"Klawisze" mają dość. "W służbie jest dramat: po 300 nadgodzin, a te 650 zł podwyżki to pudrowanie trupa"

Daria Różańska
– Pracuję na tzw. "ochronkach", czyli mam do czynienia z pedofilami, gwałcicielami, zabójcami. Za przeproszeniem muszę usługiwać osobom, które molestowały, gwałciły swoje wnuczki. Tak naprawdę to jestem od wszystkiego – przez 12 godzin za dnia i tyle samo w nocy... Wtedy głównie pilnuję, żeby nie zrobili sobie krzywdy. Czasami przychodzę rano do domu i patrzę w telefon, czy przypadkiem nie ma trupa na celi – opowiada Marek, który od 10 lat pracuje w Służbie Więziennej.
650 złotych brutto – taką podwyżkę od stycznia 2019 roku mają otrzymać również pracownicy Służby Więziennej. Ale pieniądze to tylko jeden z wielu problemów. Fot. Jarosław Kabulski / Agencja Gazeta
We wtorek Patryk Jaki, wiceminister resortu sprawiedliwości, zapewnił, że i pracownicy Służby Więziennej otrzymają podwyżki. Takie same jak pozostali mundurowi, którzy podlegają MSWiA. W praktyce od stycznia przyszłego roku dostaną oni pensje wyższe o 650 złotych brutto. Ale akurat dla nich pieniądze nie były najważniejsze.

– To pudrowanie trupa. Ciągle jest się w pracy. Wracam do domu i żona mówi: "O przyjechałeś się przespać". Często bywa tak, że dłużej jestem w pracy niż w domu. A to dlatego, że nie ma ludzi – mówi nam Tomek.

– Kiedy przyznaję się, że jestem klawiszem, to słyszę: "Jezus Maria". Moi znajomi wiedzą, ale między obcymi nie poruszam tematu. Nie chwalę się tym. A ty kim jesteś? Strażakiem. A to fajnie, ratujesz ludzkie życie. Już nawet zmieniło się nastawienie do policji. A my przez cały czas tkwimy w komunie. Proszę zobaczyć na nasze mundury, przecież wyglądamy jak ZOMO – zauważa. O swojej pracy w Służbie Więziennej mówią nam też Bartek i Marek.


Imiona wszystkich bohaterów tekstu – na ich prośbę – zostały zmienione.

Bartek: Rzucają w nas kiblami

Mam 28 lat, od siedmiu lat jestem oddziałowym w areszcie. Korzystam z pomocy psychologa. Mój ojciec jest żołnierzem i widzę, jak on wygląda, a jak wyglądają klawisze. My jesteśmy siwi, łysiejemy, mamy wykręcone nadgarstki. Biorę też tabletki na nadciśnienie.

Do służby poszedłem, chociaż wcześniej nikt z mojej rodziny tam nie pracował. U mnie są policjanci, żołnierze, ja jako pierwszy zostałem klawiszem. W 2011 roku rekrutacja była podzielona na dwa dni. Na dziesięć miejsc w Służbie Więziennej było aż 350 chętnych. Też myślałem, że ta praca wygląda inaczej: że strażnik oddziałowy siedzi, wypuści osadzonych na spacer i ma spokój.

Ale tak naprawdę, to przez 12 godzin dziennie przebywam z ludźmi, którzy są mordercami, gwałcicielami. Jak przyjąłem się do pracy, to pedofile w więzieniu siedzieli cicho. A teraz piszą skargi, bo woda w łazience za zimna albo za mało miejsca na jedzenie.

My im normalnie usługujemy. Jako oddziałowy odpowiadam za 110 osadzonych. Do jednej celi podchodzę ze 12 razy dziennie: śniadanie, obiad, kolacja, spacer, telefon, leki, korespondencja, widzenia, czynności procesowe. To jest ruch jak na Marszałkowskiej.

Ostatnio przyszedł nowy funkcjonariusz. Po twarzy było widać, że młody, no i mundur miał taki świeży. I jeden osadzony do tego małolata rzucił: "Co się kurwo patrzysz? Dojechać cię?". Mówię mu wtedy: "Chłopie, ty się nie przejmuj, oni tacy są". Bo wiadomo jak to młody, przyjdzie, zobaczy, jak wygląda ta praca, a później na jego konto wpłynie 2300 złotych. I on wtedy zada sobie pytanie: "Mam 25 lat robić w tym syfie?".

Bo to naprawdę jest syf. Więźniowie rzucają w nas kiblami, kolega otwierał celę i dostał telewizorem. Dobrze, że się odsunął.

Inna historia: jeden z osadzonych, który jest chory psychicznie, a wcześniej zgwałcił policjantkę, przegryzł sobie język i pluje na nas. Trzeba do niego chodzić w ochronnych kaskach albo z tarczami.

