
Mijają dwa lata od utworzenia rządu przez Donalda Tuska. W sondażach jego partia króluje, ale w innych badaniach Polacy ostro punktują działania rządu. Prof. Antoni Dudek, znany historyk, również nie szczędzi gorzkich słów. Oto jak w rozmowie z naTemat podsumowuje połowę kadencji obecnego rządu.
Jaką ocenę wystawia pan rządzącym na półmetku?
Dostateczny.
Słabo.
W skali akademickiej nie jest to dobra ocena, ale nie jest też niedostateczna. Daję temu rządowi trójkę.
Dlaczego?
Dlatego, że ten rząd odniósł jeden bardzo znaczący sukces. A mianowicie, ściągnął środki europejskie, których rząd PiS nie był w stanie ściągnąć. I za to jest ocena dostateczna.
I tylko za to?
Jest też parę spraw, jak in vitro. I na tym chyba koniec. Nie potrafię wymienić spektakularnych sukcesów. Bardzo chciałbym pochwalić rząd za deregulację. Gdyby był w stanie pokazać, że dzięki deregulacji pewne istotne dla Polaków sprawy uległy uproszczeniu, to pewnie dałbym czwórkę. Ale nie potrafili tego pokazać.
Mogę też pochwalić Tuska za system ETS2, czyli system związany z polityką klimatyczną, co zarazem jest też przykładem czegoś, co potencjalnie i tak będzie gigantycznym problemem.
Wejście systemu najprawdopodobniej spowoduje w Polsce ogromne podwyżki cen energii i nie tylko. Rządowi Tuska udało się odsunąć jego wprowadzenie o rok, z 2027 na 2028, i całą pewnością jest to jego sukces, tylko że jest to sukces połowiczny, bo jeden rok prolongacji nas nie ratuje.
Oczywiście nie jest to sprawa na tu i teraz, tylko na kilka lat do przodu. Natomiast jest to absolutnie najbardziej fundamentalna sprawa spośród wszystkich, które – poza obronnymi – rząd Tuska ma dzisiaj na agendzie.
Gdy ETS2 wejdzie w życie, wejdą tak ogromne podwyżki, jakie zakłada system, to w Polsce żaden rząd tego nie przetrwa, ani KO, ani PiS.
A największe błędy rządu Donalda Tuska?
Największym błędem tego rządu jest to, że nie przygotował się na zwycięstwo Karola Nawrockiego. Przez półtora roku swoich rządów zakładał, że mnóstwo spraw rozwiąże prezydent wywodzący się z obozu rządzącego, czyli Rafał Trzaskowski. Po czym nagle się okazało, że nie było planu B. Mimo że Tusk twierdził, że był, to widać wyraźnie, że planu B nie było. I teraz objawia się to coraz bardziej.
Coś jeszcze?
Na przykład służba zdrowia. Widać wyraźnie, że wbrew zaklęciom premiera Tuska czy innych członków rządu, jest ogromny problem z jej finansowaniem i że brakuje środków. Dlaczego? Po prostu wydajemy ogromne pieniądze na inne cele, być może nie wszystkie w sposób uzasadniony.
Rząd Tuska rozszerzył politykę społeczną, wprowadził kolejne programy socjalne, które kosztują bardzo dużo, a najwyraźniej nie jest w stanie znaleźć środków na swoje podstawowe zobowiązania, do jakich zaliczam powszechną opiekę zdrowotną.
Dziś bardzo wielu pacjentów ma problem. To jest ewidentnie porażka tego rządu.
Wymiar sprawiedliwości?
Na palcach jednej ręki można policzyć akty oskarżenia w związku z nadużyciami z czasów rządów PiS. Tusk nieustannie mówił, że będzie je rozliczał. Mamy opowieści o tym, że trwają śledztwa. Ale mnie nie interesują śledztwa prokuratorskie. Mnie interesują akty oskarżenia wniesione przez prokuraturę do sądu.
To jest właściwy moment, od którego rola rządu się kończy. Wtedy sąd przyjmuje akt oskarżenia i zaczyna się proces. W tym momencie można powiedzieć, że Tusk zrobił, co mógł, żeby rozliczyć przestępstwa z czasów rządu PiS.
Tymczasem tu był ocean słów i parę kropel w postaci konkretnych aktów oskarżenia.
Ale jest nowy minister sprawiedliwości, który ostro wziął się do pracy. Waldemar Żurek nie pomaga?
Może pomaga. Zawsze można mówić, że skoro Bodnar rzekomo działał za wolno, to może od razu trzeba było Żurka zrobić ministrem. A może po prostu prokuratura jest w takim stanie, że nie dało się zrobić tego szybciej?
Ale skoro nie dało się tego zrobić szybciej, to może nie trzeba było opowiadać, że to wszystko zrobi się w 100 dni? Tylko trzeba było powiedzieć, że rozłoży się to na 4 lata? To jest mój główny zarzut.
Donald Tusk złożył kompletnie nieodpowiedzialne obietnice i jeszcze mówił, że zrealizuje je w 100 dni. Niech się nie zdziwi, że wielu ludzi będzie mu to teraz wypominało.
