W czasie, gdy zawodnicy i kibice odliczają już godziny do rozpoczęcia tegorocznego Euro, reżimy Władimira Putina i Alaksandra Łukaszenki mają opracowywać plan, który zepsułby najważniejsze tegoroczne piłkarskie święto. Tak wynika z informacji organizacji BYPOL, skupiającej byłych białoruskich mundurowych, którzy przeszli na stronę opozycji. Mowa jest o kilkudziesięciu bojówkarzach i dywersantach, którzy mają przeniknąć do Niemiec i prowadzić "tajemnicze akcje".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W trakcie turnieju Euro 2024 do Niemiec mogą przybyć "bojownicy Allaha", których celem jest zakłócenie imprezy i przeprowadzenie "tajemniczej akcji". Takie elektryzujące doniesienia przekazał właśnie BYPOL, białoruska grupa monitoringu, w której szeregach działają byli mundurowi, którzy teraz sprzeciwiają się reżimowi Alaksandra Łukaszenki.
Oczywiście nie tylko białoruski dyktator ma być zaangażowany w "akcję na Euro", bowiem ma to być wspólny – i perfidny – plan władz w Mińsku i na Kremlu. Do Niemiec mają być wysyłani dywersanci w wieku od 25 do 28 lat. Według BYPOL może być ich od 20 do nawet 50.
Rosja i Białoruś knują coś na niemieckie Euro? Wyciekły niebezpieczne plany
Biełsat, który cytuje ustalenia białoruskiej organizacji, podaje, że bojówkarze mogą zostać przerzuceni do Niemiec przez Białoruś (czyli również przez Polskę). Mowa jest o mężczyznach, którzy "mają doświadczenie z wojny domowej w Syrii i nazywają siebie prawdziwymi 'bojownikami Allaha'".
BYPOL podaje również, że to "Czeczeni, Tadżycy, Marokańczycy i Syryjczycy afgańskiego pochodzenia". Jedną z ich cech ma być znajomość języka rosyjskiego w kontaktach z "rosyjskimi Niemcami" w Niemczech. Na dywersantów mają już czekać islamistyczne komórki w niemieckich miastach Wuppertal, Dortmund i Minden.
Z ustaleń białoruskiej grupy monitoringu, której przedstawiciel Alaksandr Azarau poinformował, że mają potwierdzenie tych informacji w swoich źródłach, wynika, że naszych sąsiadów za Odrą mają "odwiedzić" nie tylko mężczyźni.
"W skład kilku grup mają wchodzić kobiety o słowiańskim wyglądzie, które przeszły na islam i popierają radykalne idee stworzenia państwa islamskiego (kalifatu) w Niemczech" – cytuje niepokojące ustalenia Biełsat. Co więcej, miały one przejść szkolenie z dywersji w Turcji i w Niemczech.
Zdaniem Azarau decyzja o przerzuceniu bojówkarzy zapadła podczas ostatniego spotkania Alaksandra Łukaszenki i Władimira Putina. Odbyło się ono pod koniec maja, tyle że nie w Rosji, jak to bywało do tej pory, ale w Mińsku. W trakcie tego spotkania dyktatorzy mieli też omówić całą operację, choć białoruscy mundurowi zaznaczają, że ta informacja wymaga jeszcze potwierdzenia.
W swoim raporcie BYPOL napisał ponadto, że początkiem walki z "niewiernymi w Niemczech" było niedawne zabicie policjanta w Mannheim. Ataku dokonał mężczyzna pochodzący z Afganistanu i zdaniem organizacji dostał się on do Niemiec przez "szlak białoruski" w trakcie pierwszego kryzysu migracyjnego w 2021 roku. Inne media podawały z kolei, że napastnik mieszkał w Niemczech już od 2014 roku.
Tusk o kolejnych zatrzymaniach dywersantów
W ostatnim czasie media w Europie donoszą o kolejnych udaremnionych lub planowanych aktach dywersji inspirowanych przez Rosję Putina. Polskie władze w ostatnich dniach również mówią o eskalującej "wojnie hybrydowej" prowadzonej przez białoruski i rosyjski reżim. Nie można w tym miejscu zapomnieć o żołnierzu Mateuszu Sitku, który służbę przypłacił życiem – 21-latek zmarł w szpitalu po tym, jak został ugodzony nożem przez jednego z migrantów szturmujących granicę polsko-białoruską.
Jak już również informowaliśmy w naTemat.pl, w poniedziałek (10 czerwca) koalicyjny rząd Donalda Tuska podjął decyzję o utworzeniu strefy buforowej na granicy polsko-białoruskiej. We wtorek z kolei premier poinformował o kolejnych zatrzymaniach osób podejrzanych o działania dywersyjne na terenie Polski.
– W ostatnich tygodniach aresztowano dziesięć osób bezpośrednio zaangażowanych w akty dywersji i sabotażu w Polsce. Mamy powody sądzić, że to nie są ostatnie tego typu zdarzenia – powiedział szef rządu na konferencji prasowej.