Towarzyszki i towarzysze kierowcy! Posiadacze samochodów wszelakich marek! Wielbiciele motoryzacji w wieku wszelakim! Wszyscy mamy wielu wrogów! Czas ich wskazać!
Motoryzacja wrosła głęboko w życie naszej Ojczyzny! Ukształtowała myśli, ambicje, żądzę posiadania i dążenia milionów Polek i Polaków! Realizacja programu, wyrosłego z motoryzacyjnych aspiracji naszego narodu sprawiła, ze po naszych drogach jeździ już ponad dwadzieścia milionów samochodów! Co prawda większość z nich to auta używane, niekiedy pełnoletnie, ale liczymy na to, że będzie coraz lepiej. Kupujemy auta, nie bacząc na zdwojone wysiłki i wyrzeczenia, na trudy dnia codziennego i walkę z okrutnym kryzysem, który pożera nam dochody i miejsca pracy! W naszych rękach spoczywają coraz lepsze atuty, pod naszymi maskami znajdują się coraz lepsze silniki, a nasze rodziny siedzą na coraz wygodniejszych fotelach. Jeździmy też po coraz lepszych drogach! Możemy być dumni, albowiem to my wspieramy budżet Ojczyzny, za sprawą akcyz i vatu, którymi do niemożliwości obłożono życiodajną ciecz dla naszych silników.
Towarzyszki i towarzysze! Nasze życie mogłoby być sielanką, gdyby nie to, że mamy wielu wrogów. Każdy z nich atakuje albo nasze kieszenie, albo nasze ukochane auto, powodując w nas narastanie złości. Na drogach, którymi chcielibyśmy pędzić przed siebie, spotykamy przeszkody, które chcą nam zepsuć przyjemność korzystania z absolutu ostatecznego, jakim bez wątpienia jest samochód!
Towarzyszki i towarzysze kierowcy! Czas zdefiniować wroga! Czas powstać przeciwko takim inicjatywom, jak „międzynarodowy dzień bez samochodu”, które są policzkiem w twarz zmotoryzowanej braci! Czas dać odpór tym, którzy najchętniej wsadziliby nas na rowery i pozabierali nam nasze błyszczące, mechaniczne obiekty uwielbienia! Nie oddamy ich! Choćbyśmy mieli z kluczami francuskimi w dłoniach rzucać się na czołgi!
Towarzyszki i towarzysze kierowcy! Pamiętajcie! Wróg nie śpi! Wróg czuwa! Z ukrycia robi zdjęcia, oszwabia przy szacowaniu kosztów naprawy, sprzedaje reanimowanego w garażu trupa jako idealne auto, pożera karoserię i podwozie aż słuchać mlaskanie z garażu!
Fotoradary – współczesne wcielenie zbója drogowego, który kiedyś łupił podróżnych przy drodze. Niektóre ukrywają się tam, gdzie nikt się ich nie spodziewa. Część z nich, niczym Janosik, łupi tych, co trzeba – w tym przypadku jeżdżących zdecydowanie za szybko. Reszta niestety nie stosuje się do kodeksu honorowego i łupi, jak leci. Wysokość mandatu ma także podłoże historyczne – podczas otwierania listu można poczuć się, jakby dostało się drewnianą maczugą w głowę. Plusem są pamiątkowe zdjęcia.
Niefrasobliwi robotnicy drogowi – potrafią remontować drogę w czasie największego szczytu. Zajmują wtedy jeden z pasów, na przykład pod wąskim mostem na przelotowej trasie łatają sobie dziury. O osiemnastej, kiedy szczyt się kończy, oni także kończą pracę. Zaczną ją o siódmej następnego dnia, gdy ludzie będą jechać do pracy.
