Rodzina z Gdańska przeżyła groźny incydent na greckiej wyspie. Biuro podróży umywa ręce

Piotr Burakowski
Zakynthos to przepiękna grecka wyspa, lecz dla rodziny z Gdańska pobyt na niej okazał się koszmarem. Wszystko dlatego, że basenowa dysza w hotelu zassała ręka dziecka – i to na tyle mocno, że konieczne było rozkuwanie betonu przez strażaków. Co więcej, kiedy zdejmowano rurę z ręki w szpitalu, chłopiec został poraniony piłą. Tymczasem biuro podróży twierdzi, że wypadki się zdarzają i nie zamierza wypłacić zadośćuczynienia.
Zakynthos to piękna wyspa. Lecz dla rodziny Paluchów pewnie już na zawsze pozostanie synonimem koszmaru. Fot. maxpixel.net
Wakacyjną makabrą została dotknięta rodzina z Polski – Łukasz, Joanna i pięcioletni Przemek. Wybrali dziesięciodniowy pobyt all inclusive w hotelu Caretta Island w Kalamaki, położonym tuż nad brzegiem Morza Jońskiego. Skorzystali z oferty biura podróży Grecos, które organizuje wyjazdy do Grecji. Koszt takiego wyjazdu to 8200 złotych.

W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" tłumaczyli, że ofertę wybrali przede wszystkim z uwagi na syna. Biuro zapewniało, że hotel jest wyposażony w infrastrukturę basenową dla najmłodszych.

– Ok. godz. 13:00 wypoczywaliśmy w hotelowym kompleksie basenowym. Syn bawił się kilka metrów ode mnie w brodziku głębokim na ok. 40 cm. Nagle usłyszałem potworny krzyk: "Tato, ratuj!". Zobaczyłem, że syn przylega do brzegu brodzika, a jego ręka utknęła w rurze zasysającej pod dużym ciśnieniem wodę z basenu – tłumaczył w rozmowie z dziennikiem pan Łukasz.


Jak relacjonował mężczyzna, pompy basenowe stanęły dopiero po około 20 minutach, a w tym czasie dziecko cały czas krzyczało z bólu. Pan Łukasz podkreśla, że dysza basenu nie była jakkolwiek zabezpieczona. Rodzina podjęła już kroki prawne, ale touroperator nie poczuwa się do odpowiedzialności.

Argumenty biura podróży
A jak więc tłumaczy się firma? – Grecos od początku poczuwa się do odpowiedzialności za zadowolenie każdego swojego klienta, podobnie było w tym przypadku. Nie ponosi jednak odpowiedzialności za wszelkie nieszczęśliwe wypadki, jakie mogą się wydarzyć i na które biuro podróży nie miało wpływu i nie mogło im w jakikolwiek sposób przeciwdziałać – powiadomił "Gazetę Wyborczą" rzecznik prasowy Grecos Holiday Adam Górczewski.

– Wypadki po prostu się czasem zdarzają, choć ta sytuacja nie ma precedensu w historii Grecosa. Trudno zrozumieć, dlaczego biuro podróży miałoby ponosić odpowiedzialność za taki nieszczęśliwy i w żaden sposób niezawiniony przez biuro wypadek – dodał.

Grecos stwierdził, że dysponuje dokumentacją hotelu, która ma potwierdzać, że dysza basenu została zabezpieczona we właściwy sposób i baseny posiadają niezbędne atesty bezpieczeństwa.

Polecamy artykuł dziennikarki naTemat Katarzyny Zuchowicz o tym, jak Polacy spędzają wakacje za granicą. Autorka obala w nim krzywdzące stereotypy.

źródło: "Gazeta Wyborcza"