Uważaj, czego sobie życzysz. Zwłaszcza jeśli w grę wchodzą losy całej ludzkości. "Problem trzech ciał" nie jest być może drugą "Grą o tron" w repertuarze duetu Davida Benioffa i D.B. Weissa, niemniej jako serial łączący prosty thriller z wymagającym gatunkiem sci-fi pełnym naukowego żargonu daje Netfliksowi możliwość wejścia na wyższy poziom (zarówno widowiska, jak i historii). Przygody przyjaciół-naukowców nie robią z widza głupka, a wręcz zmuszają go do wytężenia szarych komórek. No dobra, zmuszają przeważnie...
Ocena redakcji:
3/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
David Benioff i D.B. Weiss, czyli twórcy słynnej "Gry o tron", tym razem wzięli się za adaptację serii "Problem trzech ciał" na podstawie prozy chińskiego pisarza sci-fiLiu Cixinai wszystko wskazuje na to, że mają już za sobą epizod kiepskiego scenopisarstwa, którym mogli pochwalić się w niefortunnym 8. sezonie hitu od HBO. W najnowszym dziele zamienili dark fantasy na thriller science fiction, który ujmuje przyszłość ludzkości w lekko dystopijnych ramach.
O czym jest "Problem trzech ciał"?
Serial rozpoczyna się od chińskiej rewolucji kulturalnej, którą zainicjowano w latach 60. ubiegłego wieku. Astrofizyczka Ye Wenjie na własne oczy widzi, jak jej ojciec, wykładowca Uniwersytetu Tsinghua, zostaje brutalnie zamordowany przez Czerwoną Gwardię. Po długim pobycie w obozie pracy kobieta zostaje zrekrutowana przez armię, by prowadzić tajne badania w bazie radarowej. Z nienawiści do władzy i ludzkiej natury Ye Wenjie podejmuje ryzykowną decyzję. Dopiero po latach okaże się, czy była słuszna.
Jak pisaliśmy wcześniej, serial Benioffa i Weissa skacze między przeszłością a teraźniejszością. Wątek astrofizyczki jest istotny, jednak lwią część produkcji stanowią losy grupki przyjaciół-naukowców, a także szpiegującego ich detektywa (Benedict Wong z "Doktora Strange'a w multiwersum obłędu"), który bada sprawę serii niewyjaśnionych samobójstw wśród ludzi nauki.
Saul, Auggie, Jack, Will i Jin trafiają w samo centrum (być może) najważniejszych wydarzeń w dziejach świata. Z niewiadomych przyczyn ich projekty badawcze zostają przerwane do odwołania; na siatkówkach oczu niektórych z nich pojawia się tajemniczy złoty licznik. Na dodatek protagoniści otrzymują dostęp do niesamowitej gry VR, która swoją technologią wyprzedza o kilkadziesiąt generacji obecne dokonania gamedevu.
To zaledwie wprowadzenie do fabuły tytułu, która już w pierwszym odcinku zasypuje nas grubą warstwą informacji i z każdą kolejną godziną ją podwaja lub potraja. Powieść, na kanwie której powstał serial, nie bez powodu jest uważana za trudną lekturą.
Więcej nauki, mniej fikcji
Liu Cixin dzieli się z czytelnikami szalonymi koncepcjami, które da się naukowo uzasadnić. To świetny przykład twardej fantastyki naukowej kładącej większy nacisk na "science" niż "fiction".
Przenosząc książkę na mały ekran, Benioff i Weiss zdołali uniknąć zarówno narracji zakładającej, że widz jest wykształconym inżynierem, jak i tej, że widza zupełnie nie interesuje nauka - chce akcji, chce wybuchów.
Showrunnerzy znaleźli złoty środek, czyli właściwy sposób na tłumaczenie laikom trudnych definicji i koncepcji. Zamiast kręcić scenki, w których astrofizyk w rozmowie z drugim astrofizykiem rzuca ot tak uproszczony opis mechaniki kwantowej, tworzyli liczne sytuacje pozwalające bohaterom znaleźć racjonalny powód przytoczenia trudnych dla zwykłego człowieka definicji.
