Agresywni uczestnicy Marszu Niepodległości zaatakowali dziennikarkę. Nikt nie stanął w jej obronie

Paweł Kalisz
Marsz Niepodległości, który w niedzielę przeszedł ulicami Warszawy, przebiegał w dużo spokojniejszej atmosferze, niż zeszłoroczny. Nie obyło się jednak bez incydentów – a konkretnie bez szarpaniny i gróźb pobicia. Zamaskowani uczestnicy marszu zaatakowali dziennikarkę "Gazety Wyborczej". Nikt nie stanął w jej obronie.
Zamaskowany mężczyzna zaatakował dziennikarkę "Gazety Wyborczej" Fot. Screen z nagrania / "Gazeta Wyborcza"
Okazuje się, że wcale nie trzeba być korespondentem wojennym, żeby doświadczyć na własnej skórze przemocy i narazić się na nie tylko na straty w sprzęcie, ale i obrażenia na ciele. Wystarczy być dziennikarzem innych mediów niż prawicowe i pójść na Marsz Niepodległości.

Tak jak dziennikarka "Gazety Wyborczej", która poszła filmować uczestników niedzielnego marszu. Kilku zamaskowanym mężczyznom najwyraźniej nie spodobało się, że fragmenty ich twarzy znajdą się na nagraniu, doskoczyli do dziennikarki i próbowali jej wyrwać kamerę. Posypały się wyzwiska, pośród których "wypie... do Brukseli" jest jednym z bardziej cenzuralnych.


Świadkowie tego zajścia nie stanęli w obronie kobiety, mówili tylko między sobą o prowokacji TVN czy KOD. Ostatecznie kilku strażników marszu odciągnęło najbardziej krewkich demonstrantów i nie doszło do nieszczęścia. Przede wszystkim jednak naskoczyli na dziennikarkę, której zwyczajnie... kazali odejść. Tak jakby to ona była winna całemu zajściu.

Podobnie jakby Obywatele RP stojący na ulicy Smolnej z transparentem z napisem "Konstytucja" byli winni tego, że w ich kierunku posypały się wyzwiska, race i petardy. Ale oni przynajmniej byli ochraniani przed podwójny kordon Żandarmerii Wojskowej i policji z tarczami i bronią gładkolufową. Dziennikarka była bezbronna pośród tłumu agresywnych "patriotów".

źródło: "Gazeta Wyborcza"