jest najlepsze… Ale temat zamknijmy.
Dlaczego?
Mówiłem już o tym wiele razy. Po co znów o tym gadać?
Podejmie Pan w przyszłości rozmowy z UFC?
Tak.
Wspomniał Pan, że oglądał Pan walkę Gołoty z Saletą. To był dobry pojedynek?
Bardzo dobry. Była obawa, że to będzie nuda walka. Klincze, przytulanie się i tak dalej. Obaj pokazali jednak serce do walki i zrobili fantastyczną galę. Nie było klinczów, fauli, były serie, wymiany. Zaskoczyli mnie bardzo pozytywnie. To była prawdziwa walka mistrzowska.
Na kogo Pan stawiał?
Znam osobiście Przemka Saletę, ale mimo to stawiałem na Gołotę. Widziałem jego walki, widziałem też pojedynki Salety i myślałem, że Andrzej będzie górą. A jednak okazało się, że Saleta wykonał tytaniczną pracę i wygrał.
Niektórzy żartowali, że z taką kondycją Gołotę pokonaliby nawet niektórzy zawodnicy MMA.
Równie dobrze można powiedzieć, że po pierwszej rundzie Saleta ledwo oddychał. Przecież oni mają swój wiek! Może Andrzej mógł się przygotować inaczej, ale to jego sprawa. Myślę, że podszedł do walki poważnie i zrobił wszystko, co mógł. Nie chcę nikogo oceniać, ale zapraszam każdego 45-latka na ring, żeby dał taką walkę, jak dali Gołota z Saletą.
To jego sprawa, ale ja na jego miejscu karierę bym zakończył. Wszyscy sportowcy w wywiadach to powtarzają, ale to prawdziwe słowa: trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść.