Bycie dresem wcale nie jest fajne. Wywiad "Dużego Formatu" też nie

Kamil Rakosza
Dres przestał bezdźwięcznie szeleścić w bramach spłukanej Pragi, Nowej Huty czy Jeżyc. Z uderzeniem tysiącwatowej tuby z bagażnika BMW E36 wbił się na wielkomiejskie salony. Niestety wyłącznie w wyrwanym z całości wyobrażeniu. Nieprawdziwej fantazji o osiedlowym autochtonie.
Zostań dresem i żyj bez zmartwień. No właśnie chyba nie. Fot. Paulina Psiuk
Warszawka wie swoje. Najlepiej. Kiedy metroseksualizm się przelał i zaczął ściekać spice pumpkin latte po brodach hipsterów z Powiśla, trzeba było odbić i pokazać, że "chłop musi być chłop", a naprawa maszyn to nie tylko zakładanie łańcucha. W końcu moda, jak natura - nie znosi próżni. W dziurę po utraconej męskości przyszyto dresową łatę i zaczęło się inne zakładanie łańcucha.

Po części to przez to, że popkultura zrobiła się sentymentalna. Każe nam tęsknić za latami 80. i 90. A raczej za nawiniętym na mózgowe głowice video kolorowym VHS-em, będącym zdeformowanym nagraniem najlepszych wyrywków tamtych rzeczywistości. Taki niepełny obraz otwiera jednak furtkę do wypaczeń.
Rogal DDL to jeden z najmodniejszych obwiesi. Kanał YouTube rogalddl
Vide, cui fidas
– Podobnie jak na gangsterów z filmów - na dresiarzy patrzymy bardziej "romantycznie". Nie myślimy o nich jak o realnym zagrożeniu z podwórka, tylko figurze, pewnej kulturowej tęsknocie – mówi Dominika Sitnicka w rozmowie z "Dużym Formatem".


W przeciwieństwie do wizerunku przerażających bram i dworców lat 90., na których, obok bagażu, jedni gubili godność, a drudzy zęby, dres został wyczyszczony. Stał się równie pożądanym elementem "najntisów" co zniszczone rurki, jajka tamagotchi i pełne narkotycznej miłości rejwy. Jednak bez wspominania o środowisku bez perspektyw, patologicznych rodzinach i kryminale.

Dlatego zachwyt rozmówców Wojciecha Tymińskiego nad dresiarstwem to "bananowa młodzież" przyznająca po latach, że Seba, który kroił kieszonkowe przed szkołą, to w sumie miał rację. A w świecie zniewieściałych chłopców był jedynym samcem, który wiedział, jak sobie poradzić w trudnej sytuacji życiowej.

Ludzie kochani. Fascynacja dresiarstwem nie jest okej. To tak, jakby w połowie ewolucyjnej drogi krzyknąć "a je**ć to!" i zawrócić. Rozumiem, że z jednej strony mało emocjonujące biurowe życie zmusza nas do poszukiwania sensacji. Że popkultura żre na sentymentach. W końcu, że jako dwudziestoparolatkowie gubimy się w tłumaczeniu współczesnego społeczeństwa, przeżywając kryzys autorytetów.

Ryzyko radykalizmu
Kościół mierzi nas swoją perfidną hipokryzją. Neoliberalne elity, jak choćby Rafał Trzaskowski, dają popisy pretensjonalności i tracą łączność ze światem realnych ludzkich potrzeb. Jednocześnie zmagamy się z prowincjonalnymi stereotypami i niestygnącym kompleksem polskości.

W pewnym stopniu zmusza nas to do poszukiwania prostych odpowiedzi. Świata, w którym czarne jest czarne, a białe jest białe. Problem w tym, że taki świat od dawna nie istnieje. Za to stawianie prymitywnego bandyty w miejscu odpowiedzi jest co najmniej niepokojące.

– To jest pewna wybiórcza fantazja na jego temat (dresiarza - przyp.red.) – mówi Bartłomiej Brach. – Jest taką odtrutką, dzięki której mogą złapać trochę takiej prostej tożsamości i poczuć się pewniej w niepewnym świecie płynnych tożsamości – dodaje.

– Gdy wszyscy zaczęli się modernizować, zmieniać swój styl życia na "nowoczesny", dresiarz tego nie robił. Został na blokach, co postrzegane było za wsteczniackie – mówi Dominika Sitnicka. – A dzisiaj to jest nasze, swojskie, z czego wyszliśmy, wartościowsze niż to, co na Zachodzie.

Jeśli leczenie zaściankowości ma polegać na promowaniu postawy prowincjonalnego prostaka, to ja wysiadam. Serio, PFN nie wymyśliłaby tego lepiej. – Bije mnie do nieprzytomności, ale przynajmniej jest mój – powiedziała bita żona. Ludzie, którym udało się wyrwać z patologii bloków często wolą szybko zapomnieć o swojej przeszłości, niż do końca życia nosić na spodniach trzy paski.
Z nami albo przeciwko nam. Serio? Kanał YouTube Shoty Modela
Ludomania XXI wieku
– W drugiej połowie XIX wieku artyści, inteligencja, czyli ludzie z wysokim kapitałem kulturowym, zachwycali się folklorem, codziennym życiem chłopów – przekonuje Sitnicka. – To był dla nich ten prawdziwy, autentyczny, niezmanierowany świat pełen witalności, wigoru itd. Podobnie jest teraz.

Zgadzam się, że tęsknota za dresem to przejaw powracającej chłopomanii. Z tym, że w tym przypadku to nie jest wyciąganie obrazków pięknej polskiej prowincji, wolnej od moralnej zgnilizny wielkich miast. Dresiarskie ośki to zazwyczaj ściek wszystkiego, co w mieście najgorsze. A ja dalej nie wiem, gdzie to źródło cennych wartości.

– Dresiarz jest także wyrazem tęsknoty za wspólnotowością, plemienną wręcz solidarnością, którą utraciliśmy właśnie w pogoni za oryginalnością. Jesteśmy tymi samymi ludźmi w tych samych ortalionach. W dresie zawarta jest też fantazja o braku różnicy między osobami – to znów Sitnicka.

Na taką socjologiczną analizę zachowania dresów, Seba czy Mati powiedzieliby pewnie "a ch*j mnie to obchodzi". Ta osiedlowa utopia jest nikomu niepotrzebna. To, co Sitnicka postrzega jako wspólnotową lojalność, jest zwykłym umoczeniem w zalewie grupowej współodpowiedzialności za rzeczy, których wiele osób nigdy nie chciało zrobić.

Ciekawe, ile razy w życiu pan Bartłomiej i pani Dominika słyszeli "weź mu pr***eb albo sam cię roz****dolę" czy "rób k***a, jesteś z nami to robisz to co wszyscy"? Przez taki terror sporo słabszych psychicznie jednostek ląduje w kryminale, bo osiedlowego Tysona poniosło i przy "dziesionie" dodatkowo pokroił klienta. Razem z nim lecą wszyscy, a wystarczyło się w porę wycofać. Tylko to wiązałoby się z wyjściem na "p**dę".
Dresowa zajawka nie jest niczym nowym. Kanał YouTube BigCycVEVO
Dlatego nie zgadzam się z zabijaniem indywidualności. Mówieniem o wspólnotowości bez zauważenia czynnika zmuszającego do życia w patologii. Popadaniem w skrajności i uciekaniem do radykalizmu.

Dopóki dres pozostaje obecny na poziomie ubioru, muzyki, filmowej kreacji i wszystkiego, czym karmi nas popkultura, nie przeszkadza mi to. Gorzej, kiedy zaczyna się wokół niego dorabiać jakąś niepotrzebną ideologię. Zwłaszcza, kiedy biorą się za to ludzie, którzy opierają swój pogląd na dogodnym dla siebie wyrywku rzeczywistości. Bo i gdzie w tym wszystkim ta pożądana szczerość i autentyzm, drodzy badacze z "Króliczej Nory"?

Obserwuj nas na Instagramie. Codziennie nowe Instastory! Czytaj więcej