Niby "tylko" klasa C, a komfort jak w wyższych modelach. Ten samochód to sposób, żeby wejść do świata Mercedesa

Piotr Rodzik
Wygląda świetnie, jeździ nad wyraz komfortowo, wzbudza w pewnym sensie pożądanie (sąsiedzi odnotowali pojazd) i jest wręcz stworzony do podróży w długich trasach. Mercedes C200 po liftingu zaskakuje w wielu aspektach i sprawia wrażenie idealnego "pierwszego auta klasy premium". O ile nie przeszkadza wam półtoralitrowy silnik…
Nowa klasa C to auto tak samo prestiżowe... jak zawsze. Fot. naTemat
Swoją przygodę z flagowymi limuzynami Mercedesa przeżyłem w dość dziwaczny sposób. Zaczęło się przecież od… klasy S. Później przyszedł czas na mniejszą "o jeden stopień" klasę E. Przy teście tamtego auta pisałem, że to właściwie zminiaturyzowana S-klasa, zarówno pod względem wyglądu, jak i właściwości jezdnych.
Fot. naTemat
Teraz przyszło sprawdzić mi nową klasę C po liftingu i… skąd ja to znam?

Nie do pomylenia z żadnym innym autem
Klasa C po liftingu wygląda.. w zasadzie tak jak przed liftingiem. Jedyną nowością są reflektory Multibeam LED. Te nie dość że wyglądają świetnie i nadają klasie C jeszcze bardziej zadziornego wyglądu, to na dodatek mają taką ciekawą przypadłość, że zamieniają noc w dzień. Miły akcent.
Fot. naTemat
Reszta właściwie się nie zmieniła. Przy okazji testowanej wersji warto jednak zwrócić uwagę, że była ona wyposażona w pakiet wykończeniowy AMG. Dzięki temu najmniejsza limuzyna Mercedesa wygląda jeszcze lepiej.


Więcej zmian zaszło w środku. Przede wszystkim znacząco rozrósł się ekran w środkowej części ekranu. Jednak dalej jak to w Mercedesie trzeba poświęcić tydzień, żeby się w nim połapać, poliftingowa C klasa nie idzie też śladem nowej klasy A i ekran nie jest dotykowy. Niby spoko, przynajmniej się nie palcuje, ale spróbujcie obsłużyć Android Auto. Dramat.
Fot. naTemat
Z kolei za kierownicą pojawiły się cyfrowe zegary. Nie są one połączone jedną taflą szkła z ekranem środkowym jak w wyższych modelach Mercedesa (np. w niedawno testowanym CLS), zostały w tradycyjnych tubach. Wyglądają i tak świetnie – moim skromnym zdaniem wirtualny kokpit w autach Mercedesa jest jednym z najlepszych na rynku. Szkoda tylko, że obsługujemy go dwoma dotykowymi gładzikami na kierownicy. Są po prostu fatalne.

Cała reszta jest taka jak powinna być w Mercedesie. Przepiękne ciemne drewno użyte do wykończenia konsoli środkowej, dużo skóry, aluminium, wygodne fotele. To samochód, w którym chce się być.
Fot. naTemat
Raczej dla statecznych kierowców
W trakcie jazdy można mieć z kolei odczucia w pewnym stopniu... ambiwalentne. "Cywilne" Mercedesy (czyt. nie AMG) nigdy nie były autami, które można było kupić ze względu na ich właściwości jezdne i… nie inaczej jest tym razem. Chyba że ktoś poszukuje wygodnego krążownika oczywiście. Testowana C-klasa to auto zdecydowanie stateczne, zwłaszcza w trybie komfortowym. Samochód spokojnie połyka kolejne kilometry i z gracją wybiera nierówności. W środku panuje też niesamowita cisza dzięki 9-biegowej, automatycznej skrzyni biegów. To warto podkreślić – konkurencja w tym przedziale cenowym nie daje takiego komfortu według mnie.

Gorzej, jeśli chcemy docisnąć pedał gazu. W trybach Sport i Sport+ różnica w prowadzeniu niby jest, ale można powiedzieć, że w zasadzie jest kosmetyczna. C200 zdecydowanie nastawiony jest na pokojowy cruising drogą – najlepiej taką wzdłuż wybrzeża.
Fot. naTemat
Tym bardziej, że pod tą nazwą kryje się tak naprawdę nie dwulitrowy, co mogłaby sugerować nazwa, a półtoralitrowy silnik o mocy 184 koni mechanicznych. Z jednej strony – jest wystarczający do zwyczajnej jazdy. Z drugiej strony – auto jest jednak dość ślamazarne. Dość powiedzieć, że klasa C całą moc osiąga bardzo późno i w wąskim zakresie obrotów: od 5800 do 6100 na minutę. W tym wszystkim nie pomaga dziewięciobiegowy automat. Biegów jest tak dużo, że wręcz spowalniają przyspieszenie tego samochodu. Klasa C z tym silnikiem pierwsze sto kilometrów osiąga w niecałe osiem sekund.

Czy to przeszkadza? Jeśli tak, to zawsze można wybrać model z większym silnikiem. A jeśli nie, to… to tym lepiej. Klasa C najlepiej sprawdza się wtedy, kiedy chcemy komfortowo podróżować. Nastawiony jest na to i silnik, i choćby wspomniana skrzynia biegów. Te dziewięć biegów w trasie wykonuje fenomenalną pracę – w środku panuje błoga cisza. W tempie autostradowym w środku w zasadzie można szeptać.
Fot. naTemat
Tak naprawdę, jeśli nie zwracać uwagi na przeciętne osiągi, klasa C daje – za kierownicą – bardzo tożsame odczucia jak flagowa klasa S. Komfort, cisza w środku, wykończenie materiałami wysokiej jakości. Wszystko jest tutaj na miejscu i naprawdę przypomina doznania, które zapewnia większy brat. Naprawdę w kwestii komfortu nic temu auto nie można zarzucić. Powtarzam to słowo – komfort – co chwilę, ale to naprawdę sedno tego samochodu.

Za te wygody odpowiada także cała masa systemów bezpieczeństwa i nowinek technicznych. Klasa C sama utrzymuje się na swoim pasie, w awaryjnej sytuacji sama zahamuje. W aucie znajduje się system EQ Boost, czyli po prostu tzw. miękka hybryda oparta na 48-woltowej instalacji. To coraz popularniejsze rozwiązanie sprawia, że samochód odzyskuje energię przy hamowaniu.
Fot. naTemat
Dzięki funkcji Boost energia jest z kolei oddawana do układu napędowego w chwilach większego zapotrzebowania na moc. A co najprzyjemniejsze – dzięki 48-woltowej instalacji samochód nie odpala w "tradycyjny" sposób z rozrusznika. Robi to miękko, bezszelestnie. Wciskasz guzik i samochód może jechać. Trochę jak elektryk.

Do tego jeszcze kilka słów o spalaniu. To wypada... dość przeciętnie. Nie padają tutaj żadne wyniki, które wprawią w kłopot właściciela tego auta (i jego kieszeń), ale mimo wszystko... przecież to tylko półtoralitrowy silnik. Zdarzają się większe w autach miejskich.

Na autostradzie C200 potrzebuje przy płynnej jeździe trochę ponad osiem litrów bezołowiowej. Na trasach ekspresowych zmieścimy się poniżej siedmiu litrów. Ale już w mieście naprawdę trudno zejść poniżej dwunastu litrów na sto kilometrów.
Fot. naTemat
Nie jest drogi – jak na Mercedesa
To wszystko jest dostępne za całkiem umiarkowaną cenę – oczywiście jak na producenta ze Stuttgartu. Najtaniej nową C-klasę można nabyć za niemal 135 tysięcy złotych. Wersja z półtoralitrową benzyną taką jak w teście to ponad 158 tysięcy. Napęd 4Matic kosztuje kolejne 10 tysięcy złotych.
Fot. naTemat
Oczywiście niezbędne w aucie tej klasy dodatki sprawią, że cena szybko przekroczy 200 tysięcy złotych. Niemniej jednak za wrażenie komfortu, które oferuje, kwota nie wydaje się zbyt wygórowana. Naturalnie wszystko jest kwestią perspektywy i zasobności portfela, ale za podobną dawkę komfortu można w Mercedesie zapłacić znacznie, znacznie więcej.

Wtedy jednak mamy komfort nie tylko z przodu, ale i z tyłu. Bo klasa C to auto przede wszystkim dla osoby za kółkiem.

Mercedes C200 na plus i minus:

+ Świetny wygląd
+ Największy komfort jazdy w tej klasie
+ Poczucie "mercedesowskiego premium"
- Przeciętne spalanie
- Nie nadaje się do dynamicznej jazdy

Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat