Porozumienia by nie było, gdyby nie polecenie Kaczyńskiego. Brudziński postawiony pod ścianą

Adam Nowiński
Joachim Brudziński już od marca znał postulaty związkowców, ale dopiero teraz zdecydował sie na rozmowy z nimi. Dlaczego? Jak udało się ustalić "Gazecie Wyborczej" minister spraw wewnętrznych dostał polecenie od Jarosława Kaczyńskiego, że ma za wszelką cenę dogadać się z policjantami.
Brudziński nie chciał słuchać związkowców. Sytuacja jednak uległa zmianie. Wszystko przez Kaczyńskiego. Fot. Jakub Włodek/Agencja Gazeta
Od kilku miesięcy związkowcy służb mundurowych narzekali na to, że Joachim Brudziński nie słucha ich postulatów i nie chce sie z nimi dogadać. W marcu usłyszał ich warunki, powiedział, że może dać mniej, że "budżet nie jest z gumy" i do tej pory unikał rozmów. Co się więc zmieniło?

Policjanci zbuntowali się i zorganizowali masową akcję, którą potem ochrzczono "psią grypą". To dało do myślenia kierownictwu PiS, ponieważ w czwartek Brudziński zdanie zmienił i zasiadł do rozmów ze związkowcami. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", to przez Kaczyńskiego, który wydał mu polecenie, że ma nie wychodzić z gabinetu, dopóki nie dogada się z policjantami.


Miał to zrobić za wszelką cenę. Stąd minister poszedł na kilka ustępstw, które będą kosztowały państwo dodatkowe 2 miliardy złotych. Przypomnijmy, że w myśl porozumienia od 1 stycznia 2019 r. członkowie służb dostaną 655 złotych podwyżki, a od 1 stycznia 2020 r. kolejną – w wysokości nie mniejszej jak 500 zł. Funkcjonariusze będą mogli ponadto przejść na emeryturę po 25 latach służby, ale od teraz bez wymogu ukończenia 55 roku życia.

Źródło: "Gazeta Wyborcza"