Nie mówię, żeby bić osadzonych i samemu wymierzać sprawiedliwość. Za komuny mówiło się, że strażnik z nudów kogoś bije. Kiedyś klawisz był panem życia i śmierci. Ale chodzi o zwykłą sprawiedliwość. Na przykład raz osadzony mnie zaatakował, bo nie miałem, jak go zaprowadzić po spodnie do magazynu. I on po prostu się na mnie rzucił. Sprawa się toczy.

Jeden osadzony się pociął, poszedł do kibla i tam się wykrwawił. Kolega się spóźnił 10 minut. Nie rozumiem, dlaczego mam odpowiadać za życie kogoś dorosłego? Jeśli ja widzę, że on się wiesza, to wtedy interweniuję.

Cały czas jest się w pracy. Teraz mam 300 nadgodzin. I nie mam jak ich odebrać, bo nie ma kto za mnie przyjść. U mnie w areszcie są 22 etaty i nabór na tylu funkcjonariuszy. Ale nie mogą uzbierać chętnych. Szeregowy dostaje pensję w wysokości 2300 złotych i jak w Warszawie, czy Gdańsku ma za to żyć? Ja mam siedem lat służby i dokładnie moja pensja wynosi 2 996 złotych i 36 groszy. 5 złotych płacę na związki.

Ale nam nie chodzi o podwyżkę, tylko o szacunek do funkcjonariusza. Problemy w Służbie Więziennej się nawarstwiają, a to dlatego, że prawa więźniów są absurdalne. Tak naprawdę osadzony ma więcej praw niż funkcjonariusz.

Prawie każda interwencja jest nagrywana, a później analizowana przez Okręgowy Inspektorat Służby Więziennej. I czepiają się, że źle ręka zgięta albo że nie ma rękawiczek. Człowiek po tym zakładzie chodzi jak beduin i słyszy na przykład: "Weź mnie kurwo do telefonu". To jest walka. Żołnierze ćwiczą i przygotowują się do wojny, a my przez cały czas jesteśmy na tej wojnie.

Marek: Obsługuję gwałcicieli
W więziennictwie pracuję od 10 lat. Jestem starszym strażnikiem działu ochrony. Za dnia mam 50 podopiecznych, w nocy – stu. Pracuję na tzw. "ochronkach", czyli mam do czynienia z pedofilami, gwałcicielami, zabójcami.

Za przeproszeniem muszę usługiwać osobom, które molestowały, gwałciły swoje wnuczki czy wnuczęta. A wiem za co siedzą. Tak naprawdę to jestem od wszystkiego – przez 12 godzin za dnia i tyle samo w nocy... Wtedy głównie pilnuję, żeby nie zrobili sobie krzywdy. A jeśli już coś się stanie, to odpowiadam za ich życie.

Tak naprawdę nocą nie możemy wejść do celi. My tylko świecimy latarką. Są też osadzeni, którzy są kontrolowani co godzinę albo co 15 minut. Ale jeżeli ten leży na łóżku, to ja nie jestem w stanie ocenić, czy on żyje czy nie. Czasami przychodzę do domu po nocce i patrzę w telefon, czy przypadkiem nie ma trupa na celi.

Drugi raz bym się na taką pracę nie zdecydował. Po dziesięciu latach dostaję na rękę 2 850 złotych. Gdyby nie to, że żona pracuje i zarabia, to byłoby ciężko... Ostatni awans dostałem osiem lat temu. To wszystko zależy od widzimisię kierownictwa. A z ich strony są ogromne naciski. Oni nie przyjdą i nie pomogą, tylko wymagają.

Ciężko jest, nikt nie chce być klawiszem. Jesteśmy bardzo źle odbierani przez społeczeństwo. Zniszczono mi samochód. Wiem kto, ale nie mam na to świadków. To były osadzony. Policja sprawę umorzyła.

Ciągle jesteśmy w pracy. Sam mam 300 nadgodzin, a do końca roku jeszcze trochę zostało. Jesteśmy pod wieczną presją i kontrolą. Wszystkie komunikaty są nagrywane, czyli jesteśmy cały czas na posłuchu. I teraz zakładają takie kamery, że widać każdy najdrobniejszy szczegół. Wszystko mogą zobaczyć.

Pracujemy z osobami, które mają różne zaburzenia, są zarażone wirusem HIV, żółtaczką. Jako funkcjonariusze nie wiemy, że jakaś osoba jest chora.

