Jeśli nie możecie pomóc, lepiej milczcie. To w zasadzie apel do polityków z każdej strony, ale niektórym trudno to sobie wziąć do serca. Kiedy południe Polski walczy z powodzią, PiS urządziło antyrządową ofensywę. Nie przeszkadza im, że przez osiem lat zepchnęli na margines umacnianie wałów. Liczby w tej kwestii są miażdżące.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Sobota, 14 września. Polacy z niepokojem śledzili kolejne prognozy pogody, które mówiły o ekstremalnych ulewach. Na południu kraju nie pytali już, jak duże będą opady, tylko ścigali się z czasem. Umacniali wały i walczyli z podtopieniami, bo sytuacja pogarszała się z każdą godziną. To był początek, bo jak wiemy, później kolejne miejsca zostały odcięte od świata. Sytuacja wciąż jest dramatyczna.
Donald Tusk alarmował wtedy, że przed nami "krytyczna noc" i potwierdził, że jedzie na Śląsk Opolski. W skrócie: pełna mobilizacja.
Tego samego dnia PiS żyło trochę w swoim świecie. Skrzyknęli się na protest przed gmachem Ministerstwa Sprawiedliwości w Warszawie i manifestowali pod hasłem: "StopPatoWładzy". O tym, jakie hasła tam krzyczeli, przeczytacie w naTemat. Mój redakcyjny kolega całkiem trafnie to określił, że jeśli ktoś zachowywał się patologicznie, to właśnie ekipa z PiS, która zebrała się na niewielkiej scenie.
Czytaj także:
Powiedzmy sobie wprost – to był żenujący spektakl. Wiem, że nie pierwszy i pewnie nie ostatni, ale okoliczności były jednak wyjątkowe. Mieszkańcy południa Polski szykowali się w tym czasie na najgorsze skutki fali powodziowej. Wielu już ratowało swój dobytek. I ludzie z PiS przecież musieli o tym wiedzieć.
Nie mówię, że Jarosław Kaczyński powinien wtedy złapać za łopatę i sypać piasek do worków w zagrożonych wielką wodą regionach. Wystarczyło tylko zaciągnąć hamulec i przyznać, że to nie jest moment na żaden polityczny cyrk. Mógł powiedzieć po prostu: Odpuszczamy.
Ale przyzwoitości zabrakło, bo ta demonstracja była tylko przygrywką do ataków. Janusz Kowalski nie hamuje się w sieci i już oskarża rząd Tuska o zaniedbania. Ba, wzywa do dymisji.
Zakpił sobie na przykład z możliwych pożyczek dla powodzian. Nic sobie z tego nie robi, że to konkretne odniesienie do ustawy z 2011 r. o szczególnych rozwiązaniach związanych z usuwaniem skutków powodzi.
Kiedy prawica uderza w rząd, druga strona odpowiada. "Przez osiem lat nic nie zrobili, by zabezpieczyć Polaków przed powodzią. Bo bardziej niż wały przeciwpowodziowe interesowały ich te w funduszach i fundacjach. Teraz atakują rząd. Bezwstydni oszuści" – stwierdził europoseł KO Marcin Kierwiński. To też niepotrzebne podgrzewanie emocji.
Albo Beata Kempa. Zarzuciła Tuskowi, że lansuje się na powodzi. A to wszystko w reakcji na post Sebastiana Kalety, który odpisał na... wezwanie premiera o jedność w tej trudnej sytuacji.
W tym tonie chętnie przygrywa TV Republika, która zalewa widzów paskami typu: "Służby Tuska nie radzą sobie z opadami deszczu (...)", albo że "zlekceważył zagrożenie".
Na miejscu tych, którzy przez osiem lat sprawowali rządy w Polsce, aż tak bardzo nie wychylałbym się jednak z tematem zagrożenia powodziowego. W tej sprawie są twarde dane GUS, które dla PiS mogą być upokarzające.
Jak zauważyła Alicja Defratyka, autorka projektu ciekaweliczby.pl, budowa i modernizacja wałów przeciwpowodziowych stanęła dokładnie w czasie, kiedy PiS przejmowało władzę w Polsce. Jeszcze w 2015 r. ukończono prawie 240 km takich inwestycji. Już w 2016 r. (pierwszy rok rządów PiS) było to nieco ponad... 27 km.
To zestawienie jest miażdżące. Tym bardziej że na przykład w latach 2011-2014 liczba utrzymywała się na poziomie ponad 300 km. Tylko 2013 r. był z widocznym zjazdem (156,2 km). Problem w tym, że do 2022 r. ludziom z PiS ani razu nie udało się przebić nawet "setki".
Wiadomo, że tego typu inwestycji najwięcej było po "powodzi tysiąclecia" w 1997 r. Nie jest więc tak, że przez lata nie zrobiono nic. Tylko jak rozłożymy to na kadencje poszczególnych rządów, PiS wypada blado w tym porównywaniu.
– Raporty NIK z funkcjonowania instytucji Wody Polskie były porażające. Był przygotowany duży program tworzenia małych zbiorników retencyjnych i ten program został zrealizowany tylko w 10 procentach. Zamiast inwestycji w wały, było urządzanie biur – zauważył Matek Sawicki w Radiu ZET.
Obecna w audycji "7. Dzień Tygodnia" Anna Zalewska kontrowała go i upierała się, że Wody Polskie musiały się zorganizować. – To nie znaczy, że nie było inwestycji, patrz Racibórz Dolny – stwierdziła. Wtedy Sawicki z tego zadrwił. – Tak, jeden! – odparł ironicznie.
A co PiS chce zrobić, gdy jest w opozycji? Pierwszym konkretem podzielili się w poniedziałek 16 września. To projekt ustawy, który zakłada m.in. podniesienie bezzwrotnych kwot wsparcia dla poszkodowanych oraz zadośćuczynienia finansowego.
Aż chce się napisać... uspokójcie się. Wszyscy. Jeśli ktoś będzie uprawniony do rozliczania rządu z działań związanych z powodzią, to w pierwszej kolejności poszkodowani. Nie krzykacze u boku Kaczyńskiego, nie komentatorzy, którzy hejtują z pozycji kanapy. Ekipę Tuska ocenią ludzie, którzy w tym krytycznym momencie liczą na sprawne decyzje rządu.
Na razie kluczowa jest pomoc osobom dotkniętym skutkami ulew. W odpowiedzi na tę tragedię w całym kraju organizowane są zbiórki, aby wesprzeć poszkodowanych mieszkańców. I może się w to włączyć każdy z nas. Jak to najlepiej zrobić, przeczytacie w naszym artykule: