W walce o kandydaturę na prezydenta Polski pierwszy do ataku ruszył Rafał Trzaskowski, który w liście "do przyjaciół KO" wbił kilka szpilek Radosławowi Sikorskiemu. Chociaż na blisko dwóch stronach kartki A4 ani razu nie padło nazwisko szefa MSZ. Jeśli ktoś myślał, że prawybory w Koalicji Obywatelskiej będą przebiegały w miłej i rodzinnej atmosferze, ten raczej nie wie, na czym polega polityka. To nie jest czas na uściski dłoni. Nawet jeśli mówimy o politykach, którzy pochodzą z jednego obozu i łączy ich wspólny cel.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Kto ma miękkie serce, musi mieć twardą d**ę i liczyć się, że w nią dostanie". Cytat z książki "Młyn w piekarni", której autorem jest Jarosław Abramow-Newerly, nasunął mi się jako pierwszy po przeczytaniu listu Rafała Trzaskowskiego "do przyjaciół Koalicji Obywatelskiej".
Trzaskowski zrobił z Sikorskiego tarczę strzelniczą
Po przeczytaniu tego listu (a na pewno już to zrobił) wkurzony i w pewnym sensie urażony może czuć się także Radosław Sikorski, partyjny kolega prezydenta stolicy. Trzaskowski prosi w nim członków swojego ugrupowania o wsparcie w prawyborach, które wskażą kandydata KO w walce o fotel prezydenta RP. Ale i wbija kilka szpilek ministrowi spraw zagranicznych. Mimo że ani razu nie pisze wprost o szefie polskiej dyplomacji.
"Stawka tych wyborów jest więc ogromna. Nie każdy potrafi ją udźwignąć" – stwierdza Trzaskowski między zdaniem o tym, że "nie chodzi tylko o wygraną z naszymi przeciwnikami" a o tym, że on "zawsze w centrum swojego działania stawia ludzi".
Ale to dopiero początek. Dalej czytamy:
"Karierę międzynarodową można budować na salonach"
"Potrzebny nam kandydat, który ma za sobą prawdziwe testy wyborcze"
"Potrafi zachować spokój i nie da się sprowokować w żadnej sytuacji"
Chyba nawet ten, kto tylko w niewielkim stopniu śledzi polską politykę, nie ma wątpliwości, że te "uwagi" nie są bezpośrednio zaadresowane do Radosława Sikorskiego, ale wyraźnie do niego nawiązują.
Kiedy kilka dni temu Monika Olejnik zadała Sikorskiemu pytanie o pochodzenie jego żony, Trzaskowski jako jeden z pierwszych ruszył ministrowi ze słowami otuchy. "Żona, dzieci, rodzina to świętość. Wyrazy wsparcia dla Anne i Radka" – napisał w serwisie X.
Czy to oznacza, że prezydent Warszawy jest dwulicowy?
Nie.
Trzaskowski, podobnie jak Sikorski, jest wytrawnym politykiem. Doskonale wiedział, że tamten wpis zostanie dobrze odebrany w partii i będzie szeroko komentowany w mediach. I wcale to nie oznacza, że wtedy zależało mu wyłącznie na zbiciu jakiegoś politycznego kapitału. Pytanie Olejnik było nie na miejscu. Teraz jednak przyszedł kolejny etap walki wewnątrz partii. I skończyły się czułe słówka.
Trzaskowski (to od niego wyszedł pomysł przeprowadzenia prawyborów) tak bardzo chce po raz drugi zostać kandydatem na prezydenta, że postawił wszystko na jedną kartę. Nawet przyszłe relacje ze swoim kolegą z partii. Walcząc o poparcie koleżanek i kolegów z KO, z Sikorskiego zrobił sobie tarczę strzelniczą. Dla niektórych może być to zaskoczenie, ale to szef MSZ jest dziś jego głównym rywalem.
Kto zostanie kandydatem KO na prezydenta?
Trzaskowski między wierszami uderza m.in. w temperament szefa MSZ. I można uznać, że kpi wręcz z tego, iż nigdy nie kandydował na najwyższy urząd w kraju. Fakt, Sikorski zna smak porażki w partyjnych prawyborach. W 2010 roku przegrał taką rywalizację z Bronisławem Komorowskim (stosunkiem głosów 31,5 proc. do 68,5 proc.).
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Był też wymieniany jako jeden z głównych kandydatów do zastąpienia Małgorzaty Kidawy-Błońskiej po jej rezygnacji ze startu w drugich wyborach prezydenckich w 2020 roku. Ostatecznie kandydatem z ramienia KO został jednak Trzaskowski. Bez organizacji prawyborów.
Z drugiej strony prezydent Warszawy też zna smak porażki – w samych już wyborach. Po krótkiej kampanii w 2020 roku minimalnie przegrał z Andrzejem Dudą. Pandemiczne wybory prezydenckie były jednak nierówne, bo PiS wykorzystywało cały aparat państwa
i ogromne pieniądze na promocję swojego kandydata.
Teraz Trzaskowski zapewne liczy, że w 2025 roku będzie miał znacznie ułatwione zadanie. Raz, że Duda już startować nie może. Dwa, PiS już nie rządzi i jest odcięty od wielkich pieniędzy. Trzy, jego ugrupowanie wciąż prowadzi w sondażach.
W partyjnych prawyborach zwycięzca bierze wszystko. Przegrany wystawi się na pośmiewisko w swojej partii i na ataki ze strony politycznych przeciwników. I ta porażka może sprawić, że przy kolejnych wyborach prezydenckich – tych w 2030 roku – nie znajdzie się nawet na "medialnej giełdzie nazwisk".
Dziś nikt nie może z całą pewnością powiedzieć, kto w sobotę 23 listopada zostanie kandydatem KO na prezydenta. Pewne jest natomiast jedno: Donaldowi Tuskowi udało się rozgrzać emocje. Pół kraju dyskutuje dziś o wewnętrznej walce pomiędzy prezydentem Warszawy a szefem polskiej dyplomacji.
A PiS? Cóż, największa partia opozycyjna nadal jest w proszku i nawet najstarsi górale nie wiedzą, na kogo postawi prezes Jarosław Kaczyński. To jednak dopiero przedsmak tego, co czeka nas w kolejnych miesiącach.
"Wiem, że karierę międzynarodową można budować na salonach, ale prawdziwe zaufanie zdobywa się tylko na ulicach naszych miast, miasteczek i wsi. (...) Potrzebny nam kandydat, który ma za sobą prawdziwe testy wyborcze. Potrafi zachować spokój i nie da się sprowokować w żadnej sytuacji. (...) Potrzebujemy prezydenta (...) przewidywalnego, który posiada wiedzę, wewnętrzny spokój i doświadczenie, które pozwoli mu chłodno analizować wyzwania".