Dalsza część rozmowy poniżej:
Wszyscy widzimy, że współpraca z prezydentem Dudą, a teraz Nawrockim nie jest łatwa.
Wszystko można zwalać na prezydenta Dudę, że nie chciał podpisywać ustaw. Ale ja uważam, że ten rząd nie podjął żadnej próby porozumienia z prezydentem w jakiejkolwiek istotnej sprawie, bo z góry zakładał, że następny prezydent będzie przyjaźniejszy, a nie bardziej wrogi, jakim ostatecznie okazał się Karol Nawrocki.
I tu tkwi praprzyczyna większości niedokonań tego rządu.
Czyli?
Sporo rzeczy można było próbować zrobić, ale nie w oparciu o ustawę. Rząd wykazał się arogancją. Sprawy, które mógł próbować załatwiać nieustawową drogą, czekały na nowego prezydenta w nadziei, że on bez wahania podpisze.
Odpowiedzialny polityk ma zawsze plan B, który zakłada, że coś nie pójdzie po jego myśli. W związku z tym Donald Tusk od pierwszego dnia urzędowania powinien był zakładać, że dla niego prezydent może być jeszcze gorszy niż Andrzej Duda. Tymczasem on zakładał dokładnie coś odwrotnego. Odliczał publicznie dni do końca kadencji Andrzeja Dudy.
I teraz zapłaci za to cenę. Dlatego, że następca Andrzeja Dudy jest jeszcze mniej skłonny do jakiegokolwiek kompromisu. Finał jest taki, jaki widzimy – weto za wetem.
Za chwilę ten rząd będzie kompletnie zablokowany. I za chwilę może być w nieporównanie trudniejszej sytuacji, niż był przez pierwsze dwa lata. Ze strony prezydenta Nawrockiego spodziewam się postępującej obstrukcji działań rządu na wszystkich możliwych polach.
Według pana ten rząd utrzyma władzę?
Parę tygodni temu, w przypływie swojej bezgranicznej arogancji, Donald Tusk zaproponował zakłady, że będzie rządził po 2027 roku. Ja mu publicznie zaproponowałem zakład i kilkakrotnie ponawiałem go publicznie, że chętnie założę się z nim o 100 zł, że nie utrzyma się przy władzy po 2027 roku.
Niestety pan premier nie chce tego zakładu przyjąć. A ja, za pani pośrednictwem, ponawiam ten zakład. Bo ja twierdzę, że on się przy władzy nie utrzyma. Nie pozwala mu na to polityka, którą prowadzi.
Co najbardziej szkodzi rządowi? Prezydent Karol Nawrocki, spory w koalicji...
Prezydent szkodzi w tym sensie, że nie podpisuje ustaw, na których rządowi zależy. Natomiast powiedziałbym, że rządowi szkodzi brak sprawczości. Niezdolność do pokazania Polakom, że potrafi rozwiązywać pewne problemy.
Mamy ostatnio wysyp sondaży, które pokazują, że z jednej strony KO zyskuje, a PiS traci, ale z drugiej strony Polacy ostro oceniają działania rządu. W badaniu UCE Research dla Onetu 52,8 proc. ankietowanych uznało, że rząd nie realizuje obietnic. A w sondażu Instytutu Badań Pollster dla "Super Expressu" 40 proc. oceniło, że po dwóch latach od objęcia władzy przez rząd Tuska żyje im się gorzej.
To jest pewien paradoks i na tym polega problem Tuska. Raz – jego rząd nie jest zbyt dobrze oceniany. I dwa – jego partia jednocześnie ma się bardzo dobrze i prowadzi w sondażach, ale nie ma z kim stworzyć rządu.
Te bardzo dobre notowania nie przekładają się na samodzielną większość. Gdyby przełożyć je na mandaty poselskie, to PiS z prawicą wraca do władzy.
Ta sytuacja to jest casus PiS sprzed 2023 roku. PiS też przewodził wtedy w sondażach, nawet wygrał wybory, ale nie rządzi. I to jest coś, co może spotkać Tuska, jeśli przez dwa lata nie uda mu się zmienić układu, który dzisiaj wynika z sondaży.
Dalsza część rozmowy poniżej:
Widzimy notowania skrajnej prawicy. Wizja brunatnej koalicji PiS z Konfederacją i Grzegorzem Braunem w 2027 roku przeraża wielu Polaków. Czy jest szansa, żeby do niej nie doszło?
Oczywiście, że jest szansa, ale ona nie leży po stronie Tuska, tylko po drugiej stronie. Nie wiadomo na przykład, czy Bosak z Mentzenem się nie pokłócą i Konfederacja się nie rozleci. Nie wiadomo, co z prezesem Kaczyńskim. Pierwszym wydarzeniem, które może zmienić nastroje, może być sprawa rozejmu na Ukrainie.