Wartości rynkowe samochodów – element represji, stosowany przez pracowników urzędów skarbowych. Uaktualniany co pół roku. Stosowany bez litości. Choćby na wszelkie świętości zaklinać się, że auto warte jest tysiąc złotych, trzeba zapłacić od wartości, zapisanej w tajemniczej księdze. Istnieje jeszcze gorsze oblicze. Kiedy właściciel pojazdu uprze się przy swoim i zapłaci podatek zgodny z ustaloną przez siebie wartością – nie zazna spokoju. Kilka miesięcy później otrzyma wezwanie, zapłaci od wartości z tajemnej księgi i jeszcze na dodatek zapłaci odsetki. Biada tym, co sprowadzają auta zza granicy!
Ekolodzy –najchętniej pousuwaliby wszystkie metalowe (coraz częściej także z dużą domieszką tworzyw sztucznych) śliczności z ulic, zaorali drogi i zasadzili trawę a do tego jeszcze poupychali Tiry na tory! To oni, wskażmy jeszcze raz palcem, oni popsuli silniki wysokoprężne, które muszą być wyposażane w tak skomplikowane i drogie elementy, jak filtry DPF i FAP. Na szczęście istnieją szanse na porozumienie – auta z silnikami na sprężone powietrze.
Przydrożne bary serwujące nieświeże potrawy – stosują taktykę gorszą niż terroryzm międzynarodowy. Na szczęście stanowią mały procent wśród tysięcy dobrych jadłodajni. Niestety, ryzyko trafienia na minę jest większe, niż szansa wygranej w totolotka. Zjedzenie nieświeżej potrawy w czasie przerwy w długiej drodze zakłóci jej dalszy przebieg. Sensacje, błagalne prośby o stację benzynową z czynnym wc, a w ostateczności las. I znów konflikt z ekologami…
Korki w wielkich miastach – potrafią popsuć humor w każdą pogodę. Widok zdenerwowanych twarzy w innych samochodach absolutnie nie nastraja pozytywnie do życia. Tak samo, jak poruszanie się z szybkością sędziwego ślimaka.
Rdza – pojawia się nie wiadomo skąd i pożera, wżera, wyżera, nadżera – robi wszystko, żeby zmienić piękne auto w rozpadające się próchno. Na szczęście z tym wrogiem można sobie poradzić – szybko i skutecznie.
Awarie osprzętu silnika – pojawiają się zawsze wtedy, gdy właściciel ma przed sobą pilny wyjazd. Wtedy to właśnie przestaje działać alternator, szwankuje cewka, dziki prąd biega po kablach rozruchowych jak mały maratończyk, palec rozdzielacza kręci się w dzikim tańcu, ale co z tego, skoro nie ma zamiaru przewodzić prądu…
Wycieki – brutalność sama w sobie. Widok oleju rozpryśniętego w komorze silnika może znacząco podnieść ciśnienie nawet największemu twardzielowi. Cóż, simmeringi nie są z tytanu, tylko ze zwykłej gumy… A to przecież nie koniec: wycieki powodowane przez pękniętą uszczelkę pod głowicą, kapiący olej z połączenia skrzyni biegów z silnikiem, cieknące amortyzatory, pęknięta chłodnica, z której nagle zaczyna buchać para jak z kotła… Od wycieków i zła wszelkiego racz nas chronić Panie!
Awarie elektroniki - popsuły humor i dobrą prezencję niejednemu amatorowi nowoczesności. Jak tu bowiem zaszpanować typowym posiadaczom kluczyków kartą hands free, kiedy akurat w tym momencie przestaje działać nadajnik i nie tylko nie można uruchomić auta, ale nawet nie można do niego wejść? A tu tymczasem zanosi się na deszcz? Jak tu się nie wściec, kiedy przestaje działać centralny zamek, nie chcą się podnieść elektrycznie sterowane szyby, a klimatyzacja automatyczna ma w głębokim poważaniu to, że jest środek lata i wnętrze samochodu zaczyna przypominać nagrzany piekarnik? Jak żyć?
Tandetne żarówki – mają jedną paskudną zasadę. Psują się zawsze wtedy, gdy na drodze stoi patrol drogówki, prowadzący kontrolę. Przy wyjeździe z parkingu świeciły jak stroboskopy, a potem pół kilometra przed kontrolą drogową nagle oślepły, dając wyraźny powód do machnięcia „lizakiem” i zatrzymania auta do kontroli. Czy taka awaria może być dziełem przypadku, czy też jest spowodowana działaniem pewnych kół?
