Turcja to bez wątpienia ulubiony kierunek Polaków. Szczególnie chętnie wylatujemy tam na wakacje all inclusive z biurami podróży. Jednak przed wyjazdem wiele osób zadaje sobie jedno pytanie – jaką walutę ze sobą zabrać? Sprawa nie jest wcale taka prosta. W naTemat.pl wyjaśniamy więc, jak rozwiązać ten dylemat i nie stracić.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Turcja jest dominatorem rynku turystycznego. Polacy przepadli zwłaszcza na punkcie wakacji na Riwierze Tureckiej. Chętnie odwiedzamy Antalyę, Alanyę, Side, czy Kemer. Ale podczas takich wakacji wiele osób decyduje się na małe lub większe szaleństwo w postaci zakupów. Te można tam zrobić w trzech walutach, ale w niektórych otrzymacie lepsze ceny.
Z jaką walutą do Turcji? Sprawa nie jest wcale oczywista
Być w Turcji i nie zrobić zakupów, to trochę tak, jakby pojechać do Zakopanego i nie zjeść oscypka. Wielu polskich turystów korzysta z okazji i podczas wypadu na jeden spośród licznych tamtejszych bazarów wymienia połowę garderoby. Jednak żeby coś kupić, trzeba mieć przy sobie gotówkę. Płatności kartą nie należą tam do popularnych. Ważny jest również wybór waluty.
Choć Turcja z każdym rokiem cieszy się zainteresowaniem coraz większej liczby Polaków, to lokalni sprzedawcy nie przyjmują złotówek. Można tam za to płacić aż w trzech walutach – lirze, która jest ich narodową walutą, dolarze amerykańskim lub euro. Którą z nich najlepiej zabrać na wakacje?
Na wielu forach spotkacie się z opinią, że Turcy nie chcą przyjmować płatności w lirze lub robią to niechętnie. Byłam w tym kraju kilka razy, w różnych regionach, i nigdy nie spotkałam się z takim problemem. Zawsze zabieram ze sobą liry, bo płatności w walucie lokalnej są najczęściej najkorzystniejsze.
Do Turcji można zabrać również dolara lub euro. Zapłacicie nimi na bazarze, a nawet w normalnym sklepie spożywczym i supermarkecie. Pamiętajcie jednak, że zwłaszcza w marketach resztę otrzymacie w lirach tureckich. Podobnie będzie u handlarzy.
Z euro i dolarem jest związana jeszcze jedna ciekawostka. Zdarza się bowiem, że Turcy traktują je, jakby miały taki sam kurs, a to prawie nigdy nie jest prawdą. Zdarza się jednak, że ten sam przedmiot kosztuje tyle samo w euro i dolarze. Dlatego, jeżeli chcecie zabrać nie tylko liry, warto mieć ze sobą walutę, która w danym momencie ma korzystniejszy dla was kurs.
Podstawowa zasada każdego tureckiego bazaru – targuj się!
Zakupy na tureckim bazarze mogą przypominać grę w szachy. Znaczenie ma każde posunięcie i gest. Nawet opaska hotelu, którą masz na ręku może być sygnałem, jak zasobny jest twój portfel.
Turcy, Tunezyjczycy, ale i Egipcjanie wycenianie turystów zaczynają już w momencie zaczepiania na ulicy. Znacie pytanie "Where are you from" ang. skąd jesteś? Po pierwsze nawiązują dzięki niemu relację, a po drugie, jeśli usłyszą, że turysta jest np. z Niemiec lub Wielkiej Brytanii, cena automatycznie leci w górę.
Swój sposób Turcy mają też na Polaków. Jeżeli dłużej z nimi porozmawiacie, najpewniej powiedzą wam, że sami byli w Polsce, albo mają brata, kuzyna, kolegę itp., który ma żonę Polkę. I co, od swojego nie kupisz? Wiadomo, że sympatia jest wtedy większa. A jeśli padnie jeszcze kilka słów po polsku, to już w ogóle klient jest jego.
Pamiętajcie też, że podstawową zasadą tureckiego bazaru jest targowanie się. Czasami ceny da się zbić nawet o połowę, ale to wymaga już dużych starań i zabiegów. O wiele łatwiej jest uzyskać rabat na poziomie 20-30 proc. pierwotnej kwoty. To jest w stanie wynegocjować prawie każdy turysta. I wcale nie chodzi tu o skąpstwo, czy próbę oszczędzania. Pamiętajcie, że targowanie się jest elementem tamtejszej kultury.