Zrobiło się o nim głośno, kiedy jego twarz pojawiła się na bilbordach promujących polskich olimpijczyków w Paryżu. Już na samych igrzyskach, przed finałem z Francją, skrytykował go trener polskich siatkarzy Nikola Grbić. Przyznaje się do przyjaźni z Jackiem Sasinem, choć sam odżegnuje się od politycznych związków. Radosław Piesiewicz jest szefem Polskiego Komitetu Olimpijskiego od kwietnia 2023. Miesiąc temu gruchnęła też inna wiadomość: że może zostać kandydatem PiS na prezydenta Polski.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
O Radosławie Piesiewiczu było głośno na początku lipca tego roku – z powodu kuriozalnej sesji zdjęciowej promującej Igrzyska Olimpijskie w Paryżu. Wielu komentatorów stwierdziło wówczas, że "prezes PKOl wprosił się na plakaty", na których widniały zdjęcia polskich olimpijczyków, między innymi Igi Świątek i Wilfredo Leona.
Banery pojawiły się ulicach, a obok naszych sportowców mogliśmy także ujrzeć uśmiechniętą twarz Piesiewicza. Sprawy nie odpuścił nawet Zbigniew Boniek.
"Dobre, a pan Prezes to w jakiej konkurencji?" – napisał legendarny piłkarz i wiceprezydent UEFA. Ironicznych komentarzy było więcej: "Może prezes startuje?"; "Cóż to jest za Narcyz"; "Czy to fotomontaż?".
Fotomontaż to nie był, a sam Piesiewicz nie widział w tym nic złego. – Uważam, że to bardzo trafiony pomysł, ponieważ jesteśmy jednym teamem. Kibicujmy naszym reprezentantom – skomentował w lipcu na antenie Polsat News.
Radosław Piesiewicz to szef PKOl. Czy będzie kandydatem PiS na prezydenta?
Najbardziej intrygujący wpis przy okazji "afery bilbordowej" opublikował jednak dziennikarz Wirtualnej Polski Szymon Jadczak. "Kolejna osoba wysyła mi plotkę z miasta, że PiS rozważa pana Piesiewicza jako kandydata na prezydenta. Że to niby nowa wersja Andrzeja Dudy. Sorry, nie jestem w stanie w to uwierzyć" – napisał w serwisie X.
O to, jak bardzo prawdziwy jest temat "Piesiewicz na prezydenta Polski" i czy ma w ogóle takie polityczne ambicje, sam zainteresowany został zapytany niemal od razu, we wspomnianej już rozmowie w Polsat News.
– Jestem prezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego, skupiam się na tym, żebyśmy dobrze przygotowali start naszych zawodniczek i zawodników na IO. To jest priorytet. Codziennie ciężko pracujemy, żeby przygotować jak najlepsze warunki naszym sportowcom, pierwszy raz w historii tworzymy Dom Polski – powiedział.
I dodał, w sumie dość wymownie, że "nie chce gdybać". – Dziś to nie jest temat. Dzisiejszym tematem jest to, żeby nasi sportowcy mieli wszystko. (...) Nie ma nic na rzeczy, proszę mi wierzyć. Prezes PKOl to najważniejsza rola, jaką mogę sobie wyobrazić. Jestem dumny, że mogę pełnić tę funkcję – przekonywał.
Prezesa PKOl skrytykował nawet Nikola Grbić
Prezes Piesiewicz po raz kolejny dał o sobie znać już w trakcie samych igrzysk. I wcale nie chodzi o to, że jako sternik PKOl towarzyszył naszym olimpijczykom na paryskich arenach.
W siatkarskim ćwierćfinale olimpijskim, w którym Polacy pokonali Słowenię 3:1 i przełamali klątwę, kontuzji doznał Mateusz Bieniek i nie było wiadomo, jak poważny jest ten uraz. Wówczas do akcji wkroczył Piesiewicz, który oznajmił na X, że "Bieniek w IO już nie zagra".
Powstało ogromne zamieszanie, bo sztab naszej kadry nie dał znać do PKOl, by tej informacji jeszcze nie rozpowszechniać, a Polski Związek Siatkówki samchciał o tym poinformować w oddzielnym komunikacie.
"Mateusz Bieniek, który doznał kontuzji podczas ćwierćfinałowego meczu siatkarzy ze Słowenią, już nie zagra w turnieju olimpijskim. Zastąpi go dotychczasowy rezerwowy – Bartłomiej Bołądź" – wpis o takiej treści zamieścił pierwotnie prezes PKOl.