Po drugiej stronie barykady jest wiele niewiadomych, które mogą sprawić, że nie będą oni zdolni do zbudowania większości. Po stronie koalicji rządowej wszystkie narzędzia w swoim ręku trzyma Donald Tusk i uważa, że wie, co zrobić, żeby utrzymać się przy władzy. Zobaczymy więc, jak to zrobi.
Nie zmartwię się, jeśli okaże się, że się pomyliłem, bo po 2027 roku wolę mieć Tuska niż Kaczyńskiego z Braunem w rządzie.
Co Tusk może jeszcze zrobić, żeby utrzymać władzę?
Ja nie jestem na jego miejscu, ja nie mam jego wiedzy. Wiem natomiast, co się stanie, jeżeli obecny układ w sondażach się utrzyma. Być może KO będzie zwycięzcą wyborów, być może będzie miała największy klub, ale nie będzie miała z kim zrobić koalicji.
Tusk powinien podjąć takie działania, które zmienią skalę poparcia dla poszczególnych podmiotów sceny politycznej w Polsce. A jakie to działania, niech radzą mu jego dobrze opłacani doradcy, którzy kręcą te idiotyczne filmiki, w których Tusk a to zbiera grzyby w garniturze, a to biega bez garnituru na lotnisku w czasie oficjalnej wizyty, a to opowiada jakieś historyjki o filmach Netfliksa i emocjonuje się bohaterami.
Nie podobają się panu te filmiki?
Nie podobają mi się, bo moim zdaniem są przeciwskuteczne. One nie pozyskują wyborców młodzieżowych, którzy mają Tuska dość, bo jest dla nich starym dziadem, którym są zmęczeni i który od zawsze jest w polskiej polityce.
Żadnymi filmikami ich nie przekona, natomiast może się ośmieszyć w gronie nieco starszych wyborców, jako właśnie taki człowiek, który za wszelką cenę stara się udawać młodego, wyluzowanego człowieka.
Jeżeli on wierzy serio, że dzięki temu pozyska młodzieżowy elektorat i wygra następne wybory w rozumieniu utrzymania się u władzy, to znaczy, że odebrało mu resztkę zdrowego rozsądku.
Proszę wybaczyć, ale ja nie będę się wypowiadał na temat tego, co Tusk teraz mógłby zrobić.
Natomiast jako historyk mogę powiedzieć historycznie, co Tusk mógł zrobić, żeby Rafał Trzaskowski wygrał wybory prezydenckie.
Proszę powiedzieć.
Powinien był wyciągnąć wniosek z tego, co sondaże pokazywały jasno i jednoznacznie przez wiele miesięcy kampanii prezydenckiej. A mianowicie, że trzecim, który nie wejdzie do drugiej tury, będzie Sławomir Mentzen, kandydat Konfederacji.
Należało zrobić wszystko, co możliwe, żeby nieco większy odsetek zwolenników Mentzena przekonać do głosowania na Rafała Trzaskowskiego. Kluczem do tego był projekt deregulacji.
Rzecz w tym, że twarzą projektu deregulacji nie powinien być Donald Tusk, tylko właśnie Rafał Trzaskowski. Powinny być też spektakularne ustawy, czyli deregulacja powinna być zdecydowanie odważniejsza niż ta, którą Tusk zaproponował. W elektoracie Mentzena jest sporo drobnych przedsiębiorców. Gdyby pokazano konkretne projekty ustaw, których wejście w życie zależałoby od podpisu Trzaskowskiego, to wówczas być może więcej niż 12 proc. jego wyborców, którzy poszli na drugą turę, zagłosowałoby na Trzaskowskiego.
A gdyby to było 30 proc., to Trzaskowski byłby dzisiaj prezydentem i Tusk nie potrzebowałby planu B.
W tamtych wyborach brano też pod uwagę start Radosława Sikorskiego. Potem pojawiły się spekulacje, czy mógłby zostać premierem. W rozmowie z nami mówił pan: "Jeśli ta koalicja ma przetrwać dwa lata ciężkiej wojny z prezydentem Nawrockim i PiS, to moim zdaniem powinien być nowy premier. I z tych, którzy w tej chwili są na horyzoncie, Sikorski wydaje się najpoważniejszą kandydaturą". Czy szef MSZ mógłby zostać kołem ratunkowym dla rządu?
To zależy od Tuska. On ma dziś tak silną pozycję w swojej partii, że jest nieusuwalny. Musiałby do tej decyzji dojrzeć. Nie wiem, czy rzeczywiście Sikorski byłby antidotum, ale dopóki tak by się nie stało, to tego się nie dowiemy. To jest czysto spekulacyjne.
Natomiast wielokrotnie w przeszłości zdarzało się, że nowy premier dawał szansę na odbicie. Tylko teraz pytanie: kto? Bo Sikorski nie pomoże PSL-owi, nie pomoże Polsce 2050 ani Lewicy. I z tego punktu widzenia może się okazać, że nie rozwiąże fundamentalnego problemu braku większości. A założenie, że pod przewodnictwem Sikorskiego KO będzie miała powyżej 40 proc., jest mocno ryzykowne.