Przeciekające uszczelki – mogą w krótkim czasie spowodować, że pachnące wnętrze auta zmieni się w cuchnący wilgocią barak na kołach, za sprawą zalegającej pod wykładziną wody. Wymieniać! Silikonować! Nie poddawać się!
Niedzielni kierowcy – zidentyfikowane obiekty jeżdżące, pojawiające się na drogach w okolicach świąt państwowych, Święta Zmarłych a czasami także długich weekendów. Dla wielu z nich barierą nie do pokonania okazuje się pierwsze skrzyżowanie w większym mieście. Skutecznie tamują ruch, żegnają się przed wjazdem na rondo, pomimo podejrzewania ich o powolne ruchy, potrafią zaskoczyć nagłym manewrem, którego nie powstydziłby się pilot Eurofightera (z tą różnicą, że w przypadku niedzielnych kierowców jest on wykonywany z prędkością trzydziestu kilometrów na godzinę).
Motocykliści – pojawiają się znienacka, siejąc panikę i obawę o lusterka boczne. Zdradza ich dźwięk, przypominający szybką pracę piły spalinowej. Jak szybko się pojawiają, tak szybko znikają. Zostaje po nich tylko smród spalin i drżenie rąk na kierownicy.
Impertynenci za kierownicą – teoretycznie też kierowcy, ale jak wiadomo, nawet w najlepszej rodzinie znajdzie się czarna owca. W tym wypadku czarne owce panoszą się po drogach i miejscach parkingowych, jakby tylko im się one należały. Na parkingach, w czasie sobotniej gorączki zakupoholizmu potrafią zająć dwa miejsca, z tego jedno dla inwalidy. Nie mają zamiaru wpuścić na swój pas potrzebującego człowieka, który nagle znalazł się na pasie zmuszającym do skrętu. Przeganiają trąbieniem pieszych na przejściach. Sami potrafią się wpychać na chama gdzie popadnie. Wydaje im się także, że mają najwspanialsze auto na świecie, a ich zadufanie jest na tyle wielkie, iż wydaje im się, że sam Krzysztof Hołowczyc jest przy nich jedynie marnym kierowcą.
Pazerni mechanicy – potrafią bezwzględnie wykorzystać ludzką miłość do samochodu. Choć istnieje wielu wspaniałych mechaników, których można przyrównać do wykwalifikowanych lekarzy, leczących skutecznie choroby samochodu, można niestety trafić także i na znachorów. Ci naprawią jedno, ale przy okazji popsują drugie. Posługują się prymitywnymi narzędziami, wśród których prym wiedzie młotek. Bezwzględność i brak ludzkich odruchów wychodzi z nich w czasie płacenia za usługę.
- Dlaczego wziął pan dwieście złotych za zmianę uszczelki, która kosztuje trzy złote?
- Bo wiedziałem, gdzie ją umieścić.
Garażowi cudotwórcy –ze sprasowanego, rozpadającego się grata w podmiejskim garażu potrafią zrobić bezwypadkową limuzynę. Liftingują nadwozie, odmładzają wnętrze, nakładają szpachlę i lakier, prostują, rozciągają, naciągają, odmładzają przebieg. Potrafią przeszczepić kierownicę z prawej na lewą stronę i stworzyć Frankensteina, zespawanego z trzech innych aut.
Sprzedażowi oszuści – sprzedają auta, reanimowane przez garażowych cudotwórców, jako technicznie doskonałe, bezwypadkowe ideały. Stosują wyrafinowane techniki sprzedaży.
Złodzieje samochodów – brać motoryzacyjna nie ma dla nich grama litości. Ukraść komuś jego ukochane auto to tak, jakby uwieść komuś żonę albo zabrać męża wraz z całym majątkiem. Dla takich ludzi powinno się przygotować w centrum miast pręgierze i przywrócić zawód sowicie opłacanego kata.