Później jeszcze dwukrotnie zmieniał jego treść. W ostateczności zmienił cały wpis w tryb przypuszczający.
Polscy siatkarze byli dziesiątkowani w trakcie olimpijskiego turnieju – dwaj kolejni doznali urazów w półfinale z USA. A zabawę sternika PKOl w rzecznika naszej kadry wykorzystał Nikola Grbić. I wbił mu szpilę.
– Jak tylko zrobimy badania, przekażemy informację do prezesa PKOl i on na pewno da wam znać – ironizował w rozmowie z dziennikarzami trener Biało-Czerwonych.
Grbić został też zapytany, czy przedwczesne ujawnienie tego typu informacji przez osobę, która nie jest związana z kadrą, mogło utrudnić zadanie Polakom i ułatwić je rywalom.
– Porozmawiamy o tym szerzej po turnieju. Nie uważam jednak, że szef PKOl powinien się zajmować takimi sprawami. Oczywiście to nie zmieniło tego, że faktycznie Mateusz Bieniek musiał zostać zastąpiony. Wiem jednak, że gdyby taka sytuacja była w drużynie rywali, to byłbym zadowolony z tego, że dowiedziałem się o tym wcześniej, bo nie musiałbym tracić czasu na przygotowywanie się taktyczne do jeszcze jednej opcji – odparł wymownie Serb.
Piesiewicz łączy funkcję prezesa PKOl i PZKosz. To dobry znajomy Jacka Sasina
Radosław Piesiewicz łączy dziś obowiązki prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego i Polskiego Związku Koszykówki. Urodzony w 1981 roku działacz od lat jest także związany z polskim sportem.
W latach 2016-2017 był wiceprezesem Polskiego Związku Piłki Siatkowej, gdzie odpowiedział za sprzedaż i marketing. Później trafił do świata koszykówki, gdzie łączył obowiązki szefa Polskiej Ligi Koszykówki i Polskiego Związku Koszykówki (od 2018 roku).
Piesiewicz z PZKosz wciąż jest związany, choć od ubiegłego roku ma znacznie większe zadanie. W kwietniu 2023 roku 43-latek wygrał wybory na prezesa PKOl. Pokonał swojego konkurenta Kewina Rozuma, prezesa Polskiego Związku Sumo.
Jest też mocno kojarzony z Prawem i Sprawiedliwością. "Rodzina PiS bierze PKOl. Szefem został Radosław Piesiewicz, przyjaciel Jacka Sasina" – brzmiał tytuł w "Gazecie Wyborczej".
Inne media, które relacjonowały wybór Piesiewicza na fotel prezesa najważniejszej organizacji olimpijskiej w kraju, zaczęły też przypominać, że wpływowy działacz jest nie tylko dobrym znajomym byłego ministra aktywów państwowych, ale także pożyczał mu pieniądze, co badało CBA.
I że wpłacał pieniądze na kampanie wyborcze PiS w 2014 i 2015 roku.
W 2017 roku "Newsweek" pisał: "Piesiewicz dzięki znajomości z Sasinem został wcześniej doradcą dwóch urzędów w Wołominie, obsadzonych przez ludzi PiS (zarobił na tym co najmniej 170 tys. zł). Już po odejściu z urzędu, w kampanii wyborczej, wpłacił w sumie 30 tys. zł na Prawo i Sprawiedliwość. Obaj, Piesiewicz i Sasin, byli związani ze spółką Alfa Star oraz jej właścicielem Sylwestrem Strzylakiem (firmy Strzylaka mają milionowe zaległości wobec skarbu państwa i długi w PZPS). Piesiewicz z Sasinem widywani byli na polu golfowym należącym do ich wspólnego znajomego, szefa upadłej firmy Włodarzewska".
– Ja wcale nie przychodzę do PKOl-u jako polityk, bo ja nie mam legitymacji partyjnej. Żadnej. Totalnie żadnej. A to, że się z kimś przyjaźnię? Tak, znam się i się przyjaźnię z panem Sasinem. Ale znam też pana Schetynę związanego z PO. I czy to jest coś złego? Myślę, że sport powinien łączyć, a nie dzielić – tak skomentował to w kwietniu 2023 w rozmowie ze Sport.pl.
Odniósł się także do wpłat na kampanie PiS. – Jakby panowie pogrzebali (zwrócił się do dziennikarzy, którzy przeprowadzali wywiad – red.), to pewnie by się okazało, że w 2010 roku wpłacałem na PO – powiedział.