– Niestety, gdzie nie spojrzysz, jest drogo, ale łączne koszty wycieczki nad Bałtyk przerosły mnie do tego stopnia, że pojechałam do Sopotu... tylko na jeden dzień – mówi mi 23-letnia Dominika. Jak się okazuje, nie jest jedyna. Wakacje w polskich kurortach powoli stają się luksusem dla najbogatszych.
Reklama.
Reklama.
Każdego roku w sezonie wakacyjnym sieć zalewały nagłówki o "paragonach grozy", "cenach grozy" i ogólnej drożyźnie panującej w miejscowościach turystycznych nad Bałtykiem.
Nieważne, czy chodziło o wakacje w Gdyni, Gdańsku, Sopocie, czy we Władysławowie, Jastrzębiej Górze lub Helu, ceny przyprawiały wszystkich o zawrót głowy.
Quiz: Robisz tak na wakacjach? Sprawdź, czy mogą Cię uznać za "turystę niskiej jakości"
Teraz mam wrażenie, że częściej niż teksty o "paragonach grozy" możemy znaleźć takie: "Mniej turystów nad polskim morzem. Niepokojące doniesienia przedsiębiorców", "'Coś złego się stało'. Trwa niepokojący trend nad morzem", "Mniej turystów nad morzem. Przedsiębiorcy apelują, by nie straszyć drożyzną".
Czyżby wysokie ceny nad polskim morzem zaczęły już odstraszać turystów?
Kiedy zacząłem przeliczać sobie ceny za bilety na pociąg w obie strony, nocleg we w miarę przyzwoitym miejscu, koszty wyżywienia i innych takich, zdałem sobie sprawę, że o wiele bardziej opłaca mi się dopłacić i wylecieć za granicę.
Z kolei od 23-letniej Dominiki słyszę: – Wyjechałam nad Bałtyk na jeden dzień, bo na więcej mnie nie stać. I tak nie mogłam się powstrzymać od tego wyjazdu, bo kocham polskie morze.
– Niestety, gdzie nie spojrzysz, to jest drogo, ale łączne koszty wycieczki nad Bałtyk faktycznie przerosły mnie do tego stopnia, że pojechałam do Sopotu... tylko na jeden dzień. Przykro mi z tego powodu, ale i tak nie żałuję – dodaje.
Mnie zaś od zrezygnowania z wyjazdu w końcu odciągnęła przyjaciółka, która zaproponowała mi nocleg w swoim domu. Gdyby nie ona, prawdopodobnie nie znalazłbym się nad morzem nawet na jeden dzień.
Wakacje nad Bałtykiem. "Cały czas zapraszam do siebie ludzi, bo wielu nie stać"
Gdy dogadywałem szczegóły dotyczące terminy przyjazdu, powiedziała mi, że to nie pierwsza taka sytuacja. – Cały czas zapraszam do siebie znajomych dalszych i bliższych, bo wielu z nich chce przyjechać nad morze, ale ich nie stać. Po tobie przyjadą do mnie dwie kumpele, a w drugiej połowie sierpnia odwiedzą mnie jeszcze 4 osoby. No i dwie kolejne pojawią się jeszcze na początku września – mówi.
35-letnia Monika również mieszka w Gdańsku. Jak tłumaczy, szczególnie trudnym miesiącem dla branży turystycznej był początek lipca. – Przez pierwsze 2-3 tygodnie ciągle rzucało się w oczy, że brakuje tłumów na ulicach, nie było tak, jak w poprzednich latach – mówi.
I dodaje: – Z tego, co widzę, to narzekają przedsiębiorcy z tej niższej półki. Ludzi bogatych stać na wczasy, bez względu na ceny. Ci biedniejsi muszą kombinować albo siedzieć w domach.
– Hotele czy knajpy bardziej luksusowe, na przykład przy Monciaku i Łazienkach w Sopocie, czy w centrum Gdyni mniej narzekają, lub w ogóle nie, bo im mniejszą liczbę turystów z Polski rekompensują Niemcy, Skandynawowie i Czesi – tłumaczy.
Monika tłumaczy, że nieco lepsza sytuacja ma miejsce teraz ze względu na szczyt sezonu turystycznego. – Teraz nie dość, że był jarmark dominikański, to jeszcze na Bookingu spuścili z cen, więc wakacje nad Bałtykiem są nieco bardziej dostępne dla polskiego turysty – podsumowuje.
Osoby, które mogły pozwolić sobie na wakacje nad Bałtykiem, dzielą się swoimi spostrzeżeniami w mediach społecznościowych. "3 naleśniki za 40 zł. Ładnie pogięło. Koszt produkcji na pewno to uzasadnia" – ironizuje jeden z internautów pod zdjęciem karty z cenami w knajpie w Łebie.
"Mielno. Plaża. Widok z kamery teraz. Chyba jednak nie ma za dużo ludzi nad Bałtykiem w tym sezonie, co?" – czytamy we wpisie, do którego dołączono zdjęcie pustej plaży.
"W ubiegły weekend w Kołobrzegu było więcej ludzi. Nie zmienia to faktu, że nad morzem jest drogo, a ceny w polskich punktach gastronomicznych trochę odjechały od średniej krajowej. W Dźwirzynie 2 razy ryba, frytki, surówka, piwo i cola za 136 PLN" – skarży się kolejny internauta.
45-letnia Maria drugi tydzień lipca spędziła w niewielkiej nadmorskiej miejscowości razem z mężem. Przyznaje, że za ten luksus zapłaciła około 8-9 tys. zł, wliczając w to cenę paliwa.
"W Hiszpanii dobrą pogodę mamy murowaną. Po co ryzykować?"
– Nie chcieliśmy lecieć za te pieniądze za granicę, chociaż wiemy, że tak bardziej by się nam opłacało. Po prostu sentyment do Bałtyku okazał się silniejszy. Ale na miejscu zdziwił mnie bardzo fakt braku tłumów na plażach. Chyba nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego – mówi.
Ceny to jednak nie wszystko. Kolejnym powodem, dla którego turyści unikają Bałtyku, jest... pogoda. – Wakacje nad polskim morzem spędzałem chyba 4 razy i nigdy nie trafiłem na dobrą pogodę. Zawsze albo były burze, albo strasznie wiało, albo padał deszcz, albo temperatura nie przekraczała 20 stopni Celsjusza – słyszę od 38-letniego Przemka.
– W Hiszpanii, Włoszech, Turcji, Chorwacji, czy każdym innym państwie, dobrą pogodę mamy murowaną. Po co ryzykować wydaniem kilku tysięcy złotych na siedzenie w deszczu na kocu na plaży miejskiej? – pyta.
1 / 14 Czy na wczasach all inclusive korzystasz tylko z oferty hotelowej? Nie wychodzisz z obiektu, aby zjeść "na mieście", odwiedzić kluby, zakupić pamiątki lub zwiedzić lokalne atrakcje?