Onet nowym wrogiem na czarnej liście PiS. Węglarczyk: "Zapamiętam to, co teraz o nas mówią"
– Prawo i Sprawiedliwość od pewnego czasu zarządza kryzysem poprzez atak. W przypadku naszej publikacji politycy PiS mieli większy problem, bo nie mogli zdezawuować zawartych w niej informacji. Robiąc to, zdezawuowaliby aferę, która pomogła im wygrać wybory. Wybrali więc drogę pośrednią, czyli atak na Onet – stwierdza Bartosz Węglarczyk, dyrektor programowy Grupy Onet.
Jak odpowiedziałby pan na słowa Jarosława Gowina?
Znam tę wypowiedź, ale nie chcę jej komentować. Myślę, że politycy powinni zajmować się swoją pracą, a dziennikarze swoją. Tyle mam do powiedzenia na ten temat.
Po ostatnich głośnych publikacjach Onetu pojawiają się coraz częstsze zarzuty polityków, że obok "Gazety Wyborczej" i TVN jesteście medium, które "uderza w rząd" i "próbuje go obalić".
Też to słyszę. Ale prawda jest banalnie prosta: wykonujemy po prostu swój zawód. Nie obalamy rządów, nie wybieramy rządów, nie popieramy rządów. My nie zajmujemy się polityką – w tym sensie – że nie jesteśmy politykami.
Pamięta pan komentarze polityków PiS w 2014 roku, kiedy media ("Wprost", a później także TVP Info) ujawniały pierwsze nagrania kelnerów?
Oczywiście, że pamiętam. Obłuda jest cechą permanentną polityków, niezależnie od tego, czy reprezentują lewicę czy też prawicę. Politycy kochają media, które ich wspierają i nienawidzą tych, które tego nie robią.
Skąd pomysł, by po kilku latach znów wrócić do tematu afery taśmowej?
Chcę zaznaczyć, że myśmy do niczego nie dotarli w tej historii. Dziś nawet śmiałem się wspólnie z autorami tego tekstu, że oni tak naprawdę wykonują urzędniczą pracę. Oficjalnie poprosili o akta, oficjalnie je otrzymali i je czytają.
Dlaczego akurat teraz zajmujecie się tematem taśm Morawieckiego?
Bo teraz dostaliśmy zgodę. Andrzej Stankiewicz (dziennikarz portalu Onet.pl – red.) od bardzo dawna prosił sąd o dostęp do tych akt. I teraz dostał taką możliwość. O tym, w jaki sposób udostępniono nam akta, piszemy w tekście. Gdybyśmy dostali dostęp za pół roku, to za pół roku byśmy napisali ten tekst.
Premier Mateusz Morawiecki sam doszukuje się tu celowości. Waszą publikację skomentował tak: "Komuś nadepnęliśmy na odcisk. To co tam powiedział jakiś kelner, to jest oczywiście jego prawo zeznań. Ja sobie nie przypominam tego typu spraw. Sądzę, że jest to nieprzypadkowa data, że to teraz wyszło".
Każdy wyraz poparcia dla polityka jest szczerym wyrazem zachwyconego wyborcy. Zaś każdy wyraz krytyki jest częścią skoordynowanego ataku na parlamentarzystę, który prowadzi skuteczną politykę i komuś wstąpił na odcisk.
Zawsze tak było i zawsze tak będzie. W mediach pracuję prawie od 30 lat. Słyszałem to już od wszystkich polityków, którzy jednego dnia kochają dziennikarza, a drugiego go nienawidzą.
Dla dziennikarza to komplement.
To jest normalny stan rzeczy. Dopóki politycy mówią takie rzeczy, to nie mam z tym żadnego problemu. Ale gdy to zamieni się w jakieś działania prokuratury, służb specjalnych, to wtedy mówimy o złamaniu zasad demokracji.
Chciałem też zwrócić uwagę, że wczoraj zostaliśmy zaatakowani przez polityków PiS i PO. Według pana przewodniczącego Schetyny termin publikacji tekstu Onetu nie jest przypadkowy, ponieważ – jego zdaniem – zadaniem tej publikacji jest przykrycie afery radomskiej.
Spodziewał się pan, że Prawo i Sprawiedliwość przyjmie linię obrony przez atakowanie Onetu?
Prawo i Sprawiedliwość od pewnego czasu ma taką taktykę zarządzania kryzysem przez atak.
W przypadku naszej publikacji, politycy PiS mieli większy problem, bo nie mogli zdezawuować zawartych w niej informacji. Robiąc to, zdezawuowaliby aferę, która pomogła im wygrać wybory. Mieli problem, więc wybrali drogę pośrednią, czyli atak na Onet.
