Prawdziwi mężczyźni nie płaczą, a już na pewno nie wtedy, gdy dostają listy. Metalowe pudło z aparatem fotograficznym, twardym dyskiem, modułem radarowym wysyłającym mikrofale i komputerem analizującym fale odbite od jadącego auta potrafi sprawić, że łzy popłyną z oczu największemu twardzielowi, a jego pięści uderzą z całej siły w ścianę. Zapłaczą też panie. To pudło to fotoradar.
Na dźwięk słowa fotoradar, większości polskich kierowców robi się niedobrze. Nic w tym dziwnego. Teoretycznie fotoradary powinny uspokajać temperament tych, którzy nie potrafią dostosować się do obowiązujących na drogach przepisów i stwarzają zagrożenie dla siebie i dla innych. W rzeczywistości większość osób uważa, że rząd absolutnie nie troszczy się o bezpieczeństwo kierowców i pieszych, tylko chce zwiększyć wpływy do budżetu za pomocą fotoradarów. Fotoradary są dziś uważane za jednego z największych wrogów polskich kierowców.
Każdego dnia polscy kierowcy przeklinają fotoradary, życzą im jak najszybszego przegrzania się, awarii dysku, spalenia elektroniki, spięcia, uderzenia w nie meteorytu, spalenia ogniem piekielnym i otrzymania ciosu sztachetą od podpitego uczestnika zabawy w pobliskim OSP. Ale metalowi krwiopijcy ani myślą opuścić posterunków przy drodze. Patrzą, czuwają, robią zdjęcia... Co gorsza, mnożą się niemożliwie…
Na początek sprawdźmy, jakie możliwości mają fotoradary stosowane przez Policję. Przyjrzyjmy się parametrom urządzeń, produkowanych przez polski ZURAD, a więc takim, jakie najczęściej straszą kierowców przy drogach.
Radarowy Miernik Prędkości Rapid 2 to ręczny radar („pistolet”, „suszarka”), z którego policjant „mierzy” do jadącego drogą delikwenta. Zasięg urządzenia wynosi sto pięćdziesiąt metrów dla małych prędkości (ok. 60 km/h) i trzysta metrów dla prędkości powyżej 100km/h. Urządzenie mierzy prędkości w przedziale od 30 do 220 km/h. Tolerancja dokładności pomiaru wynosi 3km/h dla prędkości do 100km/h i 3% dla prędkości powyżej 100 km/h. Policjant może wybierać prędkość progową w paśmie od 30 do 220 km/h ze skokiem co 5km/h, co pozwala na ustawienie na radarze obowiązującej w danym miejscu prędkości (np. 70km/h) i łatwy odczyt, o ile dany kierowca ją przekracza. Urządzenie jest podłączone do przenośnej drukarki, a wydrukowany mandat wygląda niczym paragon z supermarketu, z tymże zamiast listy zakupów znajduje się na nim data, godzina, obowiązująca w danym miejscu prędkość, prędkość z jaką jechał kierowca, jego imię i nazwisko, marka jego auta oraz dane policjanta, który dokonał pomiaru i zatrzymał kierowcę (imię, nazwisko, stopień).
Typowy „zbój drogowy” marki Fotorapid może mierzyć prędkość w zakresie od 30 do 250 km/h. Urządzenie może pracować albo na specjalnym maszcie (w klimatyzowanej obudowie)albo na statywie. Urządzenie pracujące na maszcie może pracować w temperaturze od -30°C do 60°C, a przenośne w zakresie od -10°C do 60°C. Istnieją też urządzenia, które można zabudować w aucie i prowadzić pomiar z pojazdu, który jest zaparkowany na poboczu. Fotoradary robią zdjęcia o rozdzielczości 4 megapikseli.
Jak polscy kierowcy bronią się przed fotoradarami?
Każda akcja rodzi kontrakcję. Nic zatem dziwnego, że wielu kierowców stara się stosować metody, które w ich mniemaniu pozwolą na obronę przed sfotografowaniem i konieczność płacenia mandatu. Metody można podzielić na legalne i nielegalne.
