Zapomnij o Pradze, Berlinie i Budapeszcie. Od dziś wszystkim znajomym na weekend będę polecać Tallin
Budapeszt, Berlin czy Praga, choć piękne, bywają bardzo tłoczne i są oblegane przez turystów, zwłaszcza latem. Wystarczą jednak niecałe dwie godziny lotu z Warszawy, by znaleźć się w miejscu, w którym odpoczniemy i zwiedzimy go bez tłumów. Tallinn przyciąga barwnymi kolorami architektury, pięknymi nadmorskimi krajobrazami i zachodami słońca. W lecie stolica Estonii prawie nie śpi. I nie chodzi tylko o jego tętniące życie nocne.
Dwuczęściowa starówka
Stare Miasto w Tallinnie składa się z dwóch części: Górnego Miasta, położonego na wysokim, wapiennym wzgórzu i Dolnego, rozciągającego się u jego stóp. "Must see" na tallińskiej starówce to dwa tarasy widokowe Kohtu i Patkuli, z których rozciąga się widok na całe miasto. Warto zobaczyć też Riigikog, czyli siedzibę estońskiego parlamentu i katedrę Aleksandra Newskiego na wzgórzu Toompea.
Starówka nocą•Fot. naTemat
Rzeźba mnicha. Ogród Królów Duńskich•Fot naTemat
Białe noce i piękne zachody słońca
Latem w Tallinnie dni są bardzo długie. W okresie "białych nocy", które występują tam w czerwcu i na początku lipca, słońce chowa się za horyzont na około dwie godziny w ciągu doby. Bywa, że nawet po godzinie 23.00 wciąż jest bardzo jasno. Zachód słońca najlepiej jest podziwiać jest z okolic Linnahall, czyli hali widowiskowo-sportowej z 1980 roku, znajdującej się tuż przy brzegu Zatoki Tallińskiej. Można też oczywiście wybrać się na plażę. Tych w Tallinnie jest kilka. Warta polecenia jest Merimetsa w dzielnicy Pohja-Tallin. W razie czego możecie zerknąć na większą w ekskluzywnej dzielnicy Pirita, aby stamtąd podziwiać zachód słońca i widok na Bałtyk.
Typowy estoński dom•Fot. naTemat
Tallińskie plaże to też dobre i tanie sposoby na imprezowanie. Jednak gdy zrobi się wietrznie i chłodno po północy, warto przenieść się chociażby do "Red Emperor Hostel". To hostel dla gości, natomiast knajpa jest otwarta dla wszystkich. Jeden jelly shot, czyli galaretka z alkoholem i można pójść dalej.
Jeżeli będziecie w Tallinnie, ale niekoniecznie macie ochotę na komercyjne knajpy i kluby, wybierzcie się na Telliskivi. To artystyczne podwórko, pełne ciekawych murali na postindustrialnych budynkach, galerie sztuki i oczywiście masa restauracji i barów.
Telliskivi to część dzielnicy Kalamaja, na której znajdziemy typowe, kolorowe estońskie domy jednorodzinne o dużych oknach. Rzędy bardzo podobnych do siebie domków są nieodłącznym elementem tallińskich osiedli i wdzięcznym obiektem do fotografowania.
Kulturalny Tallinn
Tallinn to też miasto dla wszystkich fanów kultury i sztuki. Muzeów wszelkiej maści tam nie brakuje. Warto zajrzeć do Kumu Art Museum, czyli nowoczesnego Muzeum Sztuki Współczesnej. Z kolei wielbiciele fotografii bardzo dobrze odnajdą się w Museum of Photography. Fani historii też znajdą coś dla siebie. Kilka kilometrów na zachód od centrum Tallinna znajduje się skansen. Na 79 ha powierzchni można zobaczyć, jak wyglądało codzienne życie Estończyków w XVIII wieku. Za wstęp do skansenu trzeba zapłacić 9 euro.
Artystyczny mural na Telliskivi•Fot. naTemat
Jeżeli po Estonii będziecie poruszać się autem, warto wyskoczyć poza jej stolicę. 45 minut jazdy samochodem z Tallinna i dotrzecie do Paldiski. To, co trzeba koniecznie zobaczyć, to imponujące pionowe klify i stara latarnię morską. Warto się trochę zmęczyć i wspiąć się po licznych schodach, bo widok z góry jest imponujący.
Jeżeli macie ochotę na plażowanie za miastem, wybierzcie się do wioski Kaberneeme. Pół godziny jazdy autem z Tallinna i będziecie w trochę innym świecie. Sosnowy las, a obok plaża, na której nawet w sezonie jest mało turystów. Jeżeli macie ochotę na więcej atrakcji, ale poza Estonią, wybierzcie się do Helsinek. Do stolicy Finlandii popłyniecie z Tallinna promem i to w dodatku tylko w dwie godziny.
Estończycy zimni jak lód?
Estończycy co prawda nie są tak otwarci i ekspresyjni jak Włosi czy Hiszpanie, jednak wobec turystów potrafią wykazać łagodność. Najlepszy przykład można znaleźć w komunikacji miejskiej. Kiedy jedziesz na "gapę" autobusem miejskim i myślisz sobie, że na pewno nikt nie będzie sprawdzać biletów. A zresztą tylko dwa przystanki chcesz podjechać. I nagle, jak w najgorszym śnie, otwierają się drzwi, a w nich kontrolerka biletów.
Na pytanie o pokazanie biletu, nie pomoże odpowiedź "I don't speak estonian", bo Estończycy świetnie mówią po angielsku. Gdy już myślisz, że zaraz wyciągniesz z portfela jakieś 30 euro, żeby zapłacić mandat, pani kontrolerka mówi po angielsku, żeby szybko kupić bilet u kierowcy. Wtedy oddychasz z ulgą, ale kolejne miejsca Tallinna pokonujesz na piechotę. Nie dlatego, że szkoda ci 2 euro na bilet autobusowy. Po prostu najlepiej wchłoniesz klimat tego miasta, spacerując po nim.