W czasie wyborów samorządowych na warszawskim Wawrze i Ochocie odnotowano błędnie przygotowane karty wyborcze. Część z nich podstemplowana dotarła do lokali wyborczych. Jeden z radnych zaalarmował, że problem dotyczy całej stolicy. Państwowa Komisja Wyborcza prędko zareagowała na doniesienia. Wiadomo, jaka była prawdziwa skala incydentu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W niedzielę nad ranem, niedługo po otworzeniu lokali wyborczych, stołeczny radny Filip Frąckowiak udostępnił alarmujący wpis na platformie "X". Pokazał na nim wadliwie wydrukowane karty wyborcze, które dotarły do komisji wyborczych.
Polityk stwierdził, że incydent w wyborach samorządowych miał miejsce w całej stolicy. "W całej Warszawietakie karty do głosowania!!! Tu przypadki z Wawra i Ochoty" – czytamy.
Incydent z kartami wyborczymi w Warszawie. PKW reaguje na niepokojące zdjęcia
Podczas ostatniej konferencji prasowej Państwowej Komisji Wyborczej o incydent została zapytana szefowa Krajowego Biura Wyborczego, Magdalena Pietrzak. Urzędniczka wyjaśniła, że zdarzenie nie dotyczyło całej Warszawy.
Okazało się, że poszło o jedną paczkę, czyli 500 sztuk kart wyborczych. Sytuacja została również natychmiastowo zgłoszona do PKW. – Wadliwe karty zostały wycofane i zarządzono dodruk nowych – przekazała Pietrzak.
I dodała: – Komisja obwodowa w momencie, kiedy otrzymuje karty w przeddzień głosowania, ma obowiązek sprawdzenia nie tylko liczby tych kart, które otrzymała, ale również i treści.
Pietrzak wyjaśniła, że udostępnione w mediach zdjęcie zostało przekazane najpierw do koordynatorów, a następnie do wszystkich obwodowych komisji. Te z kolei musiały kolejny raz sprawdzić wszystkie karty do głosowania. Nie wykazano jednak innych nieprawidłowości.
Szokujący incydent podczas wyborów w Słubicach. Mężczyzna położył pistolet na karcie wyborczej
Jak pisaliśmy w naTemat, równolegle do niepokojących scen doszło w Słubicach. Tam w pewnym momencie jeden z członków komisji zauważył wyborcę, który na karcie do głosowania położył pistolet. Na szczęście broń okazała się atrapą, ale na miejsce musieli przyjechać policjanci.
W rozmowie z Wirtualną Polską o szczegółach poinformował podinspektor Marcin Maludy z lubuskiej policji.
– Mężczyzna nietrzeźwy, ale spokojny. Miał dwa promile, ale nie wpływał na pracę komisji. Nie wykorzystywał tego przedmiotu. Będziemy tę sprawę badać jako zakłócenie porządku publicznego. Nie ma mowy o złamaniu ciszy wyborczej czy innym skutku prawnym – powiedział.