Najprostszą i w pełni legalną metodą obrony przed fotoradarami są nawigacje samochodowe z dobrymi, uaktualnianymi mapami. Urządzenie informuje głosem lektora, że na danym odcinku drogi istnieje możliwość pomiaru prędkości przez radar. Wystarczy zwolnić.
Kolejną legalną metodą są specjalne aplikacje, które mają tą przewagę nad nawigacją, że są stale i na bieżąco aktualizowane przez samych kierowców.
SpeedAlarm to aplikacja na telefon komórkowy, która pomaga nie tylko w ostrzeganiu przed kontrolami radarowymi (także tymi niespodziewanymi z „suszarkami”) ale także i o wypadkach czy utrudnieniach na drogach. Jest bardziej skuteczna od nawigacji, albowiem jest stale uaktualniana przez społeczność korzystających z niej kierowców. Aplikacja działa w prosty sposób, wystarczy tylko wcisnąć przycisk na telefonie i nie trzeba nic mówić, zatem jest mało absorbująca w czasie jazdy. Aby móc z niej skorzystać, potrzebny jest telefon, wyposażony w GPS oraz w możliwość łączenia się z internetem. Jak to działa? GPS lokalizuje pozycje kierowcy. Kiedy ten zbliża się do zagrożenia (fotoradar, wypadek na drodze, kontrola drogowa), telefon ostrzega go z wyprzedzeniem o zagrożeniu na dwa sposoby: ostrzeżeniem głosowym oraz komunikatem. Ponieważ jest to społeczność, współpraca polega na tym, że każdy kierowca może informować innych o zauważonym przez siebie zagrożeniu (wypadek, korek), kontroli czy nowym fotoradarze. Koszty? Koszt łączenia się telefonu z internetem oraz ewentualnie niewielki abonament (ok. 10zł na miesiąc), jeśli kierowca korzysta z systemu dłużej, niż dwie godziny dziennie.
W podobny sposób działa aplikacja Yanosik. Ostrzega ona przed fotoradarami, utrudnieniami na drogach i kontrolami Policji i Inspekcji Transportu Drogowego w wygodny sposób poprzez komunikat głosowy („kontrola Policji, trzysta metrów”) a ponadto posiada podobne funkcje jak nawigacja. Tu również w prosty sposób (za pomocą naciśnięcia odpowiedniej ikony na ekranie telefonu lub komunikatora) można ostrzec innych kierowców o kontroli, inspekcji, fotoradarze czy wypadku.
Yanosik występuje w dwóch wersjach: jako osobne urządzenie (terminal za 299zł), zasilany z zapalniczki samochodowej (można do niego dokupić pakiet rocznej transmisji danych u operatora systemu za 69zł lub można też kupić kartę SIM u dowolnego operatora i doładowywać ją wedle potrzeb) oraz jako darmowa aplikacja na smartfony. W tym drugim przypadku zarówno pobranie jak i aktualizacje są darmowe, a jedyne koszty związane są z koniecznością łączenia się z internetem u swojego operatora GSM.
Stosowanie metod nielegalnych zagrożone jest możliwością otrzymania mandatu.Jeśli policjant zatrzyma auto do kontroli i stwierdzi, że istnieje ograniczenie czytelności tablic rejestracyjnych, może nałożyć mandat w wysokości pięćdziesięciu złotych. Jeśli uzna, że tablice są nieczytelne, może nałożyć mandat w wysokości stu złotych. Stosowanie rolet na tablice rejestracyjne czy też używanie takich urządzeń jak antyradar i jammer może być ukarane mandatem wysokości do pięciu tysięcy złotych. Ryzyko jest zatem bardzo duże.
Warto także wiedzieć, że poniższe metody nie zawsze bywają skutecznie, a w wielu przypadkach mogą być nawet niebezpieczne dla innych kierowców. Dotyczy to na przykład metody, która polega na zawieszaniu płyty CD przy lusterku. Rzekomo ma to odbijać światło i chronić przed zrobieniem zdjęcia. Czy tak jest naprawdę? O wiele szybciej można w ten sposób oślepić kierowców jadących z naprzeciwka niż oszukać fotoradar.