W naszej okolicy nie ma szpitali więziennych, więc jeśli osadzony zrobi sobie krzywdę, to czekają nas dodatkowe służby w publicznych placówkach. Jak mamy dzień wolny, to dostajemy telefon, że nockę robimy w szpitalu. Po 12 godzin. Czasami też na oddziale psychiatrycznym, gdzie jesteśmy zamknięci z pacjentami.

Co byłoby dla mnie najważniejsze? Płaca i zmiana podejścia. Kara dla osadzonych ma być karą, nie nagrodą. Jeżeli osoba z dożywociem ma więcej praw niż funkcjonariusz, to coś jest chyba nie tak.

Tomek: Czy czasami nikt się nie pociął?

Kiedy przyznaję się, że jestem klawiszem, to słyszę: "Jezus Maria". Moi znajomi wiedzą, ale między obcymi nie poruszam tematu. Nie chwalę się tym. A ty kim jesteś? Strażakiem. A to fajnie, ratujesz ludzkie życie. Już nawet zmieniło się nastawienie do policji. A my przez cały czas tkwimy w komunie. Proszę zobaczyć na nasze mundury, przecież wyglądamy jak ZOMO.

Nigdy nie chciałem być klawiszem. Ale tak wszyło: wróciłem z pracy za granicą i razem z kumplem poszliśmy. I tak już zostało. Od 10 lat jestem starszym oddziałowym. Jestem po szkole podoficerskiej, po kursie oddziałowego, ale już od sześciu lat czekam na awans. Nie dostałem, bo ośmieliłem się dbać o swoje prawa.

Problem polega na tym, że więźniowie mają swoje prawa, a my nie. Jest jak z dziećmi w żłobku: przynieś, wynieś, pozamiataj. Niedługo nam tace kupią i będziemy usługiwać. Osadzeni mają wszystko: gry komputerowe, telewizory, leki za darmo, spacerki, ciepłą kąpiel dwa razy w tygodniu. Na zimę to idealna sytuacja. Teraz na przykład więzień ma prawo zadzwonić codziennie na pięć minut. Przełożeni nakładają na nas tyle obowiązków, że nie jesteśmy w stanie się wyrobić.

No i ciągłe napięcie. Chodzę do psychiatry. Od dłuższego czasu biorę leki, żeby w ogóle iść do pracy. Tam przez cały czas jest polowanie na kamerach. A jak coś się stanie, zobaczą, że stosujemy środki przymusu, to sekunda po sekundzie analizują nasze zachowanie i wytykają np., że nie były wykorzystane rękawiczki...

Przez cały czas jesteśmy na świeczniku. Jak jest nocka, to oddziałowy o 2:00 się zrywa i patrzy, czy czasem nikt się nie wiesza. A nie daj Boże, by taki oddziałowy zasnął, a osadzony by się powiesił. I to jest normalnie odpowiedzialność karna.

W Służbie Więziennej jest teraz dramat i nie zmienią tego żadne podwyżki. 650 złotych to jest pudrowanie trupa. Inaczej nie jestem w stanie tego określić. Co zmienią te pieniądze, kiedy ciągle jest się w pracy. Wracam do domu i żona mówi: "O przyjechałeś się przespać. Często bywa tak, że jestem dłużej w pracy niż w domu".

My mamy po 100, 300, a nawet 800 nadgodzin. Nie są one płatne, można za to odebrać wolne. Ale mówię: "Panie kierowniku, chciałbym wolne". I słyszę, że nie ma ludzi. "A ja mam chrzest" – powtarzam i znowu: "A ja nie mam ludzi".

W mojej jednostce w tej chwili na 60 pracowników w dziale ochrony pracuje 15. Dużo ludzi odchodzi na emeryturę, a nie przychodzą nowi. Czasami w ciągu tygodnia można sobie strzelić pięć służb 12-godzinnych. Jak funkcjonariusz ma nie popełniać błędów i pracować w takich warunkach? Mnie nie chodzi o podwyżkę, bo zarabiam 3 300 złotych, a młody funkcjonariusz 2200 złotych.

Ale apelowałbym do rządu o zmianę prawa, warunków pracy i o uatrakcyjnienie służby dla młodych funkcjonariuszy. 25 lat to dla nas okej. Nie bądźmy krajem 40-letnich emerytów, ale chodzi o to, by pracować w normalnych warunkach.

Teraz praca szuka człowieka. Biedronka oferuje 2 100 złotych na rękę, a funkcjonariusz Służby Więziennej ma dostawać 2 200 złotych? Sama ranga: jest się funkcjonariuszem, nosi orła na czapce, jak trzeba to wchodzi się na cele pacyfikować osadzonego. Różne rzeczy mogą się dziać i jest się pod telefonem w domu. Trzeba jechać w nocy do szpitala, bo ktoś się pociął. Czy pracownicy Biedronki odbierają takie telefony?