Znacie to uczucie, kiedy serce wali jak szalone, nogi są jak z waty, a ręce trzęsą się tak, że można w nich śmietanę ubijać? Pierwszy raz w życiu tak wielkie emocje targały mną po tym, jak wyszłam z kokpitu samolotu Wizz Aira po tym, jak wylądowałam na lotnisku Rzym Fiumicino. I jasne, wszystko było tylko symulacją, ale realistyczną w 99 procentach.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Na początku października Wizz Air otworzył swoje drugie centrum szkoleniowe. To, w przeciwieństwie do podobnego obiektu w Budapeszcie, przeznaczone jest głównie dla pilotów. Na miejscu znajdują się na razie dwa symulatory lotów Airbusem A320. Z okazji otwarcia miałam okazję sprawdzić, jakie to uczucie siąść na miejscu pilota i pokierować samolotem. Pokonały mnie już pasy bezpieczeństwa, a później było z górki. Dosłownie, bo musiałam wylądować.
Siadłam za sterami Wizz Aira. Poziom adrenaliny przekroczył wszelką skalę
Wchodząc do symulatora, przeszłam szybkie szkolenie z zasad bezpieczeństwa. Na wypadek, gdyby coś poszło nie tak, jest on zaopatrzony w specjalną zjeżdżalnię, żeby móc opuścić maszynę i jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Po chwili siedziałam jednak za sterami i nie miałam bladego pojęcia co dalej. Kokpit symulatora jest idealnym odzwierciedleniem tego w prawdziwym samolocie.
Zapięcie pasów pasażera jest banalnie proste. Piloci przypinają się jednak aż pięcioma. I tak, na filmach widziałam do dziesiątki razy, ale kiedy siadłam w fotelu, nagle odebrało mi rozum. Chwilę po tym, jak się zapięłam i dostosowałam fotel, przyszedł czas na szybkie przeszkolenie.
Obok mnie siedział pilot z 27-letnim doświadczeniem w powietrzu, więc nic złego nie mogło się stać. Ale czy na pewno? Wiecie, nie mam nawet prawa jazdy, nigdy nie prowadziłam niczego, poza rowerem, a tu raptem siadłam w ogromnym symulatorze. Problem z jego realizmem polegał na tym, że nawet obraz wyświetlany na ekranach był zaskakująco podobny do rzeczywistego. Kiedy ja przesuwałam ster w lewo, cała konstrukcja również się przesuwała. Myśli o katastrofie w mojej głowie pojawiły się błyskawicznie.
Rozmawiając z pilotami, usłyszałam, że zgodność tego symulatora z rzeczywistością wynosi 99 proc. Od pokręteł, przycisków i przełączników może zakręcić się w głowie. Na szczęście moim zadaniem było tylko utrzymanie zielonego krzyżyka wewnątrz żółtego kwadracika. W teorii banalnie proste. W praktyce nie mogłam załapać, w które lewo mam przechylić sidestick (to fachowa nazwa tego joysticka, którym steruje się samolotem). Na domiar złego wystarczyło przechylić tylko odrobinę mocniej, żeby cały symulator gwałtownie się przechylił. Ten kolos jest bardzo czuły.
Ostatecznie jakoś nad tym zapanowałam i z pomocą pilota (ogromną, jak się domyślacie) udało mi się wylądować. Było nawet charakterystyczne uderzenie o ziemię. Emocje po tym były tak wielkie, że jeszcze dobrą godzinę później czułam, jak trzęsą mi się ręce i nogi. Zdecydowanie było warto! Właśnie takich doświadczeń szukam podczas podróżowania.
Czytaj także:
Wizz Air rośnie błyskawicznie, dlatego nowe centrum szkoleniowe będą mieli na wyłączność
O nowym centrum szkoleniowym miałam okazję porozmawiać z Józsefem Váradim, dyrektorem generalnym Wizz Aira. Okazuje się, że choć miejsce to powstało we Włoszech, to będą korzystać z niego także polscy piloci. A przynajmniej część z nich, bo pozostali będą szkolić się w centrum w Budapeszcie.
– Jeśli rośniesz 15-20 proc. rocznie, podwoisz swój rozmiar w ciągu czterech do pięciu lat. Podwoi się także liczba pilotów, personelu pokładowego itp. Trzeba więc wziąć to pod uwagę – przyznał dyrektor Wizz Aira, mówiąc o tym, dlaczego firma zdecydowała się na wybudowanie drugiego centrum szkoleniowego.
W Rzymie rocznie może być przeszkolonych ok. 4,8 tys. pilotów, co pokazuje, o jakiej skali zapotrzebowania na edukację i szkolenia okresowe może mówić Váradi. Właśnie dlatego obiekt będzie wyłącznie do ich dyspozycji. Nie skorzystają z niego osoby trzecie. Współzałożyciel Wizz Aira powiedział też, że w przyszłości mogą być potrzebne kolejne tego typu obiekty.
Váradi podkreślił także, że firmie zależy na pozyskiwaniu młodych pilotów. Chcą przyciągać osoby, które odebrały uprawnienia do latania samolotami pasażerskimi, a następnie szkolić ich w symulatorach i dać możliwość dalszego rozwoju. Wizz Air będzie próbował zrobić wszystko, żeby piloci zostawali z nimi aż do emerytury.
Wizz Air w symulatorach może zrobić w zasadzie wszystko
Na uwagę zasługuje także wszechstronność centrum. Na dwóch nowoczesnych symulatorach (od od 2025 roku trzech) da się zrealizować niemalże każdy scenariusz pogodowy, ale nie tylko. Żebym poczuła się bardziej "polsko" podczas mojego lądowania na rzymskim lotnisku leżał śnieg. Kiedy samolot stał już na pasie startowym, za oknem pojawiło się tornado. To akurat był element humorystyczny.
– Jeśli pilot doświadczy czegoś podczas operacji, staje się to tematem szkolenia. Wprowadzamy to do kursu i pojawia się w symulatorze, więc jest to jak ciągły proces doskonalenia – dodał Varadi. Co ważne, jednym ze scenariuszy jest także ten, w którym samolot wpada w turbulencje, o których tak wiele pisało się w mediach w ostatnich miesiącach.
Prezes Wizz Aira przyznał, że zamontowane w centrum symulatory są najnowocześniejszymi na świecie. Są lepsze od tych, które znajdują się w Budapeszcie. Dobra wiadomość jest jednak taka, że węgierski sprzęt będzie aktualizowany, dzięki czemu piloci będą mogli doskonalić swoje umiejętności na maszynach najwyższej klasy. A ostatecznie skorzystamy na tym my – pasażerowie. Przeszkoleni piloci, to bezpieczniejsze loty.
I szczerze, po tym, co zobaczyłam w Rzymie, jestem pewna, że piloci posiadają doświadczenie, wiedzę, ale i praktykę, dzięki której chyba nic nie może zaskoczyć ich w powietrzu. Dlatego moje drzemki w trakcie lotu będą jeszcze spokojniejsze niż dotychczas.