Tytuł dzieła Liu Cixina nawiązuje do jednej z najstarszych zagadek fizyki. Według encyklopedii Britannica, zagadnienie trzech ciał jest określane w astronomii jako ruch trzech ciał niebieskich, które oddziałują na siebie pod wpływem wzajemnej grawitacji. Polega ono na śledzeniu trajektorii tych ciał i przewidzenia ich ewolucji. "
Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że "Problem trzech ciał" szanuje swojego odbiorcę. Oczywiście tanich i sentymentalnych zabiegów fabularnych w serialu nie brakuje. Twórcy wierzą natomiast, że pamiętasz poprzednie odcinki i sukcesywnie łączysz ze sobą kropki. Gdy w połowie produkcji ktoś wspomina jakąś sytuację z odcinka pilotażowego, nie słyszymy szumu, ani nie widzimy błysku, po którym tamta scenka zostaje powtórzona.
Scenariusz kuleje w zależności od odcinka. Te rozładowujące napięcie są znacznie gorsze od tych, które zagwarantują widzom dreszczyk emocji. Dialogi sprawdzają się raczej tam, gdzie solidnie sypnięto sarkazmem. Podniosłe momenty są przyzwoicie przedstawione, lecz brakuje im mocy słów, jakie padły w pierwszych odsłonach "Gry o tron".
Humor miesza się tu z erudycją, strachem i brutalnością. Benioff i Weiss nie oszczędzają na krwi i żartach sytuacyjnych. Na efektach specjalnych zresztą też, aczkolwiek nadal widać w nich telewizyjny sznyt. Do kinowego CGI jeszcze daleka droga.
Wzór na przyjaźń
Największym atutem serialowego "Problemu trzech ciał" jest motyw przyjaźni. Tak, tak, brzmi ckliwie, ale dynamika między piątką naukowców wypadła bardzo naturalnie. Duża w tym zasługa obsady, której po prostu wierzymy, że od studiów trzyma się w jednej paczce.
John Bradley, odtwórca Sama Tarly'ego w "Grze o tron", gra tego przyjaciela, który nie ukrywa, że jest dupkiem. Eiza González ("Baby Driver") długo rozkręca się jako zdeterminowana Auggie, a Jovan Adepo ("Babilon") robi za tłum. Po pierwszym odcinku jego Saul stracił na potencjale i stał się stonerem z chrapką na ONS-y.
Nowozelandzka aktorka Jess Hong ("The Brokenwood Mysteries"), którą obsadzono jako Jin, jest objawieniem "Problemu trzech ciał". Powiedziałabym nawet, że komediowym. W rozczulaniu nikt nie pobije za to Aleksa Sharpa ("Proces siódemki" i "Jak rozmawiać z dziewczynami na prywatkach"), którego pocieszna buzia zmiękczy widzom serca.
W serialu serwisu Netfliksa wystąpił też Liam Cunningham ("Mała księżniczka"), któremu Benioff i Weiss dali wcześniej rolę ser Davosa Seawortha w telewizyjnym uniwersum George'a R.R. Martina. Tym razem irlandzki aktor gra enigmatycznego Thomasa Wade'a, który przypomina lalkarza, bądź szarą eminencję. Niewiele o nim wiemy, więc wodzimy za nim wzrokiem tak, jakby był podejrzanym.
W obsadzie wymienione jeszcze takie nazwiska jak: Jonathan Pryce ("Dwóch papieży" i "Piraci z Karaibów"), Marlo Kelly ("Dare Me" i "Chlorine"), Saamer Usmani ("Kim jest Anna" i "What/If"), Rosalind Chao ("Klub szczęścia"), Ben Schnetzer ("Dumni i wściekli") i John Dagleish ("Liga Sprawiedliwości Zacka Snydera").
Pierwiastek "Zagubionych" i "Stamtąd"?
Myślę, że za parę dni przy tytule "Problem trzech ciał" zobaczymy "numer jeden" na Netfliksie. Serial sci-fi spełnia wszystkie warunki, by stać się wielkim hitem. Na drodze do sukcesu może mu stanąć jedynie niechęć widzów do tegoż gatunku. Tak naprawdę fabuła wymaga minimalnego skupienia. Chwilami możemy obawiać się, że zmierza donikąd (jak "Zagubieni" czy "Stamtąd"), ale to tylko złuda.
"Problem trzech ciał" (ang. "3 Body Problem") ma obecnie 74. proc. pozytywnych ocen z 35 recenzji na portalu Rotten Tomatoes. Nadmieńmy, że w 2015 roku chińscy filmowy nakręcili za 30 milionów dolarów film oparty na powieści Liu Cixina. Projekt został jednak wstrzymany.