Dyrektor festiwalu napisał o żeńskich końcówkach. Potem bardzo tego żałował

Adam Nowiński
Stefan Laudyn jest dyrektorem Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego. Ostatnio "popisał się" tekstem, którego kobiety nie wybaczą mu przez długie miesiące jeśli nie lata. To właśnie przez takie wstawki mężczyźni zbierają minusy u płci przeciwnej. Ale nie ma co się dziwić – facetów nikt nie uczy jak jak się maja zachowywać i co mają robić.
Stefan Laudyn podpadł kobietom swoimi dywagacjami na temat słowa "widzka". Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
"Drogi Widzu Warszawskiego Festiwalu Filmowego, w poprawnych politycznie publikacjach pewnie pojawiła się albo wkrótce się pojawi, forma 'Droga Widzko'. Ale u nas jeszcze nie" – tak rozpoczyna się zaproszenie na 34. Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy jego dyrektor – Stefan Laudyn.

Co jest złego w tym wstępie? Pewna kąśliwość, która mi jako facetowi od razu rzuca się w oczy, a co dopiero kobiecie. Mowa oczywiście o komentarzu dotyczącym "drogiej widzki".

Nie wiedzieć czemu dyrektor zawarł te dywagacje na samym początku zaproszenia. Czy ktoś kiedykolwiek uczył go pisać tego typu formy? Czy to kulturalne na samym wstępie obrażać statystycznie ponad 50 proc. osób, które potencjalnie mogłyby przyjść na festiwal? W ciemno odpowiedź brzmi: nie.
Tak wyglada początek zaproszenia autorstwa Laudyna.Oprac. naTemat.pl
Po publikacji zaproszenia w sieci rozgorzała ostra dyskusja. Kobiety były oburzone słowami dyrektora festiwalu, który z założenia ma być przedstawicielem kultury przez duże "K". Na kilku forach i facebookowych grupach feministycznych Laudyn został okrzyknięty prostakiem i ignorantem. Nakłaniano też do bojkotu festiwalu.


"Z przykrością czytamy, że dyrektor jednego z najważniejszych festiwali filmowych w Polsce uznał za stosowne wyrazić publicznie swoją dezaprobatę nie tylko wobec żeńskich końcówek, ale tym samym także wobec powszechnych dziś praktyk antydyskryminacyjnych – czytamy w oświadczeniu Kobiet Filmu, organizacji skupiającej kobiety w branży filmowej.

– Przecież można było spokojnie napisać drodzy widzowie i byłoby po kłopocie – mówi w rozmowie z naTemat Monika, 30-letnia polonistka. Sama jest gorliwą zwolenniczką zmian w języku Polskim, a w szczególności żeńskich odpowiedników męskich nazw zawodów.

– Co jakiś czas słychać echa kolejnego sporu na temat poprawności językowej w przypadku takiego, albo innego słowa. Prawda jest taka, że nasz język jest bardzo plastyczny i przede wszystkim stale się zmienia. Weźmy na przykład słowo "straszny". Kiedyś było ono kojarzone tylko z czymś przerażającym, a teraz jest synonimem słowa "bardzo" – tłumaczy nasza rozmówczyni.

Kobieta strażak, czy strażaczka?
Historycznie żeńskie formy były przecież powszechnie stosowane jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym. Przykład? Kobiety z tytułem doktorskim powszechnie tytułowano doktorkami. Potem jednak po żeńskich nazwach przejechał się PRL, który wylansował manierę nazywania kobiet po męsku.

Na szczęście środowiska równościowe walczą o przywrócenie starych sposobów odmiany i o tworzenie nowych. Powstał nawet "Słownik nazw żeńskich polszczyzny", w którym zostały one spisane. Ale to i tak nie przekonuje wszelkiego rodzaju purystów językowych, którzy przy każdej dyskusji na temat "końcówek" lubią wtrącić swoje pięć groszy.

A każde dywagacje na temat jak pisać: strażak czy strażaczka, minister czy ministra kończą się zazwyczaj ideologiczną dyskusją. Zdaniem specjalistów – niesłusznie.
Mirosław Bańko
profesor, językoznawca i leksykograf

Ministra budziła najwięcej emocji, gdyż stworzono ją według stosunkowo rzadko stosowanego modelu, ale i ona się broni. Proces tworzenia nazw żeńskich został niepotrzebnie zideologizowany, podczas gdy na poparcie zasługuje przede wszystkim dlatego, że wspomaga funkcje komunikacyjne języka. Czytaj więcej

W 2012 roku, po aferze z "ministrą", którą wywołała Joanna Mucha zebrała się specjalnie Rada Języka Polskiego, która stwierdziła, że formy żeńskie nazw zawodów i tytułów są systemowo dopuszczalne. A w tych przypadkach zawodów, w których nie ma żeńskich końcówek, można je stworzyć i upowszechnić ich użycie.

"To, oczywiście, można zmienić, jeśli przekona się społeczeństwo, że formy żeńskie wspomnianych nazw są potrzebne, a ich używanie będzie świadczyć o równouprawnieniu kobiet w zakresie wykonywania zawodów i piastowania funkcji" – czytamy w opinii RJP.
Joanna Mucha tłumaczy użycie odmiany "pani ministra" YouTube.com / publicystykatvp
Nikt nie uczy facetów
Wydaje się, że w przypadku dyrektora i jego "niby nic nie znaczącej wstawki", problem tkwi głębiej – on nie wiedział, że pisze coś niestosownego. Dlaczego? Bo mężczyźni na ogół nie są uczeni takiej wrażliwości. W wychowaniu facetów generalnie króluje kult siły. Uczeni są nie pokazywać uczuć, bo uczucia to słabość. Co dopiero mówić o pewnym wyczuleniu i wrażliwości, które obecnie jest po prostu wymagane.

– Faceci nie są uczeni jak sobie radzić w tej nowej sytuacji i tej rzeczywistości. Nie szkoli się mężczyzn na okoliczność dawania sobie rady w byciu mężczyzną w XXI wieku – mówiła naTemat doktor Magdalena Łużniak-Piecha, psycholożka społeczna.

Dlatego też, żeby facet zrozumiał co robi źle – musi wybuchnąć afera, taka jak z dyrektorem WMFF. Wtedy dopiero olśniewa go i pospiesznie zamieszcza sprostowanie. Może to i jest szczere, ale to co napisał w zaproszeniu, nadaje się do księgi rekordów zarozumialstwa i zwyczajnej głupoty.

"Od kilku lat obserwuję pojawianie się żeńskich form wyrazów, które nie występowały w tradycyjnej polszczyźnie. Rozpoczynając w tym roku pisanie listu do Widzów, zorientowałem się, że być może już niedługo w obiegu pojawi słowo 'widzka', a ja pisząc list, być może kiedyś użyję go w zwrocie, który zwykle dotąd brzmiał Drogi Widzu" – napisał w oświadczeniu Stefan Laudyn.
I wierząc w jego słowa, albo nie, ale do tej afery nie doszłoby, gdyby dyrektor po prostu zastanowił się nad tym co pisze, a przede wszystkim jakie oddziaływanie mogą mieć jego słowa. Przecież gdyby użył słowa "widzka" może stałby się jego prekursorem i popularyzatorem. A tak po sprawie pozostał tylko nieprzyjemny smród.