Mecz z Ukrainą był wyjątkowy dla Jakuba Błaszczykowskiego. Kapitan reprezentacji Polski został członkiem elitarnego Klubu Wybitnego Reprezentanta. Jego droga do sukcesu była niepowtarzalna: z Zabrza uciekał przed narkotykami, w Dortmundzie chciał bić kolegę, z Jurgenem Kloppem przeprowadzał wywiad po polsku, a w wieku 14 lat… „zaprzyjaźnił” się z Michaelem Owenem.
Pojedynek z Ukrainą był dla Jakuba Błaszczykowskiego wyjątkowy. I nie chodzi o wielką stawkę tego spotkania, ale o 60. mecz kapitana reprezentacji Polski w drużynie narodowej. Po siedmiu latach występów z orłem na piersi Kuba został w piątek członkiem Klubu Wybitnego Reprezentanta. Stoi dziś m.in. obok Kazimierza Deyny, Grzegorza Laty i Zbigniewa Bońka.
W swoim prawdziwym debiucie w reprezentacji – meczu z Finlandią (1:3) – zagrał fatalnie. Co prawda dziewięć miesięcy wcześniej zagrał w sparingu z Arabią Saudyjską, ale dopiero inauguracja eliminacji do Euro 2008 była prawdziwym chrztem bojowym. Nieokazałym, trzeba dodać, bo mimo iż Leo Beenhakker postawił na Kubę od pierwszej minuty, to już w połowie żałował tej decyzji i zastąpił piłkarza Ireneuszem Jeleniem.
Piłkarz, wiedząc, że zawiódł, poczekał aż wszyscy wyjdą z szatni, a następnie załamany zadzwonił do swojego brata Dawida, któremu żalił się przez kilkanaście minut. Dziennikarze po meczu nie zostawili na nim suchej nitki. „Pierwszy skład nie jest dla niego” – pisano.
W ogóle jego relacje z mediami to prawdziwa sinusoida. Słusznie potrafił się zdenerwować po zachowaniu Roberta Lewandowskiego, który najpierw udzielił ostrych wywiadów „Przeglądowi Sportowemu” i „Gazecie Wyborczej”, a później wypierał się swoich słów, m.in. o Franciszku Smudzie, aby później samemu zarządzić bojkot mediów po informacjach „Faktu” o spotkaniu kilku reprezentantów z prostytutkami (w Poznaniu, przy okazji meczu z Wybrzeżem Kości Słoniowej).
Mimo iż zawsze stara się zatrzymać przed reporterami i odpowiedzieć na ich pytania, czasami puszczają mu nerwy. Tak jak po nominacji Waldemara Fornalika na stanowisko selekcjonera, kiedy rozgorzała dyskusja, czy Błaszczykowski dalej powinien być kapitanem kadry. Podczas rozmowy z dziennikarzami pytał: „Jak mam z wami rozmawiać? (…) To nie fair, że tak się zachowujecie. Powiedzcie koledze, że tak pytań się nie zadaje”. W ostatnim wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” powiedział Michałowi Kołodziejczykowi: „Jestem zmęczony mediami, ciągłym mówieniem, jak będzie”.
Teraz obyło się bez nieprzyjemności. Na przedmeczowej konferencji prasowej Kuba był uśmiechnięty, wyluzowany. "Fajnie byłoby zagrać po raz 60. z orzełkiem na piersi, ale na razie żadne rekordy mnie nie interesują. Liczy się tylko dobro drużyny i zwycięstwo w piątkowym meczu. Jednak jak skończę karierę, to będę miał co wspominać" – powiedział Błaszczykowski. To w wielkiej mierze od niego będzie zależeć, czy swój jubileuszowy mecz zapamięta okazale, czy wspomnienia niekoniecznie będą słodkie.
Polak? Rusz dupę!
Kiedy wystąpił w programie Kuby Wojewódzkiego, zapowiedział sam siebie: „Najpopularniejszy kanar w Polsce. Będziemy sprawdzać bilety”. Było to nawiązanie do kontrowersyjnej tyrady Błaszczykowskiego po przegranym meczu z Czechami na Euro 2012, kiedy próbując tłumaczyć porażkę, zaczął opowiadać o rozmowach reprezentantów z działaczami PZPN na temat biletów. Po odpadnięciu z mistrzostw Europy takie tłumaczenie wprawiło kibiców w osłupienie, a do piłkarz przyległa łatka „biletera”.
Show, choć już pozytywne, Błaszczykowski robił także w Borussii. Tak jak wtedy, gdy podczas mistrzowskiej fety postanowił przeprowadzić wywiad z Jurgenem Kloppem dla klubowej telewizji… po polsku.
– Jak się spisała trójka z Polski dzisiaj? – pytał Kuba.
– Rusz dupę!
– Ruszyli, ruszyli…
– Rusz dupę!
Innym razem śpiewał w niemieckiej telewizji razem z Łukaszem Piszczkiem: „Tak się bawią, tak się bawią Polacy!”.
200 km/h w kilka sekund
Piszczek jest jego najlepszym przyjacielem, jak sam mówi: „na dobre i na złe”. Jurgen Klopp mówi na nich… „Bolek und Lolek”. Podczas przedmeczowych rozgrzewek – czy to w reprezentacji Polski czy w Borussii – to zawsze z Łukaszem Kuba wymienia podania. Siedzą obok siebie w klubowym autokarze, mieszkają razem w pokojach na zgrupowaniach. Świetnie dogadują się ich żony – Agata i Ewa. To razem z nimi piłkarze udali się na wakacje na Sardynię tuż po Euro 2012. Chcieli odpocząć po porażce na mistrzostwach, a od razu po wejściu do hotelu spotkali… Eugena Polanskiego z rodziną!