To samo przechodziliśmy przy tekście o notatce MSZ. Nie mogli zaatakować nas merytorycznie, ponieważ wiedzieli, że to, co napisaliśmy jest prawdą, w związku z tym uderzali w nas personalnie.
Na razie politycy PiS atakują tylko słowami. Mówią, że stoi za wami niemiecki wydawca i wpływa na linię redakcyjną.
Chciałem sprostować, że nie stoi za nami niemiecki, tylko szwajcarsko-niemiecki wydawca.
Politycy mówią też, że "Schetyna wrócił z Niemiec i Onet przeszedł do ofensywy".
To taka papka słowna, którą politycy sprzedają, bo ich zwolennicy potrzebują czegokolwiek, by nie musieć analizować nieprzychylnych informacji.
Jak Onet opisał faktury pana Kijowskiego, byłego szefa KOD, to ci sami politycy, którzy nas atakują, bo "dostajemy polecenia od Niemców", wtedy nas chwalili, bo jesteśmy fantastycznymi dziennikarzami. Wracamy znowu do tematu obłudy.
Póki co są to słowa. Hipotetycznie załóżmy, że zaczynają się poważniejsze groźby, sprawa ląduje w prokuraturze, co wtedy robicie?
To pytanie czysto teoretyczne. Jeszcze raz podkreślę, że dziennikarze Onetu do niczego nie dotarli.
Tak, zrelacjonowaliście i opisaliście nagrania, które znalazły się w aktach śledztwa w sprawie afery taśmowej. Fragmenty stenogramów pojawiły się już wcześniej w innych mediach, choć nikt nie zaprezentował całości.
Tak, zrelacjonowaliśmy dokumenty, które nie były wcześniej dostępne. Nikt przed nami nie dostał zgody na zapoznanie się z tymi materiałami. Byliśmy pierwsi i zrelacjonowaliśmy je opinii publicznej.
Na razie nie słyszałem żadnej groźby. Póki co, to typowa papka werbalna. Zapamiętuję sobie to, co teraz politycy mówią o nas.
I jestem przekonany – w przeszłości zawsze tak było – że w momencie, kiedy ludzie, którzy teraz wykazują się tak nieprawdopodobną arogancją władzy, kiedy tę władzę stracą, to wówczas zmienią front.
Wtedy będą przychodzili do nas i szukali oparcia, będąc w opozycji. Wówczas sytuacja się odwróci. Będę pamiętał o tym, co teraz o nas mówią.
Politycy PiS już przestali rozmawiać z dziennikarzami Onetu?
To, co się teraz dzieje, miało miejsce już wcześniej. Nie jest tak, że działacze PiS są wyjątkowi. Od czasów Richarda Nixona wiemy, że politycy nienawidzą mediów.
Oczywiście, że niektórzy politycy PiS nie odbierają od nas telefonów, ale ode mnie nie odbierali telefonów już politycy SLD, Platformy Obywatelskiej. Teraz na przykład pani Mazurek, która podobno jest rzecznikiem, nie odbiera od nas telefonów.
Jeśli już jesteśmy przy Beacie Mazurek. Wrócę do jej komentarza, w którym zażądała, byście "wyciągnęli karty na stół" i jeżeli macie jakieś taśmy, to byście je upublicznili i "przestali insynuować". Jak sądzę, mogło jej chodzić o kluczową informację z tekstu, że premier Morawiecki miał w rozmowie z nieznanym mężczyzną mówić o zakupie nieruchomości na podstawione osoby.
Zostało to dokładnie opisane w tekście. Są zeznania tzw. kelnerów, którzy mówią o tej taśmie, natomiast fizycznie jej nie ma. Moim zdaniem zadaniem służb specjalnych powinno być ustalenie, czy ona gdzieś jest.
Wszystko, co wiemy na temat tej taśmy opisaliśmy w tekście. Mówią o niej kelnerzy. Pani prokurator, która ich przesłuchuje wie o tym, jest to w oficjalnych aktach śledztwa. Ale nie ma śladu, aby ktokolwiek podjął jakiekolwiek dalsze działania w tej sprawie.
Myśli pan, że ujawnienie treści tych nagrań może wpłynąć na opinię Polaków o premierze?
Zadaniem mediów jest dostarczanie ludziom informacji, na podstawie których ci wyrobią sobie zdanie na temat osób działajacych w życiu publicznym. I mogą oni uznać, że pan premier jest świetny albo że się nie nadaje na stanowisko, które zajmuje.
Każdy czytelnik sam sobie wyrabia opinię. Mam swoje osobiste zdanie na ten temat, ale go nie ujawnię.