logo
Karol Nawrocki i Paweł Machcewicz Fot. Pawel Murzyn / East News; WOJCIECH STROZYK / REPORTER; Google Maps
Reklama.

Mateusz Przyborowski: Panie profesorze, to kiedy mieszkał pan w hotelowym apartamencie należącym do Muzeum II Wojny Światowej?

Prof. Paweł Machcewicz: Funkcję dyrektora pełniłem przez prawie dziewięć lat i nigdy nie mieszkałem w apartamencie, pokoju hotelowym czy jakimkolwiek lokalu należącym do muzeum. Nie spędziłem tam ani jednej nocy. W tych apartamentach nie nocował także żaden z moich zastępców.

Jak to? Przecież Karol Nawrocki zarzuca Donaldowi Tuskowi, że podczas budowy muzeum nie zapomniano "o budowie apartamentu dla Pawła Machcewicza".

To jest kłamstwo. Nie startuję w wyborach prezydenckich i nie mam obowiązku opowiadać o swoim życiu, ale chętnie powiem, gdzie mieszkałem, będąc dyrektorem. W trakcie budowy gmachu muzeum wynajmowało część starej kamienicy przy ulicy Długiej w Gdańsku – to były dwa piętra, gdzie mieściły się biura i magazyn. Był także strych i tam było 18-metrowe mieszkanie. Tam właśnie mieszkałem, kiedy przyjeżdżałem do Gdańska.

Warunki w tym lokalu były raczej spartańskie i sądzę, że Karol Nawrocki, znany z zamiłowania do luksusu za publiczne pieniądze, nie chciałby w nim spędzić nawet jednej nocy. Poza tym, to było mieszkanie przeznaczone nie tylko dla mnie, ponieważ kiedy nie było mnie w Gdańsku, korzystali z niego inni pracownicy muzeum, dojeżdżający z innych miast.

Co się składało na te 18 metrów kwadratowych?

To było jedno pomieszczenie z rozkładanym łóżkiem, biurkiem, kuchenką i stołem, w drugim mieściła się równie niewielka łazienka. Wszystko było stare, ponieważ kamienica czekała na remont, latem było gorąco – jak to na strychu. W żaden sposób ten lokal nie zasługiwał na miano apartamentu i nie było mowy o wynajmowaniu go komukolwiek z zewnątrz. To była przestrzeń wyłącznie dla celów służbowych.

A jak wyposażony jest apartament Deluxe o numerze 78, który przez pół roku zajmował za darmo kandydat PiS na prezydenta, a ówczesny dyrektor Muzeum II Wojny Światowej?

To największy, dwupoziomowy apartament w najwyższym standardzie. Jego powierzchnia wynosi 116 metrów kwadratowych.

W środku są dwie sypialnie, dwie łazienki i salon połączony z jadalnią i kuchnią. W hotelu są trzy apartamenty, Karol Nawrocki zajmował ten najlepszy.

Prof. Paweł Machcewicz

współtwórca i pierwszy dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku

Kandydat PiS na prezydenta w jednym z wystąpień powiedział, że "apartamenty były zarezerwowane przez tyle dni na jego imię i nazwisko, ale służyły też do spotkań służbowych z gośćmi z zagranicy oraz z kraju". Mówił, że w ten sposób – jako dyrektor Muzeum II Wojny Światowej – prowadził "dynamiczną politykę międzynarodową".

To jest kuriozalne i śmieszne. Do spotkań z gośćmi krajowymi czy zagranicznymi służy obszerny gabinet w gmachu muzeum, którym dysponuje dyrektor, a także duża sala konferencyjna. I ja z tych pomieszczeń korzystałem, podejmując gości.

Przecież nikt nie uwierzy w to, że dyrektor Nawrocki przyjmował w apartamencie gościa z zagranicy, który siadał na jego łóżku i w ten sposób prowadzili rozmowy o polityce międzynarodowej. To jest groteskowe i absurdalne.

Prof. Paweł Machcewicz

współtwórca i pierwszy dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku

Poza tym zadaniem dyrektora muzeum nie jest prowadzenie "dynamicznej polityki międzynarodowej", tylko działalność edukacyjna i naukowa. Na pewno dyrektor żadnego muzeum nie powinien zachowywać się jak polityk. A Karol Nawrocki zawsze chciał być politykiem, o czym świadczy też jego kandydowanie w wyborach prezydenckich.

A do czego od samego początku działalności muzeum służył hotel?

Pokoje i apartamenty już na etapie projektowym zostały przeznaczone do celów komercyjnych.

To tu też mamy nieścisłość, ponieważ Karol Nawrocki mówił w Zakopanem 22 stycznia, że gdy został dyrektorem placówki, to on skomercjalizował te nieruchomości, aby przynosiły dochód poprzez wynajem turystyczny.

To również jest kłamstwo. Hotel, na który składa się pięć pokojów i trzy apartamenty, powstawał równocześnie z budową gmachu muzeum. Miał on służyć i od początku służył dwóm celom: byli w nim kwaterowani goście, czyli na przykład uczestnicy konferencji naukowych, prelegenci czy członkowie rady muzeum, przyjeżdżający z innych miast. Dzięki temu nie trzeba było płacić za wynajem hoteli. Gdańsk jest bardzo drogim miastem, więc to była znaczna oszczędność.