Z Łukaszem dzielą pasję: szybkie samochody. W swojej stajni Kuba ma m.in. Audi Q7 i 630-konnego Mercedes CL 63 AMG. Gdy odwiedziliśmy go w Dortmundzie już po zakończeniu sezonu Bundesligi, zaproponował nam podwózkę do miasta swoim nowym Nissanem GT-R. Po wyjeździe na autostradę do 200 km/h rozpędziliśmy się w kilka sekund. Kuba, widząc nas wciśniętych w fotel, uśmiechnął się i rzucił jakby od niechcenia. – Mokra nawierzchnia, nie będę szalał.
W BVB Kuba jest dziś jednym z liderów, piłkarzy najstarszych stażem. Kiedy Kuba przyjeżdżał do Niemiec Mario Goetze, dziś rywal Błaszczykowskiego w walce o grę na prawej stronie boiska, miał… 15 lat. Posłuch w szatni Polak zyskał zresztą od samego początku. Przede wszystkim dobrą grą – już w debiucie strzelił gola i zaliczył asystę w meczu z AS Romą, w którym został wybrany najlepszym piłkarzem spotkania.
Pokazał się też jako twardziel. Kiedy na pierwszym zgrupowaniu BVB Chorwat Mladen Petrić dowiedziawszy się, że ma mieszkać w pokoju z Kubą, zażartował: „Mam mieszkać z Polakiem? To muszę schować swój portfel!”. Błaszczykowski wpadł w szał, o mało nie doszło do bójki. Mimo przeprosin Chorwata i pomocy menadżera, który reprezentował w tamtym czasie obu zawodników, Polak długo nie mówił wybaczyć Petriciowi żartu. Poprosił Thomasa Dolla o zmianę pokoju.
Uciekał przed narkotykami
W życiu Błaszczykowskiego jest kilka osób, które są dla niego wyjątkowe. W dzieciństwie byli to brat Dawid, wujek Jerzy Brzęczek i babcia Felicja. To właśnie wujek i babcia wychowywali małego Jakuba, którego ojciec – gdy Błaszczykowski miał 11 lat – zabił nożem matkę (został skazany za to na 15 lat pozbawienia wolności). Dwie kolejne osoby, które mają w sercu Kuby specjalne miejsce to jego żona Agata i córka Oliwia.
Niezwykła więź łączy Kubę z Jerzym Brzęczkiem, byłym kapitanem reprezentacji Polski i srebrnym medalistą olimpijskim z Barcelony 1992, bez którego pomocy pewnie byśmy nigdy o Błaszczykowskim nie usłyszeli. To Brzęczek pomagał Kubie w treningach w Rakowie Częstochowa, a później wysłał go do Górnika Zabrze. Tam Kuba spotkał się m.in. z alkoholowymi libacjami i narkotykami. Brzęczek zabrał stamtąd Błaszczykowskiego i zaczął wozić młodego piłkarza po testach. Kuba był blisko Lecha Poznań, ale ostatecznie talent piłkarza z Truskolasów dostrzegł Czech Verner Lička i to on sprowadził piłkarza KS Częstochowa pod Wawel.
To z tamtych czasów pochodzi przepowiednia sponsora klubu i właściciel firmy „Włodar”, który zatrudnił do zbierania kamyków kilku chłopców, w tym Kubę. Kiedy biznesmen pod koniec dnia wrócił na miejsce pracy okazało się, że robili wszyscy oprócz Kuby, który wylegiwał się w cieniu drzewa. Inni pracownicy poskarżyli się na leniwego nastolatka, na co szef firmy miał odpowiedzieć: – On nie musi pracować. On będzie piłkarzem.
Przyjaciel Michaela Owena
To było od zawsze wielkie marzenie Błaszczykowskiego. Dlatego też Brzęczek często zabierał małego Kubę na mecze reprezentacji. Szczególnym spotkaniem był mecz z Anglią w 1999 roku, który Polska zremisowała 0:0. Szczególnym, bo w tamtym czasie idolem Kuby był gwiazdor Liverpoolu Michael Owen. Podczas rozgrzewki Kuba wykorzystał fakt, że angielski napastnik przebiegał obok niego, wdrapał się na płot i zaczął krzyczeć: „Michael, Michael!”. O dziwo Anglik odwrócił się i pokazał Kubie wzniesiony do góry kciuk. Po powrocie ze szkoły Błaszczykowski opowiadał kolegom, że… zaprzyjaźnił się z reprezentantem Anglii. Mając takiego „przyjaciela” nie mogło być inaczej – był skazany na futbol.
Brzęczek uczestniczył także w transferze aktualnego kapitana reprezentacji do Borussii Dortmund. Trzy miesiące przed podpisaniem umowy sprezentował Kubie pod choinkę zestaw do nauki języka niemieckiego, którym Brzęczek włada biegle (ponad 10 lat grał w Austrii). Transfer do legendarnej niemieckiej drużyny został sfinalizowany latem 2007 roku. Chłopak z małej wsi w powiecie kłobuckim kosztował BVB 3 miliony euro.
Dziś jest warty pięć razy więcej. 15 mln euro – tyle Borussia życzyła sobie za Polaka od potencjalnych kontrahentów, których nie brakowało: FC Liverpool, Inter Mediolan, Lazio Rzym. Kuba został jednak w Dortmundzie i zbudował tam fenomenalną formę. Szkoda, że nie udało się pięknie uczcić jubileuszu. Wszak niecodziennie zostaje się członkiem Klubu Wybitnego Reprezentanta Polski.