Radosław Sikorski. W tle banner z hasłem "Sikorski 2030"
Radosław Sikorski szykuje się już na wybory prezydenckie 2030? Fot. FotoDax / Shutterstock. Montaż: naTemat.pl

Konrad Piasecki ostatnie sejmowe wystąpienie Radosława Sikorskiego uznaje za nieformalny początek kampanii "Sikorski 2030". Przypomnijmy, że wicepremier i szef MSZ uderzył wówczas ostro w Rosję, ale nie szczędził też krytyki prezydentowi Karolowi Nawrockiemu.

REKLAMA

W porannym programie publicystycznym na antenie TVN24 Konrad Piasecki zwrócił uwagę, że sejmowe przemówienie z zeszłej środy zostało w politycznym środowisku odebrane jako coś więcej, niż tylko bieżący komentarz do rosyjskiej dywersji.

To wystąpienie z ubiegłej środy Radosława Sikorskiego – sejmowe – zostało powszechnie uznane za początek kampanii prezydenckiej "Sikorski 2030". I rzeczywiście Sikorskiego coraz częściej widzimy w polemikach z prezydentem Karolem Nawrockim, tak jakby już uprzedzał to starcie, do którego w 2030 roku może, czy ma dojść – stwierdził w środowy poranek na antenie TVN24 Konrad Piasecki.

Według dziennikarza to naturalny początek dłuższej opowieści pod hasłem "Sikorski 2030" – opowieści, w której obecny szef MSZ pozycjonuje się jako główny konkurent Karola Nawrockiego w kolejnych wyborach prezydenckich.

– W każdym razie to starcie, które planuje Radosław Sikorski – no bo Karolem Nawrockim prawie na pewno reakcja się będzie ubiegał – dodał wpływowy dziennikarz polityczny.

Jak zaczęło się "Sikorski 2030". Mowa o tym przemówieniu w Sejmie

Punktem wyjścia sejmowego wystąpienia Sikorskiego były ostatnie akty dywersji na polskiej kolei. Minister przedstawił je jako zaplanowaną operację obcego państwa, której celem było doprowadzenie do katastrofy i ofiar w ludziach. Podkreślał, że mieliśmy do czynienia nie z incydentem, lecz z elementem szerszej strategii destabilizowania Polski i testowania odporności państwa na działania hybrydowe.

– Doszło w ostatnich dniach do działań obcych służb, które mogły spowodować katastrofę kolejową i śmierć wielu osób. Obce państwo wysłało dobrze przygotowanych dywersantów. Tylko cudem nie osiągnęli oni swojego celu. Rosyjskie GRU rutynowo wynajmuje podwykonawców pod fałszywą flagą. Tym razem był to akt nie tylko dywersji, lecz akt terroru państwowego (...) spotka się to z naszą odpowiedzią nie tylko dyplomatyczną, o czym będziemy informować w najbliższych dniach  – powiedział 19 listopada w Sejmie Radosław Sikorski.

Szef MSZ zapowiedział odpowiedź wykraczającą poza klasyczną dyplomację: od decyzji wobec rosyjskich placówek dyplomatycznych – w tym zamknięcia konsulatu w Gdańsku – po działania wobec Rosji i Białorusi na forum międzynarodowym. W jego narracji dywersja na torach była tylko najbardziej spektakularnym elementem szerszego schematu, w którym sabotaż na infrastrukturze wspierają potoki dezinformacji wymierzone w Unię Europejską i sojusze Polski.

Z polskiego punktu widzenia takie wystąpienie było nie tylko opisem zagrożenia, ale też sygnałem do sojuszników. Sikorski jasno zarysował, że Rosja traktuje krajową infrastrukturę – w tym kolej – jako cel operacji wojennych poniżej progu otwartego konfliktu, a odpowiedź musi być skoordynowana z partnerami w NATO i UE.

Ostrze w stronę Nawrockiego: spór o kierunek państwa

Druga część przemówienia była już mniej dyplomatyczna i wyraźnie wymierzona w Karola Nawrockiego. Sikorski krytykował prezydenta za ostre, nacjonalistyczne tony i flirt z nastrojami antyunijnymi, sugerując, że taki kurs jest w prostym konflikcie z polską racją stanu. Zwracał uwagę, że głowa państwa nie może zachowywać się tak, jakby budowała własną politykę zagraniczną w kontrze do rządu, bo konstytucja jasno wskazuje, że to Rada Ministrów formułuje linię wobec świata.

– Ma Pan, Panie Prezydencie, prawo do swoich nacjonalistycznych poglądów. Jeśli jednak chce je Pan wprowadzać w życie, to trzeba było ubiegać się o stanowisko premiera. Bo rola konstytucyjna, do jakiej naród Pana wybrał, nie pozwala kształtować polskiej polityki zagranicznej wedle własnego widzi mi się. Jest Pan najwyższym reprezentantem Polski w stosunkach z zagranicą. RE-PRE-ZEN-TAN-TEM! – podkreślił szef MSZ.

W praktyce było to zderzenie dwóch wizji: Polski zakorzenionej w Unii i NATO oraz Polski, która stawia na ostre gesty symboliczne i hasła o "wstawaniu z kolan", nawet kosztem osłabienia pozycji w Europie. Sikorski przypominał, że wyjście z Unii czy marginalizowanie naszego członkostwa to scenariusz, w którym Polska płaci cenę gospodarczą i bezpieczeństwa już dzień po takim ruchu, a Rosja zyskuje.

Nie było też wątpliwości, że minister celowo ustawia się w kontrze do Nawrockiego jako polityk, który ma stanowić przeciwwagę dla prezydenckiej narracji. Dla części wyborców prodemokratycznych jego sejmowa mowa mogła brzmieć jak zapowiedź tego, jak wyglądałaby prezydentura, w której Pałac Prezydencki współgra z rządem, zamiast prowadzić własne gry z Kremlem w tle.

"Sikorski 2030" jako nowy oś podziału

Gdy Piasecki mówi o "Sikorski 2030", tak naprawdę wskazuje na nową linię sporu, która może zdominować polską politykę w kolejnych latach. Z jednej strony stoi konserwatywny prezydent budujący swoją pozycję na hasłach suwerennościowych i ostrym sporze z rządem, z drugiej – szef MSZ, który w roli wicepremiera i głównego architekta polityki zagranicznej chce bronić miejsca Polski w zachodnich strukturach.

Sejmowe przemówienie o rosyjskiej dywersji i atak na Karola Nawrockiego pozwoliły Sikorskiemu w jednym wystąpieniu zagrać na kilku fortepianach naraz: pokazać twardość wobec Moskwy, lojalność wobec sojuszy i gotowość do frontalnego starcia z prezydentem. Nic więc dziwnego, że część komentatorów – z Piaseckim na czele – widzi w tym nie tylko reakcję na bieżący kryzys, lecz także pierwszy akord kampanii, którą już dziś nazywają "Sikorski 2030".