Najpopularniejszą i najtańszą metodą jest zasłanianie tablic rejestracyjnych w prosty sposób: kierowcy naklejają na nich liście (tak, aby zasłonić przynajmniej dwie cyfry lub litery z rejestracji), brudzą je błotem, przyklejają foliową torbę (reklamówkę), która rzekomo zaczepiła się w czasie podróży itd.
Warto jednak wiedzieć, że dobre zdjęcie z fotoradaru pozwoli na odczytanie numeru tablicy rejestracyjnej z naklejki, która umieszczona jest na przedniej szybie. Dlatego wielu kierowców i tutaj nakleja liście albo stosuje inne, wymyślne metody, uniemożliwiające odczytanie danych (na przykład pozostawia ulotki reklamowe pod wycieraczką).
Kolejna metoda polega na naklejaniu na tablicę rejestracyjną kilku liter i cyfr samoprzylepnych z odblaskowej folii (koszt 15 – 25zł za jedną), których krój i czcionka są identyczne, jak tych stosowanych na tablicach. Co to daje? W świetle dziennym literki i cyfry (jeśli zostaną starannie przyklejone) niczym nie różnią się od standardowych liter – są czarne. W przypadku użycia lampy błyskowej (a więc podczas robienia zdjęcia przez fotoradar) folia, z której wykonano literki odbija światło i zlewa się z tłem. Dzięki temu na zdjęciu te litery i cyfry, na które naklejono repliki z odblaskowej folii, są niewidoczne.
Odblaskowy spray do tablic rejestracyjnych to kolejny sposób na unikanie mandatów z fotoradarów. Tańsza wersja polega na spryskiwaniu tablic lakierem do włosów. Co to daje? W błysku flesza z fotoradaru tablica błyszczy i staje się nieczytelna. Skuteczność tych metod jest jednak bardzo dyskusyjna.
Kolejna metoda to specjalne roletki na tablice rejestracyjne. Od razu przychodzi na myśl James Bond, jadący w swoim Astonie Martinie. Zestaw składa się ze specjalnych ramek, w których znajdują się czarne roletki. Są one sterowane poprzez bezprzewodowego pilota. Całkowite zasłonięcie tablicy rejestracyjnej następuje w przeciągu dwóch sekund, nawet przy bardzo dużej prędkości. Na pilocie znajduje się kontroler diodowy, który informuje o tym, czy rolety są widoczne, czy zasłonięte. Cena to ok. 500zł za dwie ramki z pilotem.
Antyradar to kolejny sposób mający uchronić kierowcę przed mandatem. Najtańsze można kupić już za niecałe dwieście złotych. Antyradary montuje się przy przedniej szybie auta i są one zasilane z gniazda zapalniczki. Antyradar posiada dwa wbudowane moduły: moduł detekcji laserowej (foto diody) oraz moduł detekcji mikrofalowej, których zadaniem jest wykrycie, czy przed samochodem kierowcy nie pracują urządzenia (fotoradary, „suszarki” itp.), których zadaniem jest pomiar prędkości. W przypadku detekcji podejrzanego sygnału urządzenie ostrzega kierowcę sygnałem dźwiękowym (ten narasta w miarę zbliżania się do miejsca, w którym prawdopodobnie pracuje fotoradar), a ten zwalnia.
Ostatnim urządzeniem są jammery. Urządzenia te namierzają z wyprzedzeniem i zakłócają pracę laserowych urządzeń pomiarowych, używanych przez Policję i inne służby do kontroli prędkości. Jammery są drogie (model średniej klasy to wydatek ponad 2000zł) i mogą być przyczyną sporych problemów. Kiedy bowiem policjant nie będzie mógł dokonać odczytu z urządzenia pomiarowego, może zatrzymać auto z jammerem do kontroli. A jego wykrycie może skutkować mandatem do 5000 zł.
A może nasi Czytelnicy znają inne metody i chcieliby się nimi podzielić z innymi? Zapraszamy do komentowania.