Jednak przede wszystkim hotel powstał w celu pozyskiwania dodatkowych środków dla muzeum. Pokoje i apartamenty od samego początku cieszyły się bardzo dużym zainteresowaniem i rzeczywiście przynosiły duże dochody. To była bardzo dobra decyzja biznesowa, którą podjąłem jako dyrektor – i to jeszcze kilka lat przed otwarciem placówki.

Projektowanie części hotelowej zaczęło się też kilka lat wcześniej i jest pełna dokumentacja o przygotowywaniu tej właśnie części na wynajem. Karol Nawrocki mija się z prawdą, przypisując sobie nieswoje zasługi.

Prof. Antoni Dudek mówi o nim, że to "jeden z bardziej niebezpiecznych ludzi, jacy się pojawili w polskiej przestrzeni publicznej".

Zgadzam się z tą opinią.

Dlaczego?

To jest człowiek bezwzględny i pozbawiony wszelkich skrupułów. I w tym sensie jest niebezpieczny. Taką najbardziej drastyczną historią, opisywaną przez media, jest inwigilacja pracowników muzeum za jego czasów. Chodziło o główną księgową, którą jeszcze ja przyjmowałem do pracy i która przez kilka miesięcy po moim odejściu była tam zatrudniona.

logo

Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek

Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.

Ona umówiła się telefonicznie na spotkanie w kawiarni z moim byłym zastępcą doktorem Januszem Marszalcem, który nie pracował już wtedy w muzeum. Najprawdopodobniej Marszalec i ja mieliśmy telefony na podsłuchu, ponieważ CBA prowadziło przeciwko nam śledztwo pod fałszywymi zarzutami nieprawidłowości finansowych.

Księgowa i profesor spotkali się w tej kawiarni i nagle okazało się, że ktoś robił im zdjęcia. Następnego dnia Karol Nawrocki wezwał ją do swojego gabinetu dyrektorskiego i położył przed nią na stole te zdjęcia. Zmusił ją do odejścia. Powiedział, że jak się nie zgodzi, to zostanie skompromitowana. Ta kobieta została zastraszona, odeszła z pracy, a później ujawniła, jak to się wszystko odbywało. Mam na to jedno określenie: esbeckie metody.

Inna drastyczna historia, o której przypomniał profesor Grzegorz Motyka, dotyczy z kolei IPN. Z oddziału szczecińskiego zostały zwolnione trzy kobiety za to, że zaśmiały się w trakcie spotkania z prezesem Nawrockim po tym, jak prezes Nawrocki powiedział, że wszyscy w IPN mają świetne pensje.

W dokumentach dotyczących zwolnienia napisano, że powodem było niewłaściwe zachowanie na spotkaniu z prezesem IPN. Dziś Karol Nawrocki broni się, że to nie on zwolnił te kobiety, tylko dyrektor oddziału. To jest śmieszne, ponieważ dyrektor oddziału jest podwładnym prezesa i wykonuje jego polecenia.

Niektórzy mogą stwierdzić, że mówi pan w ten sposób o Karolu Nawrockim, ponieważ ma do niego żal. Wiadomo, jak się poznaliście – w 2017 roku Nawrocki przyszedł do muzeum i powiedział: "Pan nie jest dyrektorem, ja jestem dyrektorem".

Nie mam osobistego żalu do Karola Nawrockiego ani w ogóle żadnego osobistego stosunku do niego. On był tylko pionkiem, wykonawcą poleceń ówczesnego ministra kultury Piotra Glińskiego i rządzącej partii Prawo i Sprawiedliwość. Ja nie broniłem swojego stanowiska, tylko muzeum. Walczyłem o to, by doprowadzić do otwarcia tej instytucji i wystawy dla publiczności. Obroniłem muzeum na drodze sądowej i zyskałem mniej więcej rok, ponieważ sąd wstrzymał decyzję ministra kultury o jego likwidacji.

Osiągnąłem to, co sobie założyłem i odchodziłem w poczuciu spełnionej misji. Byłem współtwórcą Muzeum II Wojny Światowej, ale wiedziałem, że nie będę dyrektorem do końca życia. Chciałem stworzyć instytucję, którą sam wymyśliłem. Udało się i zakładałem, że prędzej czy później wrócę do swojej głównej pasji życiowej.

I wróciłem do pracy naukowej w Polskiej Akademii Nauk, do pisania książek – tego, czym się zajmuję od początku mojej kariery zawodowej. Tworzenie muzeum traktowałem jako coś bardzo ważnego, jako wspaniałą przygodę intelektualną, ale także służbę publiczną. Nie trzymałem się kurczowo tego stanowiska.

Nie chciał pan dłużej kierować gdańskim muzeum?

Wiedziałem, że PiS mnie usunie i broniłem się dlatego, żeby obronić wystawę. Odchodziłem nie w poczuciu goryczy, ale ogromnego sukcesu – że wbrew ówczesnej władzy udało się dokończyć budowę muzeum i otworzyć je dla publiczności.

Natomiast Karol Nawrocki, skoro walczy o fotel prezydenta, ma obowiązek mówić prawdę na temat tego, co robił w Muzeum II Wojny Światowej. Taka transparentność powinna dotyczyć kandydata